31-01-2022, 11:53 PM
Uśmiechnął się nieco szerzej na jej śmiech, zwyczajnie ciesząc się na ten dźwięk. Lubił jak się śmiała, pomijając chęć utrzymania jej stale w jak najlepszym nastroju, zwyczajnie podobał się mu i jakoś tak czerpał przyjemność z tego jak się śmiała. Albo uśmiechała, albo mówiła. Albo milczała. W ogóle Bianca to było bardzo dużo przyjemności i komfortu, a mogła nawet jedynie stać obok i nawet z nim nie rozmawiać.
Irracjonalne może, ale prawdziwe! Gdyby nawet była pokryta faktycznie po czubek głowy błotem, Miles nadal by ją uwielbiał. Innego słowa by nie użył, bo pewnych deklaracji po prostu nie wygłasza, nie stosuje, unika wręcz, ale chyba nie było tajemnicą dla nikogo, że Bianca była w oczach Milesa... Cóż, wyjątkowa conajmniej. I traktował ją zdecydowanie lepiej i inaczej niż każdą inną osobę. Zresztą, przykładem był dzisiejszy wieczór gdzie bezczelnie wystawił brata dla niej właśnie. Dla nikogo innego by nie wystawił! W KAŻDYM RAZIE.
Zatrzymał wzrok na jej oczach gdy się zbliżyła. Bywał bardzo mocno rozproszony, chaotyczny, ciężko było mu skupić się na jednej rzeczy na raz, ale ona robiła to jednak po mistrzowsku. Czy naprawdę nic w tej kobiecie nie było negatywnego? Tak zupełnie? Bogowie. Nie odpowiedział, po części, bo na chwilę był typowym facetem, któremu kobieta zrobiła z mózgu sianko i tylko coś tam zatrzeszczało, a po części przez jej gest sugerująccy jasno jej oczekiwania, zresztą podobne do jego nadziei. Uśmiechnął się lekko, po części dwuznacznie, a po części troszkę uderzony gorącem. Zawsze w takich momentach i tylko z nią, po prostu nagle robiło mu się gorąco i tak... Inaczej. Przejmował się, no jasne, to bogini, musiało być dla niej idealnie! Tylko dlatego, stresik, na pewno. Za jej sugestią zaczął powoli odpinać guziki sukienki, jeden za drugim. Niespiesznie jak dzikus jakiś, ale z szacunkiem i odpowiednią delikatnością. Pewnością, tak! Ale nie był desperatem, a podobnym sytuacjom, uniesieniom, zawsze nadawał głębię, uważał to za coś ważnego, z każdym w sumie. Nie zawsze było to coś "ważnego i rzutującego na całe jego życie", raczej w zasadzie nigdy, ale uważał, że każda chwila w życiu, każdy moment, tchnienie, wszystko było ważne i zaniedbywanie tego było nie na miejscu. Dlatego i teraz czcił czas, jaki mieli, relację, jaką wypracowali. Czcił ich uczucia, emocje. Był artystą! Naturalnie, że wyhodował w sobie ogromną wrażliwość na wszystko dookoła.
Gdy sukienka Bianci opadła do kostek, Miles nie odwracając wzroku od jej oczu, zniżył twarz by silnym ruchem wziąć ją na ręce, ujmując pod plecami i pod kolanami, i przeniósł na wcześniej zajmowaną przez nią sofę. Posadził ją na niej, również nogami na siedzisku, ostrożnie, po czym sam uklęknął nad nią, wspierając się na kolanie przy jej biodrze by pocałować ją namiętnie, zupełnie nie tak delikatnie, jak ją nosił.
Irracjonalne może, ale prawdziwe! Gdyby nawet była pokryta faktycznie po czubek głowy błotem, Miles nadal by ją uwielbiał. Innego słowa by nie użył, bo pewnych deklaracji po prostu nie wygłasza, nie stosuje, unika wręcz, ale chyba nie było tajemnicą dla nikogo, że Bianca była w oczach Milesa... Cóż, wyjątkowa conajmniej. I traktował ją zdecydowanie lepiej i inaczej niż każdą inną osobę. Zresztą, przykładem był dzisiejszy wieczór gdzie bezczelnie wystawił brata dla niej właśnie. Dla nikogo innego by nie wystawił! W KAŻDYM RAZIE.
Zatrzymał wzrok na jej oczach gdy się zbliżyła. Bywał bardzo mocno rozproszony, chaotyczny, ciężko było mu skupić się na jednej rzeczy na raz, ale ona robiła to jednak po mistrzowsku. Czy naprawdę nic w tej kobiecie nie było negatywnego? Tak zupełnie? Bogowie. Nie odpowiedział, po części, bo na chwilę był typowym facetem, któremu kobieta zrobiła z mózgu sianko i tylko coś tam zatrzeszczało, a po części przez jej gest sugerująccy jasno jej oczekiwania, zresztą podobne do jego nadziei. Uśmiechnął się lekko, po części dwuznacznie, a po części troszkę uderzony gorącem. Zawsze w takich momentach i tylko z nią, po prostu nagle robiło mu się gorąco i tak... Inaczej. Przejmował się, no jasne, to bogini, musiało być dla niej idealnie! Tylko dlatego, stresik, na pewno. Za jej sugestią zaczął powoli odpinać guziki sukienki, jeden za drugim. Niespiesznie jak dzikus jakiś, ale z szacunkiem i odpowiednią delikatnością. Pewnością, tak! Ale nie był desperatem, a podobnym sytuacjom, uniesieniom, zawsze nadawał głębię, uważał to za coś ważnego, z każdym w sumie. Nie zawsze było to coś "ważnego i rzutującego na całe jego życie", raczej w zasadzie nigdy, ale uważał, że każda chwila w życiu, każdy moment, tchnienie, wszystko było ważne i zaniedbywanie tego było nie na miejscu. Dlatego i teraz czcił czas, jaki mieli, relację, jaką wypracowali. Czcił ich uczucia, emocje. Był artystą! Naturalnie, że wyhodował w sobie ogromną wrażliwość na wszystko dookoła.
Gdy sukienka Bianci opadła do kostek, Miles nie odwracając wzroku od jej oczu, zniżył twarz by silnym ruchem wziąć ją na ręce, ujmując pod plecami i pod kolanami, i przeniósł na wcześniej zajmowaną przez nią sofę. Posadził ją na niej, również nogami na siedzisku, ostrożnie, po czym sam uklęknął nad nią, wspierając się na kolanie przy jej biodrze by pocałować ją namiętnie, zupełnie nie tak delikatnie, jak ją nosił.