08-01-2022, 01:42 AM
Nie było pod kopułą perfekcyjnie zaczesanych złotoblond włosów pewności: bo co mogła myśleć przyglądając się opierzonym dłoniom, przysłuchując wybuchającym kociołkom? Czy powinna uznać, że Hogwart nie tylko miał mniejszy zakres zajęć ale i niższy standard nauczania? Albo może powinna pomyśleć: e tam, ludzie po prostu są wciąż zbyt zardzewiali po wakacjach na recepturę tego stopnia zaawansowania.
Co było pewne? Że te wszystkie dramatyczno-drastyczne, nie wspominając nawet jak bardzo nieestetyczne, porażki wokół skłoniły dziewczynę by uważniej obserwowała zawartości kociołków obojga sąsiadów. W swoim szpiegostwie dostrzegła uśmiech Noah - odwzajemniła go najsłodziej jak mogła nim oceniła zawartość jego kotła jako akceptowalną. Nie żeby była jakąś anielicą zesłaną z niebios by im pomagać, co to - to nie. Zwyczajnie nie chciała dostać rykoszetem, co zdaje się być wystarczająco rozsądnym powodem dla tej odrobiny nieufności wobec zdolności zarówno Noah jak i... Odznaka, zielony krawat, znajoma twarz: Prefekt Philip. Tak, to był z pewnością on.
Oriane za Chiny Ludowe i kurczaka nie mogła jednak przypomnieć sobie jego nazwiska; zarzuciła też wszelkie próby wygrzebania go z pamięci kiedy coraz mniej dyskretnie patrzyła co on w ogóle wyprawia. Uch, nic dziwnego, że zawartość kociołka zmieniła się w breję! Jeśli zamierzał w ten sposób traktować wszystkie składniki skończy się to kolejnym wybuchniętym kotłem - a ona zapewne będzie co najmniej utytłana zawartością kociołka o bliżej nieokreślonym magicznym potencjale. Zerknęła jeszcze raz ku sali, popatrzyła po zachlapanych uczniach i na nowo doceniła bliskość ślizgońskich dormitoriów.
Powstrzymała się od westchnięcia - oczywiście, że tej Philipowej brei nie dało się odratować; mogła mu jednak pomóc ze składnikami. Jego sukces w końcu leżał w interesie Orianowej koszuli pragnącej pozostać czystą. Podniosła swój moździerz w którym zostało nieco drobniutkiego proszku po czym postawiła go bliżej sąsiada, pozwalając ceramicznemu naczyniu uderzyć o blat nieco głośniej - żeby chłopak zwrócił na nią i jej cudownie przyjacielski w tamtej chwili uśmiech bez zaczepki.
- Proszę, możesz wziąć resztę mojego bezoaru - oznajmiła teatralnym szeptem, konspiracyjnie pochylając się w jego stronę, jakby pomoc w warzeniu eliksiru była najbardziej dowcipną a przewrotną rzeczą jaką tego tygodnia wywinęła. - Powinno wystarczyć na drugą próbę, non? - Przymrużyła oko, rzeczowo oceniając zawartość naczynia. Ściągnęła usta w ciup, szczerze powstrzymując się przed śmiechem, gdy dodawała: - Spróbuj, w zamian za pomoc, nie wysadzić całej ławki, s'il vous plait.
Nie miała interesu w dalszej rozmowie - to pierwszy powód dla którego się wyprostowała znów w swoim krześle, bardzo wyraźnie tracąc prefektem zainteresowanie; drugim powodem była całkowita świadomość, że im bliżej się chłopaka znajdowała tym większa była na tę niechcianą eksplozję szansa; ot, niefortunny skutek uboczny wilowatego czaru.
Wciąż miała sporo czasu do wypełnienia. Oceniła okolicę. Hm, Noah zdawał się być równie mało zajęty i och, jakże interesujący - wciąż w końcu krył przed nią sekrecik do którego tak bardzo się chciała dogrzebać. Poza tym był zwyczajnie interesujący, jako młody mężczyzna co nie głupiał na jej obecność. Uniosła kącik ust: wiedziała jak zwrócić na siebie jego uwagę bez sprawiania wrażenia, że tej uwagi pożądała choćby dla samej rozrywki rozmowy. Przynajmniej od takiej subtelności zamierzała zacząć. Najdelikatniejszy dotyk jaki plan zakładał powinien wystarczyć; w końcu, oceniając po zawartości jego kociołka, był krukonem pełną gębą. Nawet subtelny dotyk powinien go wyciągnąć z tej medytacji w jaką zapadł na wypadek gdyby był alarmem przed zbliżającą się madame Edwards.
