09-01-2022, 10:42 PM
Cisza. Echo ostatnich dźwięków wypełniających salę i odgłos zdejmowanej nogi z pedału, rozmywającego się dźwięku. Jeszcze przez chwilę Alice nie otwierała oczu, rozkoszując się tym emocjonalnym uniesieniem przepełnionym najszczerszymi uczuciami – a przede wszystkim jej życiowym smutkiem, z którym ostatnio ciężko jej było sobie poradzić…
I podskoczyła nagle, kiedy głos Francis zabrzmiał dla niej jak kakofonia przerywająca świątynną ciszę.
Odwróciła się w stronę Gryfonki z odrobiną zdumienia i zbulwersowania, że, po pierwsze – w ogóle się tutaj znalazła, a to znaczyło, że albo musiała tutaj być i Alice jej nie zauważyła, albo śledziła ją i przylazła tutaj za nią, i Alice również jej nie zauważyła. A po drugie – że w ogóle się odzywała i nawet w takich chwilach jak ta była cholerną suką. Kurwa, zero zrozumienia dla sztuki. Czego ona się spodziewała. Nikt z jej znajomych pewnie by nie zrozumiał talentu Chopina, Beethovena czy Mozarta. Dudniące basy do ruchańska, to była muzyka dla ich uszu.
Skrajne beztalencia.
Prychnęła, złożyła nuty, po czym zabrała całą resztę nut z krzesła, bo jeszcze przyjdzie jej do głowy, żeby w nich grzebać i próbować je rozczytywać. Nie miała siły ani ochoty wysłuchiwać, że jak ona to może czytać i całego innego naśmiewania się.
— Zgubiłaś Valeriana? – rzuciła, odwrócona plecami do niej. – Tu go nie ma, więc możesz spadać i się odczepić.
W sumie, co więcej mogła jej zrobić? Nakablować chłopakom z paczki, że Alice jest jednak sentymentalna i, tfu!, gra na fortepianie? I co jej mogą zrobić? I tak już nie należała do tej grupy. I przepraszać nie zamierzała. Wiedziała, że jej granice zostały przekroczone. A że nikt o nie nigdy nie dbał, sama postanowiła ich pilnować.
I nawet taki skurwiel jak Alex nie będzie sobie z nich kpił.
I podskoczyła nagle, kiedy głos Francis zabrzmiał dla niej jak kakofonia przerywająca świątynną ciszę.
Odwróciła się w stronę Gryfonki z odrobiną zdumienia i zbulwersowania, że, po pierwsze – w ogóle się tutaj znalazła, a to znaczyło, że albo musiała tutaj być i Alice jej nie zauważyła, albo śledziła ją i przylazła tutaj za nią, i Alice również jej nie zauważyła. A po drugie – że w ogóle się odzywała i nawet w takich chwilach jak ta była cholerną suką. Kurwa, zero zrozumienia dla sztuki. Czego ona się spodziewała. Nikt z jej znajomych pewnie by nie zrozumiał talentu Chopina, Beethovena czy Mozarta. Dudniące basy do ruchańska, to była muzyka dla ich uszu.
Skrajne beztalencia.
Prychnęła, złożyła nuty, po czym zabrała całą resztę nut z krzesła, bo jeszcze przyjdzie jej do głowy, żeby w nich grzebać i próbować je rozczytywać. Nie miała siły ani ochoty wysłuchiwać, że jak ona to może czytać i całego innego naśmiewania się.
— Zgubiłaś Valeriana? – rzuciła, odwrócona plecami do niej. – Tu go nie ma, więc możesz spadać i się odczepić.
W sumie, co więcej mogła jej zrobić? Nakablować chłopakom z paczki, że Alice jest jednak sentymentalna i, tfu!, gra na fortepianie? I co jej mogą zrobić? I tak już nie należała do tej grupy. I przepraszać nie zamierzała. Wiedziała, że jej granice zostały przekroczone. A że nikt o nie nigdy nie dbał, sama postanowiła ich pilnować.
I nawet taki skurwiel jak Alex nie będzie sobie z nich kpił.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.