25-01-2022, 07:56 PM
Można pomyśleć, że niby sukces, bo udało jej się wysmarować pół twarzy Valeriana farbą, ale jednak nie do końca, skoro nie zmyła tym z twarzy jego uśmiechu... Z tym że nie byli wrogami, więc nawet posępną twarz Francis rozjaśnił lekki uśmiech, z którego wyrwało się nawet kilka cichych parsknięć. Już i tak narobiła wystarczająco dużo hałasu.
Kiedy jej wspólnik zarządził koniec, nawet posłuchała, uznając efekt swojej zemsty za satysfakcjonujący. Pamiętała też (lub też przypomniało jej się na dźwięk nazwiska Davis), że mają misję, do której wypadało wrócić. A wręcz trzeba było, zważywszy na jej istotność!
- Tobie by już nic nie powiedziała, bo zabrakłoby jej słów, chociaż ma tak zajebiste słownictwo. - Zawoalowanie tego pocisku mogłoby ją napawać dumą, gdyby nie świadomość, że nie zostanie doceniony. W sumie w prawdziwej kłótni uznałaby go za wyjątkowo słaby.
Naprawdę sądziła, że na tym koniec wygłupów. Przynajmniej dopóki cały napis nie pojawi się na ścianie. Dlatego wyciągnęła znowu rękę z różdżką, przyświecając w miejscu, gdy powinny pojawić się kolejne litery, a drugą machnęła zachęcająco na Valeriana.
- To wracaj do robo... - Nie uważała. Nie zwracała uwagi na dalsze poczynania kolegi i tym oto sposobem dostała prosto w twarz. Splunęła farbą, która to nie pozwoliła jej dokończyć zdania.
O nie, nie zamierzała tego zostawić. Ale jeśli zareagowałaby od razu, zrobiłaby coś bardzo oczywistego, dlatego wytarła tylko rękawem twarz. Co bardziej rozmazało farbę, niż pomogło w czyszczeniu.
- Skopię ci tą leniwą dupę, jak nie wrócisz do roboty - oznajmiła uroczyście. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek, niby próbując go spalić wzrokiem, ale kąciki ust zdradzały, że nie jest w złym nastroju. Trochę brudu nikogo nie zabiło! I miała nadzieję, że Valerian właśnie tak zinterpretuje jej dobry humor.
Nie mogła mieć pewności, że jego myśli podążyły wedle jej życzenia, ale podniósł pędzel, a Fran podsunęła mu wolną ręką pudełko z farbą.
- Tylko bez głupich pomysłów, najpierw napis. Będzie szybciej, jak nie będziesz musiał nadwyrężać swojego biednego kręgosłupa. - W jej głosie nawet pojawiła się troska! Wielce zjadliwa, nie wiedzieć czy w związku ze stanem projektu czy może pleców, lecz była.
Na szczęście (bądź też nie) dla planu, Valerian zabrał się za dalsze pisanie. I wszystko może by wypaliło, gdyby Francis nie chlupnęła w niego farbą wprost z wiaderka. Wymagało to od niej nie lada wysiłku, żeby trafić w głowę, ale z powodzeniem zafarbowała przynajmniej część włosów. Parsknęła śmiechem, starając się, żeby nie był zbyt głośny i zaczęła się wycofywać. Nie chciała przecież, żeby pozostałość wylądowała na czubku jej głowy, więc musiała ją chronić.
-I co? Sądziłeś, że wygrałeś? Ale teraz serio koniec, na cześć jebanej Davis! - Starała się mówić przyciszonym tonem. I być przekonującą.
Kiedy jej wspólnik zarządził koniec, nawet posłuchała, uznając efekt swojej zemsty za satysfakcjonujący. Pamiętała też (lub też przypomniało jej się na dźwięk nazwiska Davis), że mają misję, do której wypadało wrócić. A wręcz trzeba było, zważywszy na jej istotność!
- Tobie by już nic nie powiedziała, bo zabrakłoby jej słów, chociaż ma tak zajebiste słownictwo. - Zawoalowanie tego pocisku mogłoby ją napawać dumą, gdyby nie świadomość, że nie zostanie doceniony. W sumie w prawdziwej kłótni uznałaby go za wyjątkowo słaby.
Naprawdę sądziła, że na tym koniec wygłupów. Przynajmniej dopóki cały napis nie pojawi się na ścianie. Dlatego wyciągnęła znowu rękę z różdżką, przyświecając w miejscu, gdy powinny pojawić się kolejne litery, a drugą machnęła zachęcająco na Valeriana.
- To wracaj do robo... - Nie uważała. Nie zwracała uwagi na dalsze poczynania kolegi i tym oto sposobem dostała prosto w twarz. Splunęła farbą, która to nie pozwoliła jej dokończyć zdania.
O nie, nie zamierzała tego zostawić. Ale jeśli zareagowałaby od razu, zrobiłaby coś bardzo oczywistego, dlatego wytarła tylko rękawem twarz. Co bardziej rozmazało farbę, niż pomogło w czyszczeniu.
- Skopię ci tą leniwą dupę, jak nie wrócisz do roboty - oznajmiła uroczyście. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek, niby próbując go spalić wzrokiem, ale kąciki ust zdradzały, że nie jest w złym nastroju. Trochę brudu nikogo nie zabiło! I miała nadzieję, że Valerian właśnie tak zinterpretuje jej dobry humor.
Nie mogła mieć pewności, że jego myśli podążyły wedle jej życzenia, ale podniósł pędzel, a Fran podsunęła mu wolną ręką pudełko z farbą.
- Tylko bez głupich pomysłów, najpierw napis. Będzie szybciej, jak nie będziesz musiał nadwyrężać swojego biednego kręgosłupa. - W jej głosie nawet pojawiła się troska! Wielce zjadliwa, nie wiedzieć czy w związku ze stanem projektu czy może pleców, lecz była.
Na szczęście (bądź też nie) dla planu, Valerian zabrał się za dalsze pisanie. I wszystko może by wypaliło, gdyby Francis nie chlupnęła w niego farbą wprost z wiaderka. Wymagało to od niej nie lada wysiłku, żeby trafić w głowę, ale z powodzeniem zafarbowała przynajmniej część włosów. Parsknęła śmiechem, starając się, żeby nie był zbyt głośny i zaczęła się wycofywać. Nie chciała przecież, żeby pozostałość wylądowała na czubku jej głowy, więc musiała ją chronić.
-I co? Sądziłeś, że wygrałeś? Ale teraz serio koniec, na cześć jebanej Davis! - Starała się mówić przyciszonym tonem. I być przekonującą.