23-11-2021, 12:28 AM
Podczas gdy Ślizgonka zaczęła na niego narzekać, on uniósł różdżkę ponownie, oglądając ją z każdej strony, jakby oceniając, czy nie jest z nią coś nie tak... Jakby nie patrzeć, zdawało mu się że zaklęcie nie zadziałało. Zaraz po tym zwrócił wzrok ku drzwiom, zastanawiając się, czy zaraz nie przybiegnie tu ktoś zwabiony dźwiękiem... Ale chyba wybuch nie był aż tak głośny?
Podszedł do drzwi, żeby upewnić, że są dobrze zamknięte i przy okazji zerknąć na plamę... Bo mówiła o jakiejś, prawda? Pchnął lekko drzwi, upewniając się, że nikt nie złoży im tu niezapowiedzianej wizyty, po czym wyprostował się nad plamą, splatając ręce na piersi. Tak, rozlał tu coś jakiś czas temu, ale co to było? W całym tym zamyśleniu jakoś nie skojarzył, że ważniejszy dla Macavity był stan jej sukienki, nie źródło nieszczęścia.
- Ważne, że to nic żrącego - rzucił, obracając się, by wrócić do niej.
Ku jego zaskoczeniu - i za to skarcił się w myślach, bo na zaskoczenie nie powinno być tu miejsca - Ślizgonka już pochylała się nad jego notatkami. Notatkami o zmieniaczach czasu. Notatkami, o których nie mówił nikomu przez liczne obawy...
Podszedł pospiesznie, by pochylić się tuż obok niej i zwinąć jej notatnik sprzed oczu, od razu go zatrzaskując.
- Tamto? - spytał jak gdyby nigdy nic, skinąwszy głową ku kociołkowi. - To w sumie nic nowego, raczej... Zabawki.
Cóż, tak nazywał swoje mało poważne projekty. Bo jak inaczej nazwać kulkę, która wskazuje swoim kolorem na emocje? Nic specjalnego.
- Aha, faktycznie - odparł już właściwie na autopilocie, nie czując, by jej komentarz na temat bałaganu wiele zmieniał.
Z notatnikiem pod pachą, ruszył do kociołka, by zaraz zajrzeć do niego i ocenić, czy po wybuchu eliksir mógł nadawać się jeszcze do czegokolwiek... A nic na to nie wskazywało. Westchnął z zawodem.
Podszedł do drzwi, żeby upewnić, że są dobrze zamknięte i przy okazji zerknąć na plamę... Bo mówiła o jakiejś, prawda? Pchnął lekko drzwi, upewniając się, że nikt nie złoży im tu niezapowiedzianej wizyty, po czym wyprostował się nad plamą, splatając ręce na piersi. Tak, rozlał tu coś jakiś czas temu, ale co to było? W całym tym zamyśleniu jakoś nie skojarzył, że ważniejszy dla Macavity był stan jej sukienki, nie źródło nieszczęścia.
- Ważne, że to nic żrącego - rzucił, obracając się, by wrócić do niej.
Ku jego zaskoczeniu - i za to skarcił się w myślach, bo na zaskoczenie nie powinno być tu miejsca - Ślizgonka już pochylała się nad jego notatkami. Notatkami o zmieniaczach czasu. Notatkami, o których nie mówił nikomu przez liczne obawy...
Podszedł pospiesznie, by pochylić się tuż obok niej i zwinąć jej notatnik sprzed oczu, od razu go zatrzaskując.
- Tamto? - spytał jak gdyby nigdy nic, skinąwszy głową ku kociołkowi. - To w sumie nic nowego, raczej... Zabawki.
Cóż, tak nazywał swoje mało poważne projekty. Bo jak inaczej nazwać kulkę, która wskazuje swoim kolorem na emocje? Nic specjalnego.
- Aha, faktycznie - odparł już właściwie na autopilocie, nie czując, by jej komentarz na temat bałaganu wiele zmieniał.
Z notatnikiem pod pachą, ruszył do kociołka, by zaraz zajrzeć do niego i ocenić, czy po wybuchu eliksir mógł nadawać się jeszcze do czegokolwiek... A nic na to nie wskazywało. Westchnął z zawodem.