24-10-2021, 09:50 AM
W amoku złości ból na ciele zdawał się nie pozostawiać goryczy świeżych wspomnień, a jedynie tworzył coś na kształt mrowiącej zbroi. Ta przyśpieszała krążenie krwi w organizmie, aby dostarczyć energii na następny cios. Kolejne szarpnięcie. Nadchodzące uderzenie. Żeby refleks nadążył z parowaniem lecącej pięści, a własny strach nie stanowił sprzymierzeńca Ślizgona. Z każdym aspektem było ciężko, aby skupić myśli i chaos szamotaniny nie umiał odnaleźć własnego klucza, który przechyliłby szalę na stronę jednego z dzieciaków. Tors Prusa lekką oponką a brak żeber wystawionych na bezpośredni atak wcale nie łagodził bólu. Roznosił go w niezrozumiały sposób, marszcząc złowrogo czoło i ściągając brwi w tak rzadki, nienaturalny wręcz dla nich sposób.
Odgłosy bójki niosły się korytarzem, a ciała splątane w żałosnej pozycji niepodobnej ani do boksu, ani do aktów rodem z dobrych pornoli oddawały się swojej marności. Kondycja Teodora prędko o sobie przypominała, niczym ożywiona chciała uciec z miejsca wydarzeń, pozostawiając za sobą pierwsze krople potu przy skroni, cięższe oddechy i pieczenie w niektórych miejscach. Chociaż mogła to być zasługa Barnesa.
Polak w końcu uderzył pięścią w podłogę, kompletnie się rozpraszając na straszliwości, którą sam sobie wyrządził. Rozproszony i skupiony na sobie poczuł niespodziewanie, słodki niczym letnie wino Nancy, smak ust chłopaka. Chęć oddania pocałunku, posmakowania krwi z puchnących powoli warg i zaprzestania maskarady przeszła Teośka przyjemnym dreszczem, przywdziewając płaszcz najprzyjemniejszych wspomnień całego życia zamkniętych w dwóch, krótkich sekundach. Wtedy wkurwił się jeszcze bardziej, siedząc na chłopaku okrakiem, przyłożył mu siarczystym (no bo jakim innym?) liściem w twarz.
- Takie rzeczy powinieneś zostawić mojej siostrze. Chociażby z pierdolonego szacunku! - Wykrzyczał z kompletnym mętlikiem w głowię. Gotów zapierdolić chłopaka w tej sekundzie, ale zamarłe miejsce odmawiały posłuszeństwa. Kończyny zaczynały upominać się o odebranie bólu wcześniej maskowanego usłużnie adrenaliną.
Kostka: 1
Odgłosy bójki niosły się korytarzem, a ciała splątane w żałosnej pozycji niepodobnej ani do boksu, ani do aktów rodem z dobrych pornoli oddawały się swojej marności. Kondycja Teodora prędko o sobie przypominała, niczym ożywiona chciała uciec z miejsca wydarzeń, pozostawiając za sobą pierwsze krople potu przy skroni, cięższe oddechy i pieczenie w niektórych miejscach. Chociaż mogła to być zasługa Barnesa.
Polak w końcu uderzył pięścią w podłogę, kompletnie się rozpraszając na straszliwości, którą sam sobie wyrządził. Rozproszony i skupiony na sobie poczuł niespodziewanie, słodki niczym letnie wino Nancy, smak ust chłopaka. Chęć oddania pocałunku, posmakowania krwi z puchnących powoli warg i zaprzestania maskarady przeszła Teośka przyjemnym dreszczem, przywdziewając płaszcz najprzyjemniejszych wspomnień całego życia zamkniętych w dwóch, krótkich sekundach. Wtedy wkurwił się jeszcze bardziej, siedząc na chłopaku okrakiem, przyłożył mu siarczystym (no bo jakim innym?) liściem w twarz.
- Takie rzeczy powinieneś zostawić mojej siostrze. Chociażby z pierdolonego szacunku! - Wykrzyczał z kompletnym mętlikiem w głowię. Gotów zapierdolić chłopaka w tej sekundzie, ale zamarłe miejsce odmawiały posłuszeństwa. Kończyny zaczynały upominać się o odebranie bólu wcześniej maskowanego usłużnie adrenaliną.