24-10-2021, 02:18 PM
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Teo miał rację. Był jedynie pieprzonym pionkiem, który musi brać udział w chorej grze swojego ojca. Łudził się, że jakoś uda mu się wyswobodzić, zacząć życie na własną rękę. Może to jest właśnie początek czegoś większego? Pierwszy raz zdecydował się na odważniejszy krok, oczywiście magia miejsca zadziałała, ale zawsze mógłby spróbować się jakoś opierać. Zachowywał się trochę, jak pierwszoroczniak, który przypadkiem nałykał się amortenci. Jednak co mógł na to poradzić? Nic, dawał się okładać, próbując blokować ciosy oraz uspokoić nieco Prusa. Chociaż szczerze mówiąc to miał ochotę w nieco inny sposób zamknąć mu usta. Zapomniał o odpowiedzialności, racjonalności i wszystkich innych ważnych podstawach.
Trzymał mocno nadgarstki chłopaka, patrząc na jego twarz skąpaną w czerwonym świetle oraz krwi. Każdy element jakby idealnie ze sobą współgrał, kilka kosmyków opadających na spocone czoło, wściekłe spojrzenie... Ja pierdole, wpadł po uszy. Sytuacja komplikowała się coraz bardziej, a Love nie potrafił tego zatrzymać. Poza tym Prus mu za bardzo nie pomagał!
- Może i jestem, ale co według Ciebie mam zrobić?! Mam po prostu tego kurwa dość, chcę żyć po swojemu. - po chwili ponownie złapał jego dłoń, zaciskając mocniej palce na tych jego. - Chodzi o to, że non stop jej ulegasz. Oddajesz wszystko, a potem pozwalasz na to, żeby Ciebie gnoili. Złota dziewczynka, cudo rodziny i zakała rodu. - prychnął, kręcąc nieco głową z zażenowaniem. Prawda potrafiła być bolesna, a Love doskonale o tym wiedział.
- Przynajmniej próbuję. - przesuwał lekko kciukiem, po powierzchni jego dłoni, zaciśniętej w pięść. Drobny, czuły gest, ale zarazem niesamowicie znaczący. Był dla niego zakazanym owocem, czymś niedostępnym, nieosiągalnym, co sprawiało, że jeszcze bardziej pragnął go smakować. Zaśmiał się głośniej, słysząc jego kolejne słowa. Złapał mocno Puchona, adrenalina dodała mu nieco siły, aby mógł go obalić na podłogę. Role się odwróciły, teraz to Love na nim siedział, trzymając go jedną dłonią za szyję. - A mimo wszystko działa to na Ciebie, Ślicznoto. - ostatnie słowo pozwolił sobie wymówić, przeciągając ciut samogłoski. Serce biło mu, jak szalone, postanowił zaryzykować i po raz kolejny zbliżyć swoje usta do tych jego. Najwyżej dostanie po raz setny w mordę i straci przytomność. Nie potrafił walczyć z tym palącym uczuciem, które sprawiało, że tracił głowę.
Trzymał mocno nadgarstki chłopaka, patrząc na jego twarz skąpaną w czerwonym świetle oraz krwi. Każdy element jakby idealnie ze sobą współgrał, kilka kosmyków opadających na spocone czoło, wściekłe spojrzenie... Ja pierdole, wpadł po uszy. Sytuacja komplikowała się coraz bardziej, a Love nie potrafił tego zatrzymać. Poza tym Prus mu za bardzo nie pomagał!
- Może i jestem, ale co według Ciebie mam zrobić?! Mam po prostu tego kurwa dość, chcę żyć po swojemu. - po chwili ponownie złapał jego dłoń, zaciskając mocniej palce na tych jego. - Chodzi o to, że non stop jej ulegasz. Oddajesz wszystko, a potem pozwalasz na to, żeby Ciebie gnoili. Złota dziewczynka, cudo rodziny i zakała rodu. - prychnął, kręcąc nieco głową z zażenowaniem. Prawda potrafiła być bolesna, a Love doskonale o tym wiedział.
- Przynajmniej próbuję. - przesuwał lekko kciukiem, po powierzchni jego dłoni, zaciśniętej w pięść. Drobny, czuły gest, ale zarazem niesamowicie znaczący. Był dla niego zakazanym owocem, czymś niedostępnym, nieosiągalnym, co sprawiało, że jeszcze bardziej pragnął go smakować. Zaśmiał się głośniej, słysząc jego kolejne słowa. Złapał mocno Puchona, adrenalina dodała mu nieco siły, aby mógł go obalić na podłogę. Role się odwróciły, teraz to Love na nim siedział, trzymając go jedną dłonią za szyję. - A mimo wszystko działa to na Ciebie, Ślicznoto. - ostatnie słowo pozwolił sobie wymówić, przeciągając ciut samogłoski. Serce biło mu, jak szalone, postanowił zaryzykować i po raz kolejny zbliżyć swoje usta do tych jego. Najwyżej dostanie po raz setny w mordę i straci przytomność. Nie potrafił walczyć z tym palącym uczuciem, które sprawiało, że tracił głowę.