25-12-2021, 02:21 PM
Tak, faktycznie jego odpowiedź była bardzo mocno... Rzeczowa, można tak powiedzieć. Okrojona pod kątem koleżeństwa czy empatii, za to ograniczona do pewnego konkretnego musu przebywania ze sobą. Gdyby nie była zdesperowana żeby do tego ślubu doszło, i gdyby nie była setki kilometrów od domu, z obcymi ludźmi wszędzie, na obcym terenie... Może wtedy by powiedziała mu bardzo jasno co o tym myśli. Ale nie miała takiego przywileju. Była całkowicie sama, mieszkająca u rodziny nieznanej sobie zbytnio, chyba że z pocztówek i bardzo odległych wspomnień, wśród ludzi bardzo chłodnych, potem poznała swojego przyszłego męża i jego rodzinę, wszyscy tak samo chłodni, choć może Kierana rodzice nieco mniej, a potem pojawiła się w zupełnie obcej szkole, z innymi tradycjami i normami życia codziennego, i choć już poznała kilka całkiem miłych osób, to nadal wszystko było obce i zagrażajace.
Potrzebowała Kierana, bardzo mocno. Obawiała się, że jeśli nie on, to zginie tu, nie uda jej się wpasować w te realia. W domu wszyscy byli milsi, cieplejsi. Bardziej ludzcy. Ten kontynent widać rządził się zupełnie odwrotnymi prawami, przynajmniej jak na jej oko do tej pory.
- No tak, faktycznie... - Powiedziała cicho, z westchnieniem przyznając mu rację. Jej uśmiech zrzedł znacznie, bo i sprowadzona nieco na ziemię chwilowo uważała za trudne cieszyć się z tego, co jej na siłę dano. Bardzo próbowała znajdować w tym wszystkim dobre strony, i szczęście, bo bez tego by oszalała. Musiała jakoś przyjąć nowe życie i nauczyć się w nim byc najlepiej nie jako męczennica, a po prostu część tego. Ale początki zawsze są trudne, miała tylko nadzieję, że z czasem będzie trochę lżej.
- Tak, wiem. Philip pokazał mi te główne ścieżki, no i dostałam mapy, ale są tak chaotyczne, że bez nich chyba już lepiej mi będzie gdziekolwiek dotrzeć niż z nimi. I teoretycznie zawsze mogę kogoś zapytać o drogę i liczyć, że nie trafię na buca, który złośliwie wskaże mi zły kierunek.
Zerknęła na niego na jego pytanie. Cóż, on na przykład był tym chyba. Ale tego mu nie powie...
- Wszystko jest zupełnie inne niż znam z domu i Ilvermorny. Wszyscy znają się tu od lat, i wiedzą tyle nie tyle o zamku, ile po prostu o tradycjach i stylu życia. I jestem w tym trochę... - Odstająca, niepasująca, zagubiona? W sumie nie chciała żeby myślał, że obraża Hogwart, bo tak nie było. Ale fakt, że tu na ten moment nie pasowała jak inni. - Po prostu muszę się przyzwyczaić. - Powiedziała w końcu, zerkając na niego z przelotnym, wymuszonym uśmiechem. - Oczywiście to nie tak, że mi się tu nie podoba, jak dotąd jest miło i nic złego mnie nie spotkało. - Ale.
Potrzebowała Kierana, bardzo mocno. Obawiała się, że jeśli nie on, to zginie tu, nie uda jej się wpasować w te realia. W domu wszyscy byli milsi, cieplejsi. Bardziej ludzcy. Ten kontynent widać rządził się zupełnie odwrotnymi prawami, przynajmniej jak na jej oko do tej pory.
- No tak, faktycznie... - Powiedziała cicho, z westchnieniem przyznając mu rację. Jej uśmiech zrzedł znacznie, bo i sprowadzona nieco na ziemię chwilowo uważała za trudne cieszyć się z tego, co jej na siłę dano. Bardzo próbowała znajdować w tym wszystkim dobre strony, i szczęście, bo bez tego by oszalała. Musiała jakoś przyjąć nowe życie i nauczyć się w nim byc najlepiej nie jako męczennica, a po prostu część tego. Ale początki zawsze są trudne, miała tylko nadzieję, że z czasem będzie trochę lżej.
- Tak, wiem. Philip pokazał mi te główne ścieżki, no i dostałam mapy, ale są tak chaotyczne, że bez nich chyba już lepiej mi będzie gdziekolwiek dotrzeć niż z nimi. I teoretycznie zawsze mogę kogoś zapytać o drogę i liczyć, że nie trafię na buca, który złośliwie wskaże mi zły kierunek.
Zerknęła na niego na jego pytanie. Cóż, on na przykład był tym chyba. Ale tego mu nie powie...
- Wszystko jest zupełnie inne niż znam z domu i Ilvermorny. Wszyscy znają się tu od lat, i wiedzą tyle nie tyle o zamku, ile po prostu o tradycjach i stylu życia. I jestem w tym trochę... - Odstająca, niepasująca, zagubiona? W sumie nie chciała żeby myślał, że obraża Hogwart, bo tak nie było. Ale fakt, że tu na ten moment nie pasowała jak inni. - Po prostu muszę się przyzwyczaić. - Powiedziała w końcu, zerkając na niego z przelotnym, wymuszonym uśmiechem. - Oczywiście to nie tak, że mi się tu nie podoba, jak dotąd jest miło i nic złego mnie nie spotkało. - Ale.