09-01-2022, 12:25 AM
Cóż, czasem gang był ostoją bezpieczeństwa i tarczą ochronną przed wszystkimi innymi, poptencjalnie zagrażającymi czynnikami. Trzymali się razem, bili się razem (zazwyczaj), po prostu byli zespołem, choć bardzo dynamicznym w nastrojach wewnętrznych.
I nawiązując do tych właśnie nastrojów, czasem sam gang był też zagrożeniem. Nie fizycznym, nie liczył w każdym razie przepychanek i nawet lekkich bitek z Valerianem za nic, co byłoby szczerze krzywdzące, jedynie jako rozrywkę, formę zabawy. Ale za to mimo że zwykle złośliwości spływały po nim, bo się przyzwyczaił i nawet odpowiadał tym samym, to bywały tematy drażliwe nie określone regułą tabu, i wtedy nagle Hiro robił się defensywny i paradoksalnie sam siebie kablował, że coś jest istotne. Każdy normalny wtedy by odpuszczał, skoro to coś ważnego, i zmieniał temat, ale nie tu zebrani, oh nie... Ci będą wiercić aż się wkurwi i albo będzie awantura, albo dostaną swoje odpowiedzi.
Zrównał się z Alice, na chwilę olewając dwójkę odrobinę za nimi idącą. Nie mógł jednak zignorować ich pogadanki, szczególnie, że po drodze i Valerian dostał trochę prztyczka w nos. Niby nic takiego, ale i tak miło. Niestety radość nie trwała długo, bo Valerian jak ten zjeb dalej wiercił w tematach niewygodnych i dla Alice, i dla niego. Powstrzymał westchnienie, czując jak zarówno na Valeriana i Francis zaczyna się poważnie irytować, jak i rosła złość na Krukona... Którego imienia nawet nie znał! A pytał! Następnym razem zamiast szalika co najwyżej da mu szalikiem, w twarz.
- Nie wasz interes ani co za kurtka Alice, ani jak mój szalik znalazł się u kogoś innego. - Powiedział chłodno, na chwilę wytracając nieco dobrego humoru z początku tego dnia. Patrzył przy tym przed siebie, wsadzając dłonie do kieszeni kurtki i odliczając żeby nie zawalić Valerianowi w papę. - Jak masz za długi nos, że tak go wszędzie wtykasz, chętnie ci go zrównam nieco z twarzą. - Dodał, oglądając się na Valeriana niby luźno, ale wzrokiem sugerującym, że nie, nie żartuje, był gotów po raz enty porównać ich możliwości sparingowe. Przeniósł wzrok na Francis na chwilę. - W dużym skrócie, gość miał mój szalik więc go oddał, a dla Valeriana to wydarzenie najwyższej wagi, bo on nic nie oddaje tylko wszystko kradnie, jebany kleptoman.
Po tym odwrócił się od nich znowu, idąc dalej ku Chacie, a byli w sumie już całkiem blisko.
I nawiązując do tych właśnie nastrojów, czasem sam gang był też zagrożeniem. Nie fizycznym, nie liczył w każdym razie przepychanek i nawet lekkich bitek z Valerianem za nic, co byłoby szczerze krzywdzące, jedynie jako rozrywkę, formę zabawy. Ale za to mimo że zwykle złośliwości spływały po nim, bo się przyzwyczaił i nawet odpowiadał tym samym, to bywały tematy drażliwe nie określone regułą tabu, i wtedy nagle Hiro robił się defensywny i paradoksalnie sam siebie kablował, że coś jest istotne. Każdy normalny wtedy by odpuszczał, skoro to coś ważnego, i zmieniał temat, ale nie tu zebrani, oh nie... Ci będą wiercić aż się wkurwi i albo będzie awantura, albo dostaną swoje odpowiedzi.
Zrównał się z Alice, na chwilę olewając dwójkę odrobinę za nimi idącą. Nie mógł jednak zignorować ich pogadanki, szczególnie, że po drodze i Valerian dostał trochę prztyczka w nos. Niby nic takiego, ale i tak miło. Niestety radość nie trwała długo, bo Valerian jak ten zjeb dalej wiercił w tematach niewygodnych i dla Alice, i dla niego. Powstrzymał westchnienie, czując jak zarówno na Valeriana i Francis zaczyna się poważnie irytować, jak i rosła złość na Krukona... Którego imienia nawet nie znał! A pytał! Następnym razem zamiast szalika co najwyżej da mu szalikiem, w twarz.
- Nie wasz interes ani co za kurtka Alice, ani jak mój szalik znalazł się u kogoś innego. - Powiedział chłodno, na chwilę wytracając nieco dobrego humoru z początku tego dnia. Patrzył przy tym przed siebie, wsadzając dłonie do kieszeni kurtki i odliczając żeby nie zawalić Valerianowi w papę. - Jak masz za długi nos, że tak go wszędzie wtykasz, chętnie ci go zrównam nieco z twarzą. - Dodał, oglądając się na Valeriana niby luźno, ale wzrokiem sugerującym, że nie, nie żartuje, był gotów po raz enty porównać ich możliwości sparingowe. Przeniósł wzrok na Francis na chwilę. - W dużym skrócie, gość miał mój szalik więc go oddał, a dla Valeriana to wydarzenie najwyższej wagi, bo on nic nie oddaje tylko wszystko kradnie, jebany kleptoman.
Po tym odwrócił się od nich znowu, idąc dalej ku Chacie, a byli w sumie już całkiem blisko.