26-10-2021, 10:05 PM
Jeśli chodziło o przeżycia i przypały po jaraniu czy po wypiciu znacznej ilości alkoholu - ich dokonania na pewno zasługiwały na jakąś nagrodę, co do tego nie było wątpliwości. Nawet pomijając pamiętny wypad do Kanady, ich wyskoki zakrawały czasem o absurd. Teoś robiący za sowę był często częścią tego obrazka, który dopełniał Nico w najrozmaitszych stanach; czy to biegający nago i krzyczący coś o niebieskich ludkach chcących go porwać i zapłodnić, czy też pozującego na Yodę i pierdolącego jakieś farmazony, niemające ani płytkiego, ani głębszego sensu. Piękne wspomnienia. O ile w ogóle Nico dane było cokolwiek z tych wyskoków zapamiętać. Bo, niestety, część z nich znał tylko z opowieści. Może i lepiej?
Kac przypominał o swoim istnieniu niesamowitym łupaniem pod czaszką, a Krawczyk zaczął rozważać spisywanie testamentu. Jak zawsze na tak silnym kacu. I jak zawsze nie miał zbyt wiele do rozdysponowania. Pozostawało mu czekać, aż to niemiłe uczucie w końcu ustąpi lub zmaleje na tyle, że będzie mógł funkcjonować nieco sprawniej.
- No to ja ci jeszcze powiem, że zabawiliśmy się tam w chuj epicko - powiedział Nico, kiwając głową jak ta figurka pieska na desce rozdzielczej auta, a po jego twarzy przemknął zadowolony uśmieszek. To był pamiętny wypad. Syrop klonowy zmywał wtedy z siebie chyba przez 3 dni. A z niektórych zakamarków to i pewnie przez tydzień go wymywał. Ale nawet pomimo pobytu w areszcie uważał, że było warto. Policja wybitnie niemiła, ale społeczność czarodziejska dosyć przyjazna. Uśmiech jednak szybko zniknął z jego twarzy. Kac przyćmił nawet te miłe wspomnienia. - Jakiego kurwa osła? Chyba o czymś nie wiem - prychnął, uchylając jedną powiekę. Ni chuja nie wiedział, o jakim ośle Teosiek pierdzieli. A może... A może ten Shrek z celi obok to jednak nie był ogr? To by tłumaczyło, czemu nie był rozmowny. Szybko jednak porzucił te rozważania. Kanada była dawno. Bardziej istotne były problemy tego wyjazdu i pobudki. Jak doczłapanie się sedesu lub wanny i napicie się czegoś. Czegokolwiek. - Dobra, Teoś. Nie łam się, chłopie. wypijemy za jego pamięć - rzucił pocieszycielsko. Naprawdę nie miał pojęcia, co kumpel tak przeżywa. Każdy prędzej czy później skończy kilka metrów pod ziemią.
- Amen - odruchowo zakończył, wydawało mu się , modlitwę Teodorka. Jego babcia to religijna kobita była. Gdy Nico słyszał niektóre formułki, to już odruchowo śpiewnym tonem wył "Alleluja" albo wykrzykiwał "Amen". No co poradzić, się dorobił Krawczyk odruchów religijnych.
Niemalże wyrwał szklankę z rąk Teodorka, wykonując nawet małe ukłony dziękczynne. Chwała niech będzie Prusowi! Sam Nico pewnie z godzinę by się czołgał do sedesu (bo do kranu by nie zdołał się wspiąć).
- Melanż spoko. Ale nie lecimy. Idziemy. Wczoraj jak lecieliśmy jebnąłem twarzą w kaczkę. O chuj. To pewnie wtedy ząb straciłem - dodał wspaniałomyślnie. Gdy już wychłeptał wodę ze szklanki czy tam słoika. Nawet nie zwrócił uwagi, w czym dostał wodę od ziomka. No i jedna zagadka rozwiązana.
Kac przypominał o swoim istnieniu niesamowitym łupaniem pod czaszką, a Krawczyk zaczął rozważać spisywanie testamentu. Jak zawsze na tak silnym kacu. I jak zawsze nie miał zbyt wiele do rozdysponowania. Pozostawało mu czekać, aż to niemiłe uczucie w końcu ustąpi lub zmaleje na tyle, że będzie mógł funkcjonować nieco sprawniej.
- No to ja ci jeszcze powiem, że zabawiliśmy się tam w chuj epicko - powiedział Nico, kiwając głową jak ta figurka pieska na desce rozdzielczej auta, a po jego twarzy przemknął zadowolony uśmieszek. To był pamiętny wypad. Syrop klonowy zmywał wtedy z siebie chyba przez 3 dni. A z niektórych zakamarków to i pewnie przez tydzień go wymywał. Ale nawet pomimo pobytu w areszcie uważał, że było warto. Policja wybitnie niemiła, ale społeczność czarodziejska dosyć przyjazna. Uśmiech jednak szybko zniknął z jego twarzy. Kac przyćmił nawet te miłe wspomnienia. - Jakiego kurwa osła? Chyba o czymś nie wiem - prychnął, uchylając jedną powiekę. Ni chuja nie wiedział, o jakim ośle Teosiek pierdzieli. A może... A może ten Shrek z celi obok to jednak nie był ogr? To by tłumaczyło, czemu nie był rozmowny. Szybko jednak porzucił te rozważania. Kanada była dawno. Bardziej istotne były problemy tego wyjazdu i pobudki. Jak doczłapanie się sedesu lub wanny i napicie się czegoś. Czegokolwiek. - Dobra, Teoś. Nie łam się, chłopie. wypijemy za jego pamięć - rzucił pocieszycielsko. Naprawdę nie miał pojęcia, co kumpel tak przeżywa. Każdy prędzej czy później skończy kilka metrów pod ziemią.
- Amen - odruchowo zakończył, wydawało mu się , modlitwę Teodorka. Jego babcia to religijna kobita była. Gdy Nico słyszał niektóre formułki, to już odruchowo śpiewnym tonem wył "Alleluja" albo wykrzykiwał "Amen". No co poradzić, się dorobił Krawczyk odruchów religijnych.
Niemalże wyrwał szklankę z rąk Teodorka, wykonując nawet małe ukłony dziękczynne. Chwała niech będzie Prusowi! Sam Nico pewnie z godzinę by się czołgał do sedesu (bo do kranu by nie zdołał się wspiąć).
- Melanż spoko. Ale nie lecimy. Idziemy. Wczoraj jak lecieliśmy jebnąłem twarzą w kaczkę. O chuj. To pewnie wtedy ząb straciłem - dodał wspaniałomyślnie. Gdy już wychłeptał wodę ze szklanki czy tam słoika. Nawet nie zwrócił uwagi, w czym dostał wodę od ziomka. No i jedna zagadka rozwiązana.