05-02-2022, 08:02 PM
Tak spacerując sobie zupełnie spokojnie, bez większego pośpiechu, pod jedną z obrośniętych bluszczem ścian zobaczyła coś podłużnego, trochę...skórzanego?
Zosia z zaciekawieniem- bo nie pasowało to do niczego, co sobie wyobrażała znaleźć w tym miejscu- podeszła do obiektu i odkryła, że jest to książka.
Kiedyś miała taką sytuację. Czekając na mamę w parku, gdy były na wycieczce w mieście, w dziupli drzewa zauważyła książkę. Młodsza wtedy Zosia poczuła się jak bohaterka książek dla młodzieży- zanim dosięgnęła książki wyobrażała sobie, że to jakaś rzadka, magiczna księga a ona została wybrana do wielkich celów przez siłę wyższą.
Ale wtedy to była Polska 2010, a książka okazała się Biblią, dlatego Zosia zostawiła ją tam, gdzie ją znalazła.
Natomiast dziś jesteśmy w Hogsmeade; a to raczej nie jest Biblia.
Dlatego po oczyszczeniu delikatnie okładki, i stwierdzeniu, że raczej nic się nie rozpada, otworzyła ją i zdała sobie sprawę, że to podręcznik do Run. Ale, mogłaby przyrzec, że jej obecny podręcznik wygląda inaczej. Inne wydawnictwo? Może dla starszych klas?
Tak jak wtedy, gdy znalazła Biblię, Zosia zdała sobie sprawę, że takie sytuacje wypływają na ludzi; biorą je często za swego rodzaju znak. Pewnie, gdyby była wierząca w momencie, gdy znalazła świętą księgę, od razu poszłaby do kościoła. Czy więc znalezienie nadprogramowej książki z przedmiotu, z którego jest się całkowitą nogą, może być znakiem że warto przysiąść do nauki?
Dla Zosi wystarczającym, by postanowić, że jak tylko wrócą z wycieczki, usiądzie sobie w zaciszu dormitorium i zapozna się z zawartością.
Dlatego wsadziła ją do torby i otrzepała ręce. Po stwierdzeniu, że jej ręce są wystarczająco czyste, odłamała kolejny kawałek czekolady i spacerowała sobie dalej.
Jeśli każdy spacer ma być tak obfity w znaleziska, może warto założyć uczniowskie kółko nordic walking?
Zosia z zaciekawieniem- bo nie pasowało to do niczego, co sobie wyobrażała znaleźć w tym miejscu- podeszła do obiektu i odkryła, że jest to książka.
Kiedyś miała taką sytuację. Czekając na mamę w parku, gdy były na wycieczce w mieście, w dziupli drzewa zauważyła książkę. Młodsza wtedy Zosia poczuła się jak bohaterka książek dla młodzieży- zanim dosięgnęła książki wyobrażała sobie, że to jakaś rzadka, magiczna księga a ona została wybrana do wielkich celów przez siłę wyższą.
Ale wtedy to była Polska 2010, a książka okazała się Biblią, dlatego Zosia zostawiła ją tam, gdzie ją znalazła.
Natomiast dziś jesteśmy w Hogsmeade; a to raczej nie jest Biblia.
Dlatego po oczyszczeniu delikatnie okładki, i stwierdzeniu, że raczej nic się nie rozpada, otworzyła ją i zdała sobie sprawę, że to podręcznik do Run. Ale, mogłaby przyrzec, że jej obecny podręcznik wygląda inaczej. Inne wydawnictwo? Może dla starszych klas?
Tak jak wtedy, gdy znalazła Biblