14-12-2021, 12:07 AM
Początki szkoły zawsze były dla niego bardzo... Wyzwalające. Wielu narzekało, że dom to jednak dom, że w szkole to trzeba znowu się uczyć, że obowiązków za dużo. Dla Bellamy'ego wakacje był piekłem, co więcej wiedział, że po szkole, po tym roku, nie mógł wrócić do domu. Znaczy, może spróbuje, bo nie ma gdzie zostać, ale jak nie da rady to pewnie będzie szukał pomocy u przyjaciół mugolskich.
Tak czy inaczej, szkoła była dla niego domem, bezpieczeństwem, choć pokrętnym. Nie było tu ojca, matki, brata, i to trzy czynniki już sprawiające, że spał spokojniej, a i humor mu lepiej sprzyjał. Uczył się i tak na minimalnym poziomie, nie był człowiekiem wielkich ambicji, chyba że muzyczne, tu chciał wybić się do chmur.
Dziś w tym dobrym nastroju zabrał swoją akustyczną gitarę i podreptał sobie w zamkowy świat, nucąc pod nosem i jakoś tak nie przejmując się tym, że świat jest szary i ponury. Zwykle dramatyzował, a dziś nie! Może to nieobecność Ich, czasem to dawało mu komfort, a czasem przeciwnie. Dziś chciał być w sumie sam. Zajrzał do komnaty ze zbrojami, a będąc jak zwykle high, wszedł z zadowoleniem, uznając, że takie towarzystwo mu odpowiada.
- Stoicie tu tacy sami to pomyślałem, że miło będzie wam dać koncert, zupełnie za darmo. - Rzucił w przestrzeń jak już zamknął za sobą drzwi, beztrosko, choć nadal spokojnym tonem, łagodnym. Pobrzdękał w struny gitary lekko na próbę. - W zasadzie ta jest nowa, dopiero ją piszę, więc będziecie testerami. Mam tylko melodię, tho.
I zaczął przygrywać wstęp jaki siedział mu w głowie i już się go nauczył. Napawał go jakimś dziwnym rodzajem optymizmu, albo prawie-optymizmu, i czegoś bliskiego sercu. Nie wiedział skąd się to wywodzi, ale jakoś było w tym ciepło.