Wykorzystała więc fakt, że malutkie z niej stworzenie i zbliżał się drugi etap ważenia eliksiru: wyciągnęła się ponad ławką, lewą ręką sięgając po składniki jakich miała wkrótce potrzebować. Opadło lewe ramię, grawitacja zrobiła swoje - włosy przesypały się z pleców, rozlały na blacie, naciskając tak mocno jak tylko włosy mogły na łokieć Noah.
Graj muzyko, taniec się zaczyna!
Co było pewne? Że te wszystkie dramatyczno-drastyczne, nie wspominając nawet jak bardzo nieestetyczne, porażki wokół skłoniły dziewczynę by uważniej obserwowała zawartości kociołków obojga sąsiadów. W swoim szpiegostwie dostrzegła uśmiech Noah - odwzajemniła go najsłodziej jak mogła nim oceniła zawartość jego kotła jako akceptowalną. Nie żeby była jakąś anielicą zesłaną z niebios by im pomagać, co to - to nie. Zwyczajnie nie chciała dostać rykoszetem, co zdaje się być wystarczająco rozsądnym powodem dla tej odrobiny nieufności wobec zdolności zarówno Noah jak i... Odznaka, zielony krawat, znajoma twarz: Prefekt Philip. Tak, to był z pewnością on.
Oriane za Chiny Ludowe i kurczaka nie mogła jednak przypomnieć sobie jego nazwiska; zarzuciła też wszelkie próby wygrzebania go z pamięci kiedy coraz mniej dyskretnie patrzyła co on w ogóle wyprawia. Uch, nic dziwnego, że zawartość kociołka zmieniła się w breję! Jeśli zamierzał w ten sposób traktować wszystkie składniki skończy się to kolejnym wybuchniętym kotłem - a ona zapewne będzie co najmniej utytłana zawartością kociołka o bliżej nieokreślonym magicznym potencjale. Zerknęła jeszcze raz ku sali, popatrzyła po zachlapanych uczniach i na nowo doceniła bliskość ślizgońskich dormitoriów.
Powstrzymała się od westchnięcia - oczywiście, że tej Philipowej brei nie dało się odratować; mogła mu jednak pomóc ze składnikami. Jego sukces w końcu leżał w interesie Orianowej koszuli pragnącej pozostać czystą. Podniosła swój moździerz w którym zostało nieco drobniutkiego proszku po czym postawiła go bliżej sąsiada, pozwalając ceramicznemu naczyniu uderzyć o blat nieco głośniej - żeby chłopak zwrócił na nią i jej cudownie przyjacielski w tamtej chwili uśmiech bez zaczepki.
- Proszę, możesz wziąć resztę mojego bezoaru - oznajmiła teatralnym szeptem, konspiracyjnie pochylając się w jego stronę, jakby pomoc w warzeniu eliksiru była najbardziej dowcipną a przewrotną rzeczą jaką tego tygodnia wywinęła. - Powinno wystarczyć na drugą próbę, non? - Przymrużyła oko, rzeczowo oceniając zawartość naczynia. Ściągnęła usta w ciup, szczerze powstrzymując się przed śmiechem, gdy dodawała: - Spróbuj, w zamian za pomoc, nie wysadzić całej ławki, s'il vous plait.
Nie miała interesu w dalszej rozmowie - to pierwszy powód dla którego się wyprostowała znów w swoim krześle, bardzo wyraźnie tracąc prefektem zainteresowanie; drugim powodem była całkowita świadomość, że im bliżej się chłopaka znajdowała tym większa była na tę niechcianą eksplozję szansa; ot, niefortunny skutek uboczny wilowatego czaru.
Wciąż miała sporo czasu do wypełnienia. Oceniła okolicę. Hm, Noah zdawał się być równie mało zajęty i och, jakże interesujący - wciąż w końcu krył przed nią sekrecik do którego tak bardzo się chciała dogrzebać. Poza tym był zwyczajnie interesujący, jako młody mężczyzna co nie głupiał na jej obecność. Uniosła kącik ust: wiedziała jak zwrócić na siebie jego uwagę bez sprawiania wrażenia, że tej uwagi pożądała choćby dla samej rozrywki rozmowy. Przynajmniej od takiej subtelności zamierzała zacząć. Najdelikatniejszy dotyk jaki plan zakładał powinien wystarczyć; w końcu, oceniając po zawartości jego kociołka, był krukonem pełną gębą. Nawet subtelny dotyk powinien go wyciągnąć z tej medytacji w jaką zapadł na wypadek gdyby był alarmem przed zbliżającą się madame Edwards.
Wykorzystała więc fakt, że malutkie z niej stworzenie i zbliżał się drugi etap ważenia eliksiru: wyciągnęła się ponad ławką, lewą ręką sięgając po składniki jakich miała wkrótce potrzebować. Opadło lewe ramię, grawitacja zrobiła swoje - włosy przesypały się z pleców, rozlały na blacie, naciskając tak mocno jak tylko włosy mogły na łokieć Noah.
Graj muzyko, taniec się zaczyna!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.