02-02-2021, 03:11 AM
W ogóle nie spodziewał się spotkać tutaj kogoś, kogo kojarzył ze szkoły. Jasne, nie można było powiedzieć, że Maxwell był jakimś wielkim kumplem ze Ślizgonem, pewnie dlatego, że był Ślizgonem, ale znał jego twarz. Jak chyba każdy w Hogwarcie, bo ostatecznie pewnie większość poznała gniew Leightonów, jeśli już czymś im podpali.
Kiedy chwycił chłopaka za rękę, niewiele myślał. Obudził się w nim raczej instynkt samozachowawczy, który chciał również ochronić potencjalną ofiarę, którą mogły spotkać nieprzyjemne rzeczy ze strony goniących ich osiłków. Czemu oni w ogóle się nie męczyli, tylko zmuszali Maxwella do takiego wysiłku?
Słysząc słowa Iana zdał sobie sprawę, że faktycznie trzyma go za rękę. Puścił ją, omal się przy tym nie wywalając. Pytanie, czy potknął się o wystający kawałek chodnika, czy jednak o własne nogi, bo zaczął panikować już nie tylko ze względu na zagrożenie za nimi.
-No… sorry - wydukał z siebie. Tyle dobrego, że biegnąc nie musiał patrzeć na swojego towarzysza z przypadku.
Odetchnął głębiej czując, że niedługo możne znacznie zwolnić. A jeśli to zrobi, kiedy ci za nimi nadal będą poruszać się tak samo, dopadną ich. A przynajmniej jego, bo Ian pewnie zwieje.
-Wpadłem na nich… to wszystko - odpowiedział krótko. Wcale nie powinien marnować energii na wyjaśnianie teraz wszystkiego Ianowi. Zresztą nie do końca rozumiał, czemu ten nadal był obok niego, skoro Gryfon już nie ciągnął go za sobą. - Jakiś czas. Ale trochę się… męczę - rzucił. Nawet znacznie bardziej dyszał.
Widząc potencjalną drogę ucieczki w postaci pomniejszej uliczki, złapał znowu bez słowa Iana, ciągnąc go tam w ostatniej chwili. Nic dziwnego, że wylądowali na brudnej ziemi, tuż obok kontenera na śmieci.
-Tylko cicho - szepnął, trochę poganiając Iana, żeby się za ten kontener schował.
Kiedy chwycił chłopaka za rękę, niewiele myślał. Obudził się w nim raczej instynkt samozachowawczy, który chciał również ochronić potencjalną ofiarę, którą mogły spotkać nieprzyjemne rzeczy ze strony goniących ich osiłków. Czemu oni w ogóle się nie męczyli, tylko zmuszali Maxwella do takiego wysiłku?
Słysząc słowa Iana zdał sobie sprawę, że faktycznie trzyma go za rękę. Puścił ją, omal się przy tym nie wywalając. Pytanie, czy potknął się o wystający kawałek chodnika, czy jednak o własne nogi, bo zaczął panikować już nie tylko ze względu na zagrożenie za nimi.
-No… sorry - wydukał z siebie. Tyle dobrego, że biegnąc nie musiał patrzeć na swojego towarzysza z przypadku.
Odetchnął głębiej czując, że niedługo możne znacznie zwolnić. A jeśli to zrobi, kiedy ci za nimi nadal będą poruszać się tak samo, dopadną ich. A przynajmniej jego, bo Ian pewnie zwieje.
-Wpadłem na nich… to wszystko - odpowiedział krótko. Wcale nie powinien marnować energii na wyjaśnianie teraz wszystkiego Ianowi. Zresztą nie do końca rozumiał, czemu ten nadal był obok niego, skoro Gryfon już nie ciągnął go za sobą. - Jakiś czas. Ale trochę się… męczę - rzucił. Nawet znacznie bardziej dyszał.
Widząc potencjalną drogę ucieczki w postaci pomniejszej uliczki, złapał znowu bez słowa Iana, ciągnąc go tam w ostatniej chwili. Nic dziwnego, że wylądowali na brudnej ziemi, tuż obok kontenera na śmieci.
-Tylko cicho - szepnął, trochę poganiając Iana, żeby się za ten kontener schował.