30-12-2021, 09:44 PM
W sumie niewiele zastanawiał się po drodze jak tuptał do lochów do swojego dormitorium. Kręciło mu się w głowie i czuł się jak gówno ostatnie, to fakt. Nie był pewien czy idzie prosto nawet, ale przynajmniej w miare jednostajnie. Jakoś do połowy drogi sądził, że mu przejdzie i wszystko będzie spoko, w drugiej połowie w sumie szedł nie do dormitorium, a konkretnie do Philipa, myśląc, że chyba to nie skończy się najlepiej. Nie śmiercią może, ale i tak było chujowo.
Po schodach wszedł jakby chciał a nie mógł, w zasadzie. Na szczycie bardziej się wtoczył, odetchnąwszy. Czuł się jakby cała krew odpłynęła gdzieś w dół do nóg, a w głowie nic nie zostało. I chyba zaczynały siniaki się pokazywać, naturalnie, jebnął w drzewo dwa razy i to z dużą prędkością. Rozciął sobie pewno jakieś zjebane miejsca na twarzy i wygląda jak siedem nieszczęść. Przy łóżku Philipa niemalże padł na twarz, podpierając się rękoma, po czym dopiero po chwili potrząsnął bratem żeby go obudzić.
- Phil, mniejsza dlaczego, ale chyba umieram. - Powiedział, przysiadając obok, bo stanie jakoś nie było najłatwiejsze. - I mi niedobrze. Znaczy nie umieram tak serio, ale... Weź chodź ze mną.
Trzeba być spierdolonym jak Ian żeby ot budzić brata i tonem zupełnie swobodnym zagadać żeby zaciągnął go do szpitala. Nie wiedział co prawda, że z rozciętej brwi widać było ściekającą, rozmazaną krew, zaschniętą teraz, tak samo dolna warga była po jednej stronie spuchnięta od skaleczenia. Wyglądał jakby go kto złapał na boku i pokazał gdzie jest parter. A on sobie sam pokazał...