25-10-2021, 05:45 AM
2.
Nie planował tego, co miało miejsce. Generalnie to nie jest jakoś konfliktowym człowiekiem, zazwyczaj trzymał się na uboczu, nie mieszając się w bójki. Co prawda jakieś miewał na swoim koncie, ale było ich niewiele. Pojawił się na zajęciach mocno poobijany, przynajmniej krwawienie z nosa ustało, a połowę lekcji siedział, gryząc dolną wargę i czując metaliczny posmak. Nawet już nie patrzył w kierunku Teo, który miał podobne obrażenia po ich nic nie przypominającej walce. Droga do dormitorium zajęła mu nieco dłużej niż wcześniej, a ból godnie zastępował miejsce wcześniejszej adrenaliny. Następnego dnia pojawił się cholerny kac moralny, powiedział o parę słów za wiele... Lepiej, żeby to nie wypłynęło. Zresztą nie myślał w ten sposób o Prusie, nie chciał być dla niego tak podły. Nie bardzo miał komu wylać swoje żale, dlatego gryzł się z nimi samotnie. Czasami miał ochotę po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić, ale nie było to możliwe. Nie mógł tego zrobić matce, która na pewno chciałaby, żeby walczył dalej, przynajmniej postarał się uwolnić od ojca.
Kręcił się podczas przerwy w najmniej odwiedzanych miejscach, pod postacią lisa. Wolał unikać ludzi i leczyć rany we własnym towarzystwie. Idąc po drewnianych schodach, zauważył swojego poprzedniego przeciwnika. Zastanawiał się czy może nie uciec, zniknąć... Jednak konfrontacja była nieunikniona. Podszedł bliżej Teo, siadając, jako lis obok niego. Po chwili przyjął ludzką formę, patrząc w podłogę smutno.
- Chyba... Powinienem przeprosić. – odezwał się w końcu, przerywając dziwne milczenie między nimi. Co w ogóle w nich wtedy wstąpiło? To było jakieś pojebane. Wcześniej trzymali się razem, lubili wzajemne towarzystwo, obecną sytuacja ściskała Love za serce.
Nie planował tego, co miało miejsce. Generalnie to nie jest jakoś konfliktowym człowiekiem, zazwyczaj trzymał się na uboczu, nie mieszając się w bójki. Co prawda jakieś miewał na swoim koncie, ale było ich niewiele. Pojawił się na zajęciach mocno poobijany, przynajmniej krwawienie z nosa ustało, a połowę lekcji siedział, gryząc dolną wargę i czując metaliczny posmak. Nawet już nie patrzył w kierunku Teo, który miał podobne obrażenia po ich nic nie przypominającej walce. Droga do dormitorium zajęła mu nieco dłużej niż wcześniej, a ból godnie zastępował miejsce wcześniejszej adrenaliny. Następnego dnia pojawił się cholerny kac moralny, powiedział o parę słów za wiele... Lepiej, żeby to nie wypłynęło. Zresztą nie myślał w ten sposób o Prusie, nie chciał być dla niego tak podły. Nie bardzo miał komu wylać swoje żale, dlatego gryzł się z nimi samotnie. Czasami miał ochotę po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić, ale nie było to możliwe. Nie mógł tego zrobić matce, która na pewno chciałaby, żeby walczył dalej, przynajmniej postarał się uwolnić od ojca.
Kręcił się podczas przerwy w najmniej odwiedzanych miejscach, pod postacią lisa. Wolał unikać ludzi i leczyć rany we własnym towarzystwie. Idąc po drewnianych schodach, zauważył swojego poprzedniego przeciwnika. Zastanawiał się czy może nie uciec, zniknąć... Jednak konfrontacja była nieunikniona. Podszedł bliżej Teo, siadając, jako lis obok niego. Po chwili przyjął ludzką formę, patrząc w podłogę smutno.
- Chyba... Powinienem przeprosić. – odezwał się w końcu, przerywając dziwne milczenie między nimi. Co w ogóle w nich wtedy wstąpiło? To było jakieś pojebane. Wcześniej trzymali się razem, lubili wzajemne towarzystwo, obecną sytuacja ściskała Love za serce.