27-12-2021, 12:45 AM
Westchnął cicho.
- A nie sądzisz może, że... Nie wiem, zachowuję się trochę, jak ty? - spytał spokojnie, odchylając się lekko w siadzie i opierając łokieć o stopień nad sobą. - Taka właściwie bezpodstawna złośliwość podyktowana losowym spotkaniem na korytarzu? Że może tamtego dnia ja miałem mieć przejebane... Że nie wyszło, to inna sprawa, ale miałem. Dziś ty masz przejebane. A mówiłeś o tym z tak chłodną obojętnością, że chyba cię to już nie rusza, prawda? Ale w tym wszystkim przypominam ci, że nie uda się mnie polubić? Przy czym, nie zrozum mnie źle, nigdy nie próbowałem, żeby ktoś mnie polubił.
To kłamstwo. Próbował. Może nie w ostatnim czasie, ale przecież każdemu się zdarzało. Camden był tylko w takim wieku, że powoli uświadamiał sobie, iż podobne desperackie próby nie mają sensu. Niektórzy polubią go za to, kim był, a inni za nic nie pozwolą sobie na spojrzenie na niego, jak na jednego z nich. Okłamywał się także, że już go to nie obchodzi. Obchodziło i jeszcze długo miało, ale czuł się stabilniej w wyparciu. I faktycznie, na razie zdawał się być bardziej stabilny. W dodatku miał te parę osób, z którymi się dogadywał, a to również nieoceniona wartość, która pozwalała mu mówić i myśleć o podobnych sprawach ze spokojem.
- A nie sądzisz może, że... Nie wiem, zachowuję się trochę, jak ty? - spytał spokojnie, odchylając się lekko w siadzie i opierając łokieć o stopień nad sobą. - Taka właściwie bezpodstawna złośliwość podyktowana losowym spotkaniem na korytarzu? Że może tamtego dnia ja miałem mieć przejebane... Że nie wyszło, to inna sprawa, ale miałem. Dziś ty masz przejebane. A mówiłeś o tym z tak chłodną obojętnością, że chyba cię to już nie rusza, prawda? Ale w tym wszystkim przypominam ci, że nie uda się mnie polubić? Przy czym, nie zrozum mnie źle, nigdy nie próbowałem, żeby ktoś mnie polubił.
To kłamstwo. Próbował. Może nie w ostatnim czasie, ale przecież każdemu się zdarzało. Camden był tylko w takim wieku, że powoli uświadamiał sobie, iż podobne desperackie próby nie mają sensu. Niektórzy polubią go za to, kim był, a inni za nic nie pozwolą sobie na spojrzenie na niego, jak na jednego z nich. Okłamywał się także, że już go to nie obchodzi. Obchodziło i jeszcze długo miało, ale czuł się stabilniej w wyparciu. I faktycznie, na razie zdawał się być bardziej stabilny. W dodatku miał te parę osób, z którymi się dogadywał, a to również nieoceniona wartość, która pozwalała mu mówić i myśleć o podobnych sprawach ze spokojem.