02-01-2022, 01:08 AM
W sumie już od kilku dni Romilly próbował jakoś... Zebrać się na odwagę żeby zrobić ktok ku Saoirse. Nie taki dosłowny, bo gadali dość często jak na jego standardy, ale choć ostatnio przy zabawie kartami z Nico uznał, że będzie się trzymał z daleka od Puchonki, bo nie zaśługuje na nią i generalnie naubliżał sobie samemu tylko w głowie i nic więcej, to ostatecznie nie potrafił ot odpuścić. Może dlatego, że dawała mu nadzieję na bycie lepszym, może dlatego, że bywał samolubny i to był tego pewnego rodzaju przykład. Ale jednak nie chciał tego tak zostawiać, bo za każdym razem jak rozmawiali, zdawał sobei sprawę na ile lubi i wręcz potrzebuje jej obecności, na ile nawet głupoty, o których bywało, że gadała, nie tylko go nie irytowały, ale słuchał ich z przyjemnością, ciesząc się, że w ogóle chce mu o nich opowiadać. Cieszyły go małe gesty, to jak była pozytywna, ciepła i przede wszystkim jak traktowała go jako równego sobie, nie oceniała go tak krytycznie, jak on sam siebie oceniał. Mimo że miałaby do tego pełne prawo. Czuł się przy niej jakoś tak... Lepiej, jakby sam był kimś więcej niż sądził do tej pory.
Dlatego ostatecznie, choć po kilku dniach wewnętrznego zagrzewania siebie do walki i zrobienia tego kroku, cholernie stresującego, podszedł do Saoirse, z sercem na ramieniu i żołądkiem w gardle, łapiąc ją akurat jak była sama.
- Hej, co robisz? - zagadnął luźno, czując jak stres zaczyna go jednak przyduszać. A tak się przygotowywał... Nie wiedział o tym, ale tylko mu włosy pociemniały do czegoś pomiędzy granatem a szarym, ciemnym i ładnym, ale będącym właśnie barwą w jego przypadku odpowiadającą za stres.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."