08-01-2022, 06:57 PM
Ostatnio ją nosiło – i nie chodziło wcale o to, że po nieszczęsnej imprezie niektórzy nadal nie mieli zamiaru z nią rozmawiać (no może odrobinę, czasami samotność jednak była przytłaczająca, nawet dla takiej osoby jak Alice) – a o to, że jutro wypadała wycieczka do Hogsmeade, a poza nią coś, o czym wiedziała tylko ona. Urodziny jej brata.
W zasadzie nie wiedziała nawet, czy ludzie, z którymi się zadawała, wiedzieli, że ma młodszego brata gdzieś tam w Szkocji. Że jest dla niej całym światem i tylko dla niego stara się być silna. Dla niego znosi wszystko, co spotyka ją w rodzinnym domu, który paradoksalnie powinien być miejscem najbezpieczniejszym, a był budynkiem, w którym dochodziło do największej ilości tragedii oraz załamań. I złamań.
Jej matka się już złamała. Teraz jeden wampir czyhał na złamanie Alice.
Ale to oznaczało, że następny będzie Tim. A za nic w świecie nie mogła pozwolić, aby przechodził takie samo piekło, jak ona.
To on był jej ostatnią nadzieją i jedyną motywacją, aby dożyć do siedemnastych urodzin. Wtedy uwolni ich od tyranii. Wtedy, gdy Ministerstwo nie będzie mogło jej tak szybko znaleźć i odebrać różdżki za samoobronę, pozbędzie się wszystkich problemów. Wtedy wszystko będzie dobrze.
Z jednej strony cieszyła się, że jutro jest wyjście do Hogsmeade. Z drugiej strony nie. Z jednej strony – mogła odwiedzić sklepy i kupić Timowi maleńki prezent. Zawsze zachwycał się czekoladowymi żabami, dlatego pomyślała właśnie o nich, że one, wraz z opisem jakiegoś sławnego czarodzieja, sprawią mu największej radości. Ale kupi mu jeszcze coś słodkiego. Może czekoladowe różdżki. Sama nie jadała słodyczy, unikała ich jak ognia, dlatego nie znała się na nich aż tak bardzo, ale na pewno coś wymyśli.
A z drugiej strony… no właśnie. To był jej jedyny cel wyjścia do Hogsmeade. Bez znajomych nie miała już po co tam siedzieć.
Więc pewnie w niedzielę zostanie w dormitorium. Może skorzysta z wolnej chwili i będzie ćwiczyła grę na fortepianie.
Swoją drogą właśnie to zamierzała zrobić dzisiaj. Aby się uspokoić i przestać myśleć, wyciągnęła z dna kufra zeszyty z nutami. Przebiegła prawie cały zamek, co nie było zbyt dyskretne, ale trudno – dzisiaj miała ochotę poćwiczyć w większej, praktycznie pustej sali.
Jak to dobrze, że fortepian jest instrumentem tak podstawowym, że znaleźć się musi wszędzie tam, gdzie grana jest muzyka.
Wchodząc do opuszczonej Sali chóru, zostawiła nuty na jednym z krzeseł, gdy dłonią przetarła kurz znajdujący się na klapie od instrumentu. Po chwili otworzyła ją z cichym łoskotem i zagrała jeden dźwięk. Nie brzmiał najgorzej. Nie był zanadto rozstrojony. Pewnie jeszcze próby chóru się nie zaczęły, ale nie było najgorzej.
Przysiadła na krześle i przebierając w nutach, wybrała utwór, który w tym momencie przemawiał do niej najbardziej. Zasiadając za instrumentem, poprawiając stołek i ustawiając na odpowiednią wysokość, przebiegła palcami wpierw gamę C, potem gamę chromatyczną, krótki pasaż, i dopiero potem delikatnie, cichutko zaczęła wystukiwać melodię Nokturnu.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.