24-10-2021, 11:56 PM
~8~
Jak w Slytherinie idą węże sznurkiem
Jak w Slytherinie idą węże sznurkiem
Lizanie ran bolało. Jeszcze te głupawe pytania wokół: kto, kiedy i gdzie? Szczęśliwie prawda o gorejącym korytarzu szybko zamykała wszystkim usta. Chociaż otwierała za plecami tematy do plotek. Dalej nie wiadomo było z kim Teosiek zaliczył spacer wśród rozpalonych złością i seksem ścian. Dalej nie wiadomo czy była to bójka, czy wyjątkowo wyuzdany seks z nieumiejętnym wykorzystaniem zabawek, które były pod ręką. Zapewne tylko te mądrzejsze jednostki zauważyły wygaszenie między Love i Todorem. Albo fakt, że pojawili się na zajęciach równocześnie z poobijaną twarzą. Rękoma. Ogólnie ciałem. Prus miał cudze słowa w głębokim poważaniu, jedynie podzielił się przeżyciem z Krawczykiem, opłakując swoje rany wódką skitraną za cegłą w nieużywanej łazience. Ten drugi się pewnie śmiał, ale miało to swój urok.
Wychodząc ze skrzydła szpitalnego, zreflektował się na odwiedzenie Hildegardy, która lubiła koczować we środy w sowiarni. Inne dni do tego ją jakoś dziwnie peszyły, a nawet dziś znajdowała się na najmniej obłapianym przez resztę paków pietrze wierzy. Skryta w cieniu i nieśmiało zerkając na skrzydlatych pobratymców. Teo podszedł do niej ziarnem, a ta słysząc jego głos podleciała trzepocząc radośnie skrzydłami. W połowie trasy zatrzymała się, dziwnie spoglądając na zapuchniętą twarz członka rodziny. Gdzieniegdzie nienaturalnie wybrzuszoną, z guzem na czole i śliwą pod okiem. Chociaż ta ostatnia jakby rozlewała się na policzek. Może to był krwiak? Cokolwiek. Ptaszyna postawiła ptasi kroczek w tył, a Prus umalował swoją twarz zmartwieniem. W tym wypadku ów zmartwienie bolało.
- Hildzia - powiedział łagodnie, pochylając się do ziemi. Gdyby zrobił krok w jej stronę to ta zapewne przestraszyłaby się i tyle ją Puchon widział. - Nie rób sobie żartów, proszę - wybłagał w końcu swoje ptaszka, dochodząc do łagodnego porozumienia i ten nagle urósł mu w rękach. Sowa przeszła przez ramię, wywołując u chłopaka pojękiwanie związane z pazurami wpijającymi się w obolałe mięśnie. - Będziesz mi chciała polecieć do Gdańska na weekend? - Zagaił rozmowę z sówką, wspinając się na schody. Była to już pora, gdzie warto było zapatrzeć się w szalik i czapkę, o czym Puchon pomyślał! Żałował jedynie braku płaszcza, a sweter od szkolnego mundurku nagle stał się wyjątkowo cienki.
Ostatecznie usadził tyłek na konstrukcji drewnianych schodów z niemały jękiem, który początkowo wystraszył Hildzie i ta przezornie odleciała na chwile. Usiadła niecały metr dalej na krawędzi schodów bez zamiaru prędkiego podejścia do Teodora. Ten chciał już kontynuować rozmowę, ale usłyszał na schodach skrzypienie. Może zauważył Love, może zauważył lisa, ale z pewnością postać, do których uśmiechnął się smutno, unosząc niepewnie rękę do połowy w formie dziwnego powitania. Hildegarda natomiast zrezygnowała ze swoich foszków i od razu zajęła miejsce w kolanach Polaka.