01-01-2022, 08:44 PM
Naturalnie mogli być bezpośredni i nazywać rzeczy po imieniu. Jednak nie byli prostymi ludźmi, spotkał się artysta z boginią, dwie osoby wymagające od życia i otoczenia więcej niż oferowano, biorący więcej i w sposób, jaki sami chcieli. Miles pragnął sprawiać, że wszystko jest ciekawsze, lepsze, podnioślejsze, że było po rpostu niczym dzieło sztuki, a nie ot zamalowane płótno bez miejsca na wyobraźnię. Tajemniczość, intrygujące określenia i niejednoznaczny język, lub kreatywnie jednoznaczny chociaż, zwracał na takie rzeczy uwagę. I uwielbiał Biancę między innymi za to, jak łatwo przychodziło jej wchodzić do jego światka i podejmować ten sposób rozmowy, zupełnie bez wysiłku, jakby go rozumiała i widziała rzeczy niemal tak, jak on sam. Może nie tak skrajnie, bo jednak był dzikusem, ale większość zupełnie za nim nie nadążała i nie rozumiała co też mu po głowie biega. Ona zdawała się mimo wszystko dobrze go odczytywać i wiedzieć jak z nim rozmawiać.
Patrzył jej w oczy gdy się zbliżała i czuł jak jego serce nieco gubi rytm. Może kogoś innego by przerażał poziom uwielbienia i oddania, jaki Miles czuł do Bianci, może też uznałby to za niezdrowe, on jednak nie tylko nie myślał o tym w ten sposób, ale zaakceptował i świadomie przyjął fakt, że ta kobieta omotała jego umysł już dawno temu. Ba, zasługiwała na to żeby w ten sposób się do niej odnosić! Zasługiwała na całe złoto i dobro tego świata, Miles był o tym przekonany.
Powiódł wzrokiem do ust Bianci, nabierając więcej powietrza w płuca. Już nawet zapomniał o wyścigu, trudno, jaki wyścig, co. Gryfonka odsunęła się nieznacznie, podając mu kieliszek, który Miles nawet od niej wziął, choć nie odwrócił nawet na sekundę wzroku od jej twarzy. Na jego usta wpłynął lekki uśmieszek, odrobinę tylko głupawy, bo go omotała zupełnie.
- Jak sobie życzysz.
Wstał zatem, przechodząc dwa kroki obok by dolać jej wina. Wrócił oddając jej kieliszek, jednak dopiero po sekundzie kolejnej wrócił do swojego stanowiska. Nagle jego obraz wydał się nie dość dobry i zaczął wprowadzać pewne poprawki, żeby jakkolwiek lepiej oddawały co chciał Biance przekazać. Skupiony był jak nigdy, bo pragnął przy tym jak najszybciej wynagrodzić Gryfonce czas spędzony w samotności na kanapie.
- Mam szczerą nadzieję, że efekt naszej pracy cię usatysfakcjonuje. - Powiedział, zerkając na Biancę co chwilę, zdeterminowany. Gdzieś po drodze nie wiedział sam kiedy, gdy przetarł czoło grzbietem dłoni, zostawił kolejny niewielki ślad farby. Widać sam zaczyna wyglądać jak obraz przed nim...
Dłuższy czas już malował, a teraz gdy jego ruchy jeszcze zostały pod wpływem inspiracji i może zniecierpliwienia, przyspieszone i mniej ostrożne, sam obraz ostatecznie został niedługo ukończony. I gdyby tylko miał na to czas, przestrzeń i brak samonarzuconej presji, to by go pieścił i poprawiał do białego rana, ale ostatecznie udało mu się uchwycić mniej więcej to, co miał w głowie. I w końcu odłożył pędzel do kubeczka z wodą, paletę, i skinął sam do siebie głową, podpierając się pod boki. Spojrzał na Biancę z uśmiechem.
- Koniec. Chcesz zobaczyć, najdroższa? - Nawet prawie był z siebie dumny!
Patrzył jej w oczy gdy się zbliżała i czuł jak jego serce nieco gubi rytm. Może kogoś innego by przerażał poziom uwielbienia i oddania, jaki Miles czuł do Bianci, może też uznałby to za niezdrowe, on jednak nie tylko nie myślał o tym w ten sposób, ale zaakceptował i świadomie przyjął fakt, że ta kobieta omotała jego umysł już dawno temu. Ba, zasługiwała na to żeby w ten sposób się do niej odnosić! Zasługiwała na całe złoto i dobro tego świata, Miles był o tym przekonany.
Powiódł wzrokiem do ust Bianci, nabierając więcej powietrza w płuca. Już nawet zapomniał o wyścigu, trudno, jaki wyścig, co. Gryfonka odsunęła się nieznacznie, podając mu kieliszek, który Miles nawet od niej wziął, choć nie odwrócił nawet na sekundę wzroku od jej twarzy. Na jego usta wpłynął lekki uśmieszek, odrobinę tylko głupawy, bo go omotała zupełnie.
- Jak sobie życzysz.
Wstał zatem, przechodząc dwa kroki obok by dolać jej wina. Wrócił oddając jej kieliszek, jednak dopiero po sekundzie kolejnej wrócił do swojego stanowiska. Nagle jego obraz wydał się nie dość dobry i zaczął wprowadzać pewne poprawki, żeby jakkolwiek lepiej oddawały co chciał Biance przekazać. Skupiony był jak nigdy, bo pragnął przy tym jak najszybciej wynagrodzić Gryfonce czas spędzony w samotności na kanapie.
- Mam szczerą nadzieję, że efekt naszej pracy cię usatysfakcjonuje. - Powiedział, zerkając na Biancę co chwilę, zdeterminowany. Gdzieś po drodze nie wiedział sam kiedy, gdy przetarł czoło grzbietem dłoni, zostawił kolejny niewielki ślad farby. Widać sam zaczyna wyglądać jak obraz przed nim...
Dłuższy czas już malował, a teraz gdy jego ruchy jeszcze zostały pod wpływem inspiracji i może zniecierpliwienia, przyspieszone i mniej ostrożne, sam obraz ostatecznie został niedługo ukończony. I gdyby tylko miał na to czas, przestrzeń i brak samonarzuconej presji, to by go pieścił i poprawiał do białego rana, ale ostatecznie udało mu się uchwycić mniej więcej to, co miał w głowie. I w końcu odłożył pędzel do kubeczka z wodą, paletę, i skinął sam do siebie głową, podpierając się pod boki. Spojrzał na Biancę z uśmiechem.
- Koniec. Chcesz zobaczyć, najdroższa? - Nawet prawie był z siebie dumny!