18-12-2021, 04:08 PM
Wcale nie trzeba było długo czekać na start. W przeciągu kilku kolejnych minut pojawili się chyba wszyscy, którzy mieli się ogólnie pojawić na wyścigu i w końcu uczestnicy ruszyli z kopyta. Albo raczej z miotły. Tadek - z plecakiem pełnym kawy na plecach, jakże by inaczej - podekscytowany i trochę nabuzowany kofeiną z początku leciał dość ostrożnie, lawirując między gęsto rosnącymi pniami. Nie było to łatwe, bo przecież w lesie panowała CIEMNOŚĆ (like, really, organizatorzy nie mogli pomyśleć o oświetleniu, choćby marnym?), a jego wzrok zdecydowanie miał opóźnienie w przyzwyczajaniu się do tak słabej widoczności.
W pewnym momencie usłyszał głuche THUMP! i oddalające się jęki bólu, jak ktoś lecący niedaleko za nim chyba zderzył się z pniem. Pogratulował sobie przezorności i skupieniu uwagi na bezpiecznym dotarciu do celu. A nawet skupił się jeszcze bardziej, co w ciemności nocy dla słoneczka nie jest łatwym zadaniem.
Wynik: 11 + 3 + 2,5 = 16,5
Suma: 2
W pewnym momencie usłyszał głuche THUMP! i oddalające się jęki bólu, jak ktoś lecący niedaleko za nim chyba zderzył się z pniem. Pogratulował sobie przezorności i skupieniu uwagi na bezpiecznym dotarciu do celu. A nawet skupił się jeszcze bardziej, co w ciemności nocy dla słoneczka nie jest łatwym zadaniem.
Wynik: 11 + 3 + 2,5 = 16,5
Suma: 2