03-02-2022, 08:34 PM
Owszem, Aurora była w gronie osób złapanych tego pamiętnego wieczoru, kiedy to Ethan i William wpadli na genialny pomysł wyścigu na miotłach. W Zakazanym Lesie. Po ciemku. To dosłownie samo prosiło się o katastrofę (co później nie minęło się z prawdą niemal w ogóle, patrząc na ilość urazów i osób ostatecznie odbywających szlabany). Ale Aurory i tak nie mogło tam zabraknąć, każdy pretekst dobry do odwiedzenia szkolnej puszczy, a tym razem chciała upewnić się, że żadne z mieszkających tam stworzeń nie ucierpi w żaden sposób.
Przyłapanie na łamaniu regulaminu przyjęła z odpowiedzialnością, przecież nie będzie woźnemu w twarz zarzucać, że jej tam nie widzi, wydaje mu się. Szlaban też odbyła bez zawstydzenia, a teraz wyraźny wyrzut profesor Edwards przyjęła z uniesioną brodą. Nawet pochyliła się lekko w stronę siedzącej obok Bianci - która, swoją drogą, jak zwykle wyglądała oszałamiająco nawet w mało atrakcyjnym szkolnym mundurku, Aurora nigdy nie przestała doceniać jej urody.
- Wcale nie jestem przekonana, czy ten eliksir pomógłby przetrwać spotkanie z jakimkolwiek z magicznych stworzeń żyjących w naszym Zakazanym Lesie. Jakbyś się tam kiedyś wybierała, to polecam swoje towarzystwo, przynajmniej mam doświadczenie w obcowaniu z większością tego, co faktycznie może nas tam pogryźć, gwarantuję większe szanse na przeżycie, niż fiolka, która działa tylko po fakcie, a nie zapobiegawczo jeszcze przed ewentualnym atakiem. - Uśmiechając się szeroko, puściła do Gryfonki oko. Poniekąd żartowała, ale mimo wszystko było w tym na tyle powagi, że Bianca z pewnością mogła odebrać jej słowa na serio. No i Aurora nie odmówiłaby jej spaceru do puszczy! Z dwóch powodów: najzwyczajniej w świecie wypadu do Zakazanego Lasu nigdy nie odmawiała, no i naprawdę uważała, że zadbałaby o bezpieczeństwo koleżanki bardzo skutecznie.
- Okej, zobaczmy co z tego wyjdzie... - Jakby nie patrzeć, to znajomość tego eliksiru i tak była bardzo przydatna, jej rodzice zawsze mieli ze sobą spory zapas na którejkolwiek z organizowanych ekspedycji, bo nigdy nie wiadomo co mogło zdarzyć się za kolejnym zakrętem w dżungli, czy nawet przy kolejnym kroku w śnieżną zaspę. Widziała nie raz, jak sami go przygotowują, pomagała kilkakrotnie, ale samodzielnie jeszcze nie miała okazji wykonać. Najwyższa pora!
Wrzuciła bezoar do moździerza i zaczęła miażdżyć, rozglądając się po sali w sumie sama nie wiedząc w poszukiwaniu czego. A może nawet niczego nie szukała, tylko wrodzona ciekawość nakazała jej zakonotować gdzie kto siedzi, bo z pewnością przy tak trudnym poziomie zadania dzisiaj nastąpi kilka wybuchów. I wcale nie musiała długo czekać, żeby te przypuszczenia się sprawdziły. Nawet samej Biance nie poszło najlepiej i jej eliksir ochlapał ją akurat w momencie, jak Aurora spojrzała na jej kociołek. Aż odłożyła swój moździerz, nie kontrolując czy już odpowiednio przygotowała składnik.
- Och, Bianca, wszystko w porządku? Nie poparzyło ci~... OCH. - Zanim w ogóle skończyła zadawać pytanie, całe ramię Gryfonki porosło piórami, na co Aurora na moment zaniemówiła i zamrugała energicznie. Takiego efektu się nie spodziewała. Po paru sekundach uśmiechnęła się lekko, chcąc obrócić to trochę w żart i podnieść koleżankę na duchu. - Ale fancy! Idealne na karnawał, zdecydowanie nie obraziłabym się na taki efekt eliksiru! - Uśmiechając się szeroko, sięgnęła po swój moździerz. Nawet nie spoglądając na stan swojego bezoaru, wrzuciła cztery miarki do swojego kociołka. No i chyba jednak nie był dobrze sproszkowany, bo zalążek eliksiru zabulgotał i niemal od razu zaczął wydzielać śmierdzący dym, Aurora aż się skrzywiła.
- Aróip ycnaf ejom eizdg, myt azop cin jeinzarywjan ela, olizdormsan, oho. - Dopiero jak skończyła całe zdanie, zdała sobie sprawę z tego, że sama siebie usłyszała... dziwnie. Rozumiał co powiedziała, bo wiedziała co mówiła, ale brzmiało inaczej. - Ukyzęj mynni śmikaj w ałiwóm mybkaj ot ołaimzrbaz, enwizd. Ęzsyłs einwizd eibeis aj oklyt ot yzc? - Spojrzała na Biancę wyczekująco, jakby ta miała dać jej odpowiedź i wyjaśnić o co się tu rozchodzi, ale mina Gryfonki wyraźnie wskazywała na pełnie niezrozumienie. - Ecajuseretni ot, zseimuzor ein einm ilyzc, jeko. - Gdzieś pomiędzy jednym słowem a drugim, chyba w końcu dotarło do niej w czym był "problem". I tak bardzo ją to rozbawiło, że roześmiała się w głos. - Uhceimś ez ęcęrks ęis zaraz, ęgom ein, ein o. Kapsw ęiwóm! - Jakoś w ogóle nie przejęła się tym, że Bianca jej nie rozumiała, wręcz uznała to za niebywale dobry żart opatrzności.
Pierwszy składnik: 6 - 4 + 1 = 3
Efekt uboczny: Dym, smród i gadanie wspak
Przyłapanie na łamaniu regulaminu przyjęła z odpowiedzialnością, przecież nie będzie woźnemu w twarz zarzucać, że jej tam nie widzi, wydaje mu się. Szlaban też odbyła bez zawstydzenia, a teraz wyraźny wyrzut profesor Edwards przyjęła z uniesioną brodą. Nawet pochyliła się lekko w stronę siedzącej obok Bianci - która, swoją drogą, jak zwykle wyglądała oszałamiająco nawet w mało atrakcyjnym szkolnym mundurku, Aurora nigdy nie przestała doceniać jej urody.
- Wcale nie jestem przekonana, czy ten eliksir pomógłby przetrwać spotkanie z jakimkolwiek z magicznych stworzeń żyjących w naszym Zakazanym Lesie. Jakbyś się tam kiedyś wybierała, to polecam swoje towarzystwo, przynajmniej mam doświadczenie w obcowaniu z większością tego, co faktycznie może nas tam pogryźć, gwarantuję większe szanse na przeżycie, niż fiolka, która działa tylko po fakcie, a nie zapobiegawczo jeszcze przed ewentualnym atakiem. - Uśmiechając się szeroko, puściła do Gryfonki oko. Poniekąd żartowała, ale mimo wszystko było w tym na tyle powagi, że Bianca z pewnością mogła odebrać jej słowa na serio. No i Aurora nie odmówiłaby jej spaceru do puszczy! Z dwóch powodów: najzwyczajniej w świecie wypadu do Zakazanego Lasu nigdy nie odmawiała, no i naprawdę uważała, że zadbałaby o bezpieczeństwo koleżanki bardzo skutecznie.
- Okej, zobaczmy co z tego wyjdzie... - Jakby nie patrzeć, to znajomość tego eliksiru i tak była bardzo przydatna, jej rodzice zawsze mieli ze sobą spory zapas na którejkolwiek z organizowanych ekspedycji, bo nigdy nie wiadomo co mogło zdarzyć się za kolejnym zakrętem w dżungli, czy nawet przy kolejnym kroku w śnieżną zaspę. Widziała nie raz, jak sami go przygotowują, pomagała kilkakrotnie, ale samodzielnie jeszcze nie miała okazji wykonać. Najwyższa pora!
Wrzuciła bezoar do moździerza i zaczęła miażdżyć, rozglądając się po sali w sumie sama nie wiedząc w poszukiwaniu czego. A może nawet niczego nie szukała, tylko wrodzona ciekawość nakazała jej zakonotować gdzie kto siedzi, bo z pewnością przy tak trudnym poziomie zadania dzisiaj nastąpi kilka wybuchów. I wcale nie musiała długo czekać, żeby te przypuszczenia się sprawdziły. Nawet samej Biance nie poszło najlepiej i jej eliksir ochlapał ją akurat w momencie, jak Aurora spojrzała na jej kociołek. Aż odłożyła swój moździerz, nie kontrolując czy już odpowiednio przygotowała składnik.
- Och, Bianca, wszystko w porządku? Nie poparzyło ci~... OCH. - Zanim w ogóle skończyła zadawać pytanie, całe ramię Gryfonki porosło piórami, na co Aurora na moment zaniemówiła i zamrugała energicznie. Takiego efektu się nie spodziewała. Po paru sekundach uśmiechnęła się lekko, chcąc obrócić to trochę w żart i podnieść koleżankę na duchu. - Ale fancy! Idealne na karnawał, zdecydowanie nie obraziłabym się na taki efekt eliksiru! - Uśmiechając się szeroko, sięgnęła po swój moździerz. Nawet nie spoglądając na stan swojego bezoaru, wrzuciła cztery miarki do swojego kociołka. No i chyba jednak nie był dobrze sproszkowany, bo zalążek eliksiru zabulgotał i niemal od razu zaczął wydzielać śmierdzący dym, Aurora aż się skrzywiła.
- Aróip ycnaf ejom eizdg, myt azop cin jeinzarywjan ela, olizdormsan, oho. - Dopiero jak skończyła całe zdanie, zdała sobie sprawę z tego, że sama siebie usłyszała... dziwnie. Rozumiał co powiedziała, bo wiedziała co mówiła, ale brzmiało inaczej. - Ukyzęj mynni śmikaj w ałiwóm mybkaj ot ołaimzrbaz, enwizd. Ęzsyłs einwizd eibeis aj oklyt ot yzc? - Spojrzała na Biancę wyczekująco, jakby ta miała dać jej odpowiedź i wyjaśnić o co się tu rozchodzi, ale mina Gryfonki wyraźnie wskazywała na pełnie niezrozumienie. - Ecajuseretni ot, zseimuzor ein einm ilyzc, jeko. - Gdzieś pomiędzy jednym słowem a drugim, chyba w końcu dotarło do niej w czym był "problem". I tak bardzo ją to rozbawiło, że roześmiała się w głos. - Uhceimś ez ęcęrks ęis zaraz, ęgom ein, ein o. Kapsw ęiwóm! - Jakoś w ogóle nie przejęła się tym, że Bianca jej nie rozumiała, wręcz uznała to za niebywale dobry żart opatrzności.