19-01-2022, 07:24 PM
Żadne z nich nie spodziewało się nie tylko takiego rozwoju sytuacji, ale i zupełnie zaskakująco pojawiającego się połączenia emocjonalnego. Niby to tylko seks, niby obydwoje praktykowali przygodne uniesienia, ale jakoś tak... Dexter czuł podświadomie póki co, że to nie będzie tak łatwe tym razem. Ale to kwestia do rozpatrzenia na inny moment, bo ten obecny był zbyt przyjemny na mącenie go trudnymi myślami.
Odstawił pusta szklankę gdzieś na bok, tuż przy końcu klawiszy pianina i objął Rose wyjątkowo czule, zanurzony wciąż po uszy w tej chwili, delektujący się przyjemnością i spokojem, jaki wzajemnie sobie zapewnili. Nic nie mówił, jedynie siedział tak i tulił ją, gładząc po włosach, ramionach, wzdłuż kręgosłupa. Przymknął też oczy, ale mimo zmęczenia o dziwo nie czuł wcale tej typowej po stosunku chęci zaśnięcia natychmiast. Tym razem przychodziło to bardzo powoli, jakby jak najdłużej próbował cieszyć się świadomie obecnością Gryfonki w swoich ramionach, jej ciepłem, zapachem, dotykiem.
Zasnęła zanim on zdążył odpłynąć w tej błogości. Poczuł tylko jak jej ciało rozluźnia się stopniowo, oddech zwalnia i w końcu gładzące go coraz wolniej dłonie zatrzymują się i delikatnie opadają do wygodnej pozycji. Uśmiechnął się sam do siebie pod nosem, otwierając oczy i odchylając nieco głowę, żeby spojrzeć na uśpione oblicze przytulonej do siebie Rose. Nie chciał jej budzić, ale siedzenie w takiej pozycji do rana mogło być niewygodne dla obydwojga, nie wspominając o chłodzie, który z pewnością w pewnej chwili uderzy. Dlatego też bardzo ostrożnie, obejmując dziewczynę stabilnie do siebie przytuloną w stylu koala, podniósł się z taboretu i nogą przeciągając za sobą własną marynarkę leżącą na podłodze, przeszedł do niewielkich rozmiarów kanapy, która z jakiegoś powodu znajdowała się w pomieszczeniu. Ułożywszy się i wciąż przytuloną do siebie Rose w pozycji horyzontalnej i wygodnej, jedną ręką trochę niezdarnie przykrył ich marynarką na tyle, na ile było to możliwe i westchnąwszy pocałował Gryfonkę w czoło. Wrócił do delikatnego gładzenia jej ramienia i pleców, aż w sumie całkiem szybko poczuł jak jednak zmęczenie i nad nim bierze górę. W końcu sam też zasnął.
I spali do rana. A w związku z ilością wypitego dnia poprzedniego alkoholu, obydwoje obudzili się z kacem mordercą. Całe szczęście chyba też obydwoje rozumieli się w tej chwili na tyle, że nic nie mówili. Jedynie po kilku chwilach przeciągania czułego przytulenia, rozbudzili się na tyle żeby podjąć próbę wstania. W ciszy. Powoli. Dexter nie mógł powstrzymać się przed zerkaniem w kierunku Rose co chwilę, a zanim wyszli z sali muzycznej zatrzymał ją tylko na moment i wciąż bez zbędnych słów pocałował krótko, delikatnie. Bo jak tylko wyjdą za te drzwi, to pewnie cały czar pryśnie i wrócą do nienawidzenia się nawzajem. A nie był pewien, czy jest na to gotów.
Mimo wszystko należało w końcu wyjść, opuścili więc pomieszczenie i każde z nich udało się w swoją stronę. Obejrzał się tylko w jej kierunku raz, zanim skręcił w klatkę schodową prowadzącą w dół.
/zt x2
Odstawił pusta szklankę gdzieś na bok, tuż przy końcu klawiszy pianina i objął Rose wyjątkowo czule, zanurzony wciąż po uszy w tej chwili, delektujący się przyjemnością i spokojem, jaki wzajemnie sobie zapewnili. Nic nie mówił, jedynie siedział tak i tulił ją, gładząc po włosach, ramionach, wzdłuż kręgosłupa. Przymknął też oczy, ale mimo zmęczenia o dziwo nie czuł wcale tej typowej po stosunku chęci zaśnięcia natychmiast. Tym razem przychodziło to bardzo powoli, jakby jak najdłużej próbował cieszyć się świadomie obecnością Gryfonki w swoich ramionach, jej ciepłem, zapachem, dotykiem.
Zasnęła zanim on zdążył odpłynąć w tej błogości. Poczuł tylko jak jej ciało rozluźnia się stopniowo, oddech zwalnia i w końcu gładzące go coraz wolniej dłonie zatrzymują się i delikatnie opadają do wygodnej pozycji. Uśmiechnął się sam do siebie pod nosem, otwierając oczy i odchylając nieco głowę, żeby spojrzeć na uśpione oblicze przytulonej do siebie Rose. Nie chciał jej budzić, ale siedzenie w takiej pozycji do rana mogło być niewygodne dla obydwojga, nie wspominając o chłodzie, który z pewnością w pewnej chwili uderzy. Dlatego też bardzo ostrożnie, obejmując dziewczynę stabilnie do siebie przytuloną w stylu koala, podniósł się z taboretu i nogą przeciągając za sobą własną marynarkę leżącą na podłodze, przeszedł do niewielkich rozmiarów kanapy, która z jakiegoś powodu znajdowała się w pomieszczeniu. Ułożywszy się i wciąż przytuloną do siebie Rose w pozycji horyzontalnej i wygodnej, jedną ręką trochę niezdarnie przykrył ich marynarką na tyle, na ile było to możliwe i westchnąwszy pocałował Gryfonkę w czoło. Wrócił do delikatnego gładzenia jej ramienia i pleców, aż w sumie całkiem szybko poczuł jak jednak zmęczenie i nad nim bierze górę. W końcu sam też zasnął.
I spali do rana. A w związku z ilością wypitego dnia poprzedniego alkoholu, obydwoje obudzili się z kacem mordercą. Całe szczęście chyba też obydwoje rozumieli się w tej chwili na tyle, że nic nie mówili. Jedynie po kilku chwilach przeciągania czułego przytulenia, rozbudzili się na tyle żeby podjąć próbę wstania. W ciszy. Powoli. Dexter nie mógł powstrzymać się przed zerkaniem w kierunku Rose co chwilę, a zanim wyszli z sali muzycznej zatrzymał ją tylko na moment i wciąż bez zbędnych słów pocałował krótko, delikatnie. Bo jak tylko wyjdą za te drzwi, to pewnie cały czar pryśnie i wrócą do nienawidzenia się nawzajem. A nie był pewien, czy jest na to gotów.
Mimo wszystko należało w końcu wyjść, opuścili więc pomieszczenie i każde z nich udało się w swoją stronę. Obejrzał się tylko w jej kierunku raz, zanim skręcił w klatkę schodową prowadzącą w dół.
/zt x2