20-11-2021, 11:28 PM
No dobrze, był to jego błąd. Powinien był bardziej pilnować doboru słów, szczególnie przy Aaronie... A gdy tylko ten zaczął mówić, miał silną ochotę rzucić mu trzymaną przez siebie fiolką w twarz, by zaraz wyjść trzaskając drzwiami. Na szczęście potrafił się pohamować, a do krypty nie prowadziły nawet drzwi.
- Nie... - mruknął w pierwszej reakcji, po której nastała cisza. Teraz już pamiętał, żeby przemyśleć, nim zacznie się tłumaczyć. - To znaczy... Że interesuje mnie, po co ktoś miałby wymykać się w środku nocy... W głąb lochów, do lasu, na jebany spacer...
Zaraz pokręcił głową, ponownie karcąc się w myślach. Chyba robił to zresztą zawsze w towarzystwie chłopaka.
- Zresztą, kurwa, doskonale o tym wiesz.
Wiedział. Musiał wiedzieć. Bo przecież mówił to wszystko tylko po to, żeby go... Co? Ośmieszyć? Speszyć? Cokolwiek to było, nie było nawet na poważnie. I może ta myśl nie była najlepsza, ale dodawała Philipowi choć trochę pewności siebie.
Między innymi ta pewność siebie pozwoliła mu tylko wyprostować się - zupełnie jakby chciał wydawać się wyższy - zamiast się wycofać. Początkowo, gdy poczuł jego rękę, zacisnął palce mocniej na buteleczce, jednak tuż po usłyszeniu pytania, rozluźnił je wystarczająco, by Aaron mógł mu ją odebrać.
Oczywiście, jak za każdym razem, zrobiło mu się gorąco, gdy tylko Moon zmniejszył odległość między nimi, co również faktycznie odbiło się lekkim rumieńcem na jego twarzy.
- Co, na przykład Beaufortem? - spytał po chwili prowokująco, ironicznym tonem.
Bo do kogo miałby się zwrócić, jak nie do opiekuna domu? I czy to dla Moona wystarczająca groźba?
- Nie... - mruknął w pierwszej reakcji, po której nastała cisza. Teraz już pamiętał, żeby przemyśleć, nim zacznie się tłumaczyć. - To znaczy... Że interesuje mnie, po co ktoś miałby wymykać się w środku nocy... W głąb lochów, do lasu, na jebany spacer...
Zaraz pokręcił głową, ponownie karcąc się w myślach. Chyba robił to zresztą zawsze w towarzystwie chłopaka.
- Zresztą, kurwa, doskonale o tym wiesz.
Wiedział. Musiał wiedzieć. Bo przecież mówił to wszystko tylko po to, żeby go... Co? Ośmieszyć? Speszyć? Cokolwiek to było, nie było nawet na poważnie. I może ta myśl nie była najlepsza, ale dodawała Philipowi choć trochę pewności siebie.
Między innymi ta pewność siebie pozwoliła mu tylko wyprostować się - zupełnie jakby chciał wydawać się wyższy - zamiast się wycofać. Początkowo, gdy poczuł jego rękę, zacisnął palce mocniej na buteleczce, jednak tuż po usłyszeniu pytania, rozluźnił je wystarczająco, by Aaron mógł mu ją odebrać.
Oczywiście, jak za każdym razem, zrobiło mu się gorąco, gdy tylko Moon zmniejszył odległość między nimi, co również faktycznie odbiło się lekkim rumieńcem na jego twarzy.
- Co, na przykład Beaufortem? - spytał po chwili prowokująco, ironicznym tonem.
Bo do kogo miałby się zwrócić, jak nie do opiekuna domu? I czy to dla Moona wystarczająca groźba?