27-12-2021, 01:21 AM
Alice roześmiała się głośno, widząc, jak Alex wzdrygnął się na bardzo dokładnie opisany przez nią proces depilacji występujący najczęściej u kobiety. Poczuła jakieś minimum satysfakcji, bo w końcu skoro tak reagował, zapewne nie wiedział, jakie dziewczyny wkładają poświęcenie w to, żeby wyglądać ładnie, tak, żeby tacy faceci jak Alex mogli je podziwiać i wybrzydzać, który tyłeczek mu się najbardziej podoba…
Miała nawet chęć mu powiedzieć, że następnym razem może doceni przygotowania dziewczyny na jakąś randkę, czy co tam innego, ale… nie. W zasadzie to nie był jej interes. To raz. A dwa – była pewna, że wyobrażenie odrywanego od nogi wosku i wyimaginowanego bólu po wyrwaniu włosów pozostanie z nim jeszcze długo. O ile będzie to wszystko pamiętał do dnia następnego.
— Jak w końcu kiedyś znajdziesz tę wyjątkową, to nic już nie będzie dla Ciebie sekretne – rzuciła, w sumie sama nie wiedząc czemu i po co. Alex zbytnio nie krył się ze swoją seksualnością i zaliczaniem dziewczyn… ale z drugiej strony, wielu takich nosił świat i wielu wpadało w sidła kobiet, o których nigdy by nie pomyśleli, że te ich złapią.
Ale może Dickman byłby wyjątkiem. W sumie to wszystko jedno. Ale pogrozić mu mogła. Przynajmniej teraz, na dachu, kiedy oboje byli zjarani i dobrze się bawili.
Zerknęła na zwieszony wysoko na niebie księżyc. Która musiała być już godzina? Kompletnie straciła rachubę czasu. Od zachodu słońca i tej poważniejszej rozmowy, jakiej się nie spodziewała przeprowadzić, a tym bardziej nie z Alexem, a już tym bardziej po wydarzeniach sprzed kilku tygodni, przestała jakoś przejmować się otoczeniem. Było nawet jakby… przyjemniej. Tak ogólnie. O ile cokolwiek zapamięta do następnego dnia, chyba zacznie go nawet lubić…
I o dziwo, chciała zapamiętać tę noc…
Przez dłuższy moment jej myśli wypełniała dziwna pustka. Nie umiała stwierdzić, czy jest ona przyjemna czy też nie… z jednej strony chętnie zapraszała ją przez cały czas, lecz z drugiej… przynosiła jakby coś… innego. Coś nowego. Nie wiedziała, jak to interpretować.
Może tego dnia wydarzyło się za wiele. Może była już przeładowana. Może od skrętów jej myśli zaczęły wędrować w rejony niemalże niebezpieczne, a na pewno nieznane. Odetchnęła głęboko i wraz z wydechem, podniosła się do siadu.
Chyba wszystko zostało już powiedziane. Alice czuła się pogodzona z Alexem, czuła się zaproszona do Hogsmeade… i zamierzała z tego zaproszenia skorzystać. Nie wiedziała, czy po dzisiejszej nocy cokolwiek się zmieni, ale nawet jeśli nie, ona będzie go lepiej rozumiała.
— Nie wiem, jak Ty, ale ja wracam – rzuciła, przeciągając się lekko, z wzrokiem wlepionym w nocne niebo. – Robi się kurewsko zimno, a jutro mam Hogsmeade do zwiedzenia.
Rzuciła na niego okiem, uśmiechnęła się lekko i wstała w końcu, otulając się lepiej kurtką Alexa. Jak tak stała, było jeszcze zimniej, niż jak leżała zjarana na dachówkach. Jakim cudem? Nieważne. Przeszła kilka kroków w stronę zejścia z dachu, aby stanąć i spojrzeć na niego jeszcze raz. W jej oczach widoczne było dziwne zawahanie, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale… chyba nie była na to gotowa. Zrezygnowała z tego i z cichym westchnieniem, rzuciła krótkie:
— Do jutra.
A potem zniknęła z widoku.
z/t
Miała nawet chęć mu powiedzieć, że następnym razem może doceni przygotowania dziewczyny na jakąś randkę, czy co tam innego, ale… nie. W zasadzie to nie był jej interes. To raz. A dwa – była pewna, że wyobrażenie odrywanego od nogi wosku i wyimaginowanego bólu po wyrwaniu włosów pozostanie z nim jeszcze długo. O ile będzie to wszystko pamiętał do dnia następnego.
— Jak w końcu kiedyś znajdziesz tę wyjątkową, to nic już nie będzie dla Ciebie sekretne – rzuciła, w sumie sama nie wiedząc czemu i po co. Alex zbytnio nie krył się ze swoją seksualnością i zaliczaniem dziewczyn… ale z drugiej strony, wielu takich nosił świat i wielu wpadało w sidła kobiet, o których nigdy by nie pomyśleli, że te ich złapią.
Ale może Dickman byłby wyjątkiem. W sumie to wszystko jedno. Ale pogrozić mu mogła. Przynajmniej teraz, na dachu, kiedy oboje byli zjarani i dobrze się bawili.
Zerknęła na zwieszony wysoko na niebie księżyc. Która musiała być już godzina? Kompletnie straciła rachubę czasu. Od zachodu słońca i tej poważniejszej rozmowy, jakiej się nie spodziewała przeprowadzić, a tym bardziej nie z Alexem, a już tym bardziej po wydarzeniach sprzed kilku tygodni, przestała jakoś przejmować się otoczeniem. Było nawet jakby… przyjemniej. Tak ogólnie. O ile cokolwiek zapamięta do następnego dnia, chyba zacznie go nawet lubić…
I o dziwo, chciała zapamiętać tę noc…
Przez dłuższy moment jej myśli wypełniała dziwna pustka. Nie umiała stwierdzić, czy jest ona przyjemna czy też nie… z jednej strony chętnie zapraszała ją przez cały czas, lecz z drugiej… przynosiła jakby coś… innego. Coś nowego. Nie wiedziała, jak to interpretować.
Może tego dnia wydarzyło się za wiele. Może była już przeładowana. Może od skrętów jej myśli zaczęły wędrować w rejony niemalże niebezpieczne, a na pewno nieznane. Odetchnęła głęboko i wraz z wydechem, podniosła się do siadu.
Chyba wszystko zostało już powiedziane. Alice czuła się pogodzona z Alexem, czuła się zaproszona do Hogsmeade… i zamierzała z tego zaproszenia skorzystać. Nie wiedziała, czy po dzisiejszej nocy cokolwiek się zmieni, ale nawet jeśli nie, ona będzie go lepiej rozumiała.
— Nie wiem, jak Ty, ale ja wracam – rzuciła, przeciągając się lekko, z wzrokiem wlepionym w nocne niebo. – Robi się kurewsko zimno, a jutro mam Hogsmeade do zwiedzenia.
Rzuciła na niego okiem, uśmiechnęła się lekko i wstała w końcu, otulając się lepiej kurtką Alexa. Jak tak stała, było jeszcze zimniej, niż jak leżała zjarana na dachówkach. Jakim cudem? Nieważne. Przeszła kilka kroków w stronę zejścia z dachu, aby stanąć i spojrzeć na niego jeszcze raz. W jej oczach widoczne było dziwne zawahanie, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale… chyba nie była na to gotowa. Zrezygnowała z tego i z cichym westchnieniem, rzuciła krótkie:
— Do jutra.
A potem zniknęła z widoku.
z/t
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.