09-01-2022, 05:14 AM
To nie tak, że zawsze zwiastowali nieszczęścia... W końcu Philip na przykład czasem nawet komuś pomógł! I to komuś, na kim wcale mu nie zależało. Jasne, musiało się to wiązać z jego obowiązkami i trzeba było jasno wskazać mu jego obowiązek, ale na przykład oprowadzał ostatnio nową uczennicę, a wcale mu się nie chciało...
Może jednak faktycznie sprawy miały się nieco inaczej, gdy byli we dwójkę. Te same złośliwości przychodziły im przecież do głowy niemal w tym samym czasie i wypowiedzenie, bądź wykonanie każdej z nich sprawiało, że nie kończyło się na tym jednym... W dodatku w grupie jest zwyczajnie raźniej i mogli pewnym krokiem wkroczyć do sali z ogródkiem. Bez planu. Nie potrzebowali planu. Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie. To wszystko lata praktyki. W końcu od małego tak samo postępowali z młodszym bratem, który teraz pewnie odpoczywał z dala od nich... Z jakiegoś powodu w szkole często trzymał się z dala od nich. Ale jak nie on, to... Laurel, chociażby. Ślizgonka była ciekawym celem i zdaniem Philipa sama czasem wystawiała się na pośmiewisko. Cóż, tym razem to koleżanki ją wystawiły. Przynajmniej będzie mogła się domyślić, kto przypadkiem tak ją urządził.
Gdy tylko weszli do środka - a zadbał o to, by drzwi otworzyły się cichutko i tak samo je zamknął - Philip skinął nieznacznie głową w bok, by przeszli najpierw bokiem. Cóż, on już miał jeden drobny plan, jak zacząć. Udał, że całkowicie nie zauważył Laurel i zaczął iść nieco dalszą ścieżką.
Najpierw trochę gry aktorskiej... Improwizacja, start.
- Ale serio, Mickey jest już wkurwiający, jak tak jęczy o swoich eks, nie?
Za obrażenie kolegi z dormitorium przeprosi... Nigdy. Ale to musiało się stać. Może jeszcze oświecą Laurel, że zmyślali na poczekaniu, może sama się zorientuje... A może najbardziej zabawnie będzie zostawić ją z tym problemem.
- O chuj mu chodzi? Znaczy, rozumiem, że ma do odwalenia jakąś listę lasek, ale jak już kogoś zlewa, to niech potem nie marudzi, że mu się odwidziało. Zwłaszcza, że powinien wiedzieć, że mam na to wyjebane...
Może jednak faktycznie sprawy miały się nieco inaczej, gdy byli we dwójkę. Te same złośliwości przychodziły im przecież do głowy niemal w tym samym czasie i wypowiedzenie, bądź wykonanie każdej z nich sprawiało, że nie kończyło się na tym jednym... W dodatku w grupie jest zwyczajnie raźniej i mogli pewnym krokiem wkroczyć do sali z ogródkiem. Bez planu. Nie potrzebowali planu. Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie. To wszystko lata praktyki. W końcu od małego tak samo postępowali z młodszym bratem, który teraz pewnie odpoczywał z dala od nich... Z jakiegoś powodu w szkole często trzymał się z dala od nich. Ale jak nie on, to... Laurel, chociażby. Ślizgonka była ciekawym celem i zdaniem Philipa sama czasem wystawiała się na pośmiewisko. Cóż, tym razem to koleżanki ją wystawiły. Przynajmniej będzie mogła się domyślić, kto przypadkiem tak ją urządził.
Gdy tylko weszli do środka - a zadbał o to, by drzwi otworzyły się cichutko i tak samo je zamknął - Philip skinął nieznacznie głową w bok, by przeszli najpierw bokiem. Cóż, on już miał jeden drobny plan, jak zacząć. Udał, że całkowicie nie zauważył Laurel i zaczął iść nieco dalszą ścieżką.
Najpierw trochę gry aktorskiej... Improwizacja, start.
- Ale serio, Mickey jest już wkurwiający, jak tak jęczy o swoich eks, nie?
Za obrażenie kolegi z dormitorium przeprosi... Nigdy. Ale to musiało się stać. Może jeszcze oświecą Laurel, że zmyślali na poczekaniu, może sama się zorientuje... A może najbardziej zabawnie będzie zostawić ją z tym problemem.
- O chuj mu chodzi? Znaczy, rozumiem, że ma do odwalenia jakąś listę lasek, ale jak już kogoś zlewa, to niech potem nie marudzi, że mu się odwidziało. Zwłaszcza, że powinien wiedzieć, że mam na to wyjebane...