27-12-2021, 12:58 AM
Nie potrafił nie przewrócić oczami, gdy zaczęła snuć teorie, że powinna być cicho, dlatego, że jest kobietą. Tak, bo z pewnością każdy, kogo wkurzała jest tylko i wyłącznie seksistą. Nie było innej opcji - przecież wszyscy nieseksiści musieli ją uwielbiać.
- Ale ja mogę się zamknąć! Nawet bardzo chętnie, pod warunkiem, że też jesteś w stanie!
I mówił tu całkowicie szczerze. A przynajmniej tak sądził. Sam nie rozumiał, czemu dziś dużo bardziej tak szczere komentarze cisnęły mu się na usta. Sam też już parę wypowiedzi chciał to zakończyć, przemilczeć, ale... Nie, z nią się nie dało.
- Dobra, jasne. To dlaczego ty nie poleciałaś do rodziców powiedzieć, że masz dosyć wcześniej? Ja nie miałem sił sprzeciwić się rodzicom, ale na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie, dlaczego ty nie zrobiłaś czegokolwiek ze swojej strony, co?!
Nie było warto... Cały czas starał się powtarzać sobie w myślach, że nie warto ciągnąć tej rozmowy. Do niczego nie prowadziła. Nie zmieni Bianci i na szczęście już nie była jego zmartwieniem... To tylko durne zadanie od głupiej Edwards, która z jakiegoś powodu postanowiła być dla nich złośliwa.
I zaraz jego cierpienie miało się skończyć. Miał nieprzyjemne wrażenie, że Sforza doda zaraz coś bez umiaru, albo wybierze zły składnik, albo może nawet rzuci kociołkiem, by cała ich praca była na marne... Jednak się mylił. Na szczęście się mylił. Tylko nie zmieniało to nadal emocji między nimi i atmosfery, którą sami stworzyli.
Nie skomentował jej wyjścia. Nawet nie odprowadził jej wzrokiem. Jedynie czekał aż minie kilka chwil i zgodnie z własnym wyobrażeniem, odejdzie wystarczająco daleko, by nie słyszeć, co dalej... A dalej nie miało stać się nic wielkiego. Jedynie parę przekleństw wykrzyczanych jedno po drugim, kiedy przemierzał trasę wzdłuż pomieszczenie w tą i z powrotem. Powinien był doprowadzić to do końca - szybko zebrać wszystko i wrócić do dormitorium, jednak nie potrafił. Emocje targały nim o dziwo jeszcze bardziej, niż kiedy byli tu razem. Wtedy starał się szybko odpowiadać, a teraz każde ze słów Bianci trafiały w niego ze zdwojoną siłą. Nie wiedział, czemu tak się katował, przerabiając wszystko raz jeszcze.
Sporo czasu minęło, nim był w stanie zająć się eliksirem, jednak ostatecznie przelał go do fiolek, posprzątał i... Zatrzymał się nad torbą dziewczyny.
Czuł się podle i faktycznie wzbudziła w nim pewne wyrzuty sumienia. Nie oznaczało to, że nie był na nią wściekły, ale... Cóż, może tyle mógł zrobić. Był ponad grzebaniem jej w torbie, czy też niszczeniem jej. Zamiast tego postanowił ją zabrać i oddać przy najbliższej okazji. Najpóźniej na jutrzejszych zajęciach.
z/t
- Ale ja mogę się zamknąć! Nawet bardzo chętnie, pod warunkiem, że też jesteś w stanie!
I mówił tu całkowicie szczerze. A przynajmniej tak sądził. Sam nie rozumiał, czemu dziś dużo bardziej tak szczere komentarze cisnęły mu się na usta. Sam też już parę wypowiedzi chciał to zakończyć, przemilczeć, ale... Nie, z nią się nie dało.
- Dobra, jasne. To dlaczego ty nie poleciałaś do rodziców powiedzieć, że masz dosyć wcześniej? Ja nie miałem sił sprzeciwić się rodzicom, ale na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie, dlaczego ty nie zrobiłaś czegokolwiek ze swojej strony, co?!
Nie było warto... Cały czas starał się powtarzać sobie w myślach, że nie warto ciągnąć tej rozmowy. Do niczego nie prowadziła. Nie zmieni Bianci i na szczęście już nie była jego zmartwieniem... To tylko durne zadanie od głupiej Edwards, która z jakiegoś powodu postanowiła być dla nich złośliwa.
I zaraz jego cierpienie miało się skończyć. Miał nieprzyjemne wrażenie, że Sforza doda zaraz coś bez umiaru, albo wybierze zły składnik, albo może nawet rzuci kociołkiem, by cała ich praca była na marne... Jednak się mylił. Na szczęście się mylił. Tylko nie zmieniało to nadal emocji między nimi i atmosfery, którą sami stworzyli.
Nie skomentował jej wyjścia. Nawet nie odprowadził jej wzrokiem. Jedynie czekał aż minie kilka chwil i zgodnie z własnym wyobrażeniem, odejdzie wystarczająco daleko, by nie słyszeć, co dalej... A dalej nie miało stać się nic wielkiego. Jedynie parę przekleństw wykrzyczanych jedno po drugim, kiedy przemierzał trasę wzdłuż pomieszczenie w tą i z powrotem. Powinien był doprowadzić to do końca - szybko zebrać wszystko i wrócić do dormitorium, jednak nie potrafił. Emocje targały nim o dziwo jeszcze bardziej, niż kiedy byli tu razem. Wtedy starał się szybko odpowiadać, a teraz każde ze słów Bianci trafiały w niego ze zdwojoną siłą. Nie wiedział, czemu tak się katował, przerabiając wszystko raz jeszcze.
Sporo czasu minęło, nim był w stanie zająć się eliksirem, jednak ostatecznie przelał go do fiolek, posprzątał i... Zatrzymał się nad torbą dziewczyny.
Czuł się podle i faktycznie wzbudziła w nim pewne wyrzuty sumienia. Nie oznaczało to, że nie był na nią wściekły, ale... Cóż, może tyle mógł zrobić. Był ponad grzebaniem jej w torbie, czy też niszczeniem jej. Zamiast tego postanowił ją zabrać i oddać przy najbliższej okazji. Najpóźniej na jutrzejszych zajęciach.
z/t