02-02-2021, 12:07 AM
Niezależnie od tego, czy Maxwell znajdował się w Hogwarcie, czy poza nim, zawsze pakował się w kłopoty. Na dodatek w większości przypadków nie działo się to z jego winy. Ot, biedny chłopak po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, tym samym sprawiając, że jego życie stawało się jeszcze bardziej skomplikowane, niż normalnie.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Przyjazd do Londynu, aby odwiedzić kolegę. Jednego z tych niewielu, jakich miał, a o którym nie wiedział jego ojciec, który pewnie z miejsca by uznał, że jego syn jedzie tam tylko po to, aby oddawać się szatanowi. Tak było zawsze odkąd zobaczył Maxwella z inną osobą tej samej płci w jednoznacznej sytuacji. A wystarczyło darować sobie wtedy ten pocałunek wiedząc, że ojciec tak zareaguje.
Spędził miło czas, przechadzając się po ulicach Londynu, jak również odwiedzając miejsca, których u niego w miasteczku nie było. Idealny dzień, podczas którego nie myślał o piekle w domu. O tych wszystkich razach, czy obelgach, którymi raczył go staruszek. Po prostu cieszył się z życia, pozwalając sobie na radość, która momentami była mu obca.
Do czasu, jak nie wpadkował się na dryblasa, który oczywiście uznał, że Maxwell chce się bić. Jakby tego było mało owy dryblas musiał należeć do rodzaju homofobistycznego i po tym, jak wyzwał McKaya od pedałów, postanowił go sprać na kwaśne jabłko. Z tym, że Max był szybki. Nauczył się uciekać, a dzięki temu, że był szczuplejszy niż tamten i jego zgraja, wszystko mogło się udać.
Dał susa przed siebie, nawet nie oglądając się przez ramię. To spowalniało. Musiał liczyć, że go nie dorwą.
Minął osobą, która stała samotnie, nie zwracając na nią uwagi. Do czasu, aż ta nie znalazłą się koło niego. Zaraz, co?
-Oszalałeś! Zmywaj się stąd - skomentował i nie wiedzieć czemu, złapał Iana (chyba to był on, a nie ten drugi) za rękę, ciągnąc bardziej za sobą. No przecież nie pozwoli mu zgarnąć wpierdolu za niego.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Przyjazd do Londynu, aby odwiedzić kolegę. Jednego z tych niewielu, jakich miał, a o którym nie wiedział jego ojciec, który pewnie z miejsca by uznał, że jego syn jedzie tam tylko po to, aby oddawać się szatanowi. Tak było zawsze odkąd zobaczył Maxwella z inną osobą tej samej płci w jednoznacznej sytuacji. A wystarczyło darować sobie wtedy ten pocałunek wiedząc, że ojciec tak zareaguje.
Spędził miło czas, przechadzając się po ulicach Londynu, jak również odwiedzając miejsca, których u niego w miasteczku nie było. Idealny dzień, podczas którego nie myślał o piekle w domu. O tych wszystkich razach, czy obelgach, którymi raczył go staruszek. Po prostu cieszył się z życia, pozwalając sobie na radość, która momentami była mu obca.
Do czasu, jak nie wpadkował się na dryblasa, który oczywiście uznał, że Maxwell chce się bić. Jakby tego było mało owy dryblas musiał należeć do rodzaju homofobistycznego i po tym, jak wyzwał McKaya od pedałów, postanowił go sprać na kwaśne jabłko. Z tym, że Max był szybki. Nauczył się uciekać, a dzięki temu, że był szczuplejszy niż tamten i jego zgraja, wszystko mogło się udać.
Dał susa przed siebie, nawet nie oglądając się przez ramię. To spowalniało. Musiał liczyć, że go nie dorwą.
Minął osobą, która stała samotnie, nie zwracając na nią uwagi. Do czasu, aż ta nie znalazłą się koło niego. Zaraz, co?
-Oszalałeś! Zmywaj się stąd - skomentował i nie wiedzieć czemu, złapał Iana (chyba to był on, a nie ten drugi) za rękę, ciągnąc bardziej za sobą. No przecież nie pozwoli mu zgarnąć wpierdolu za niego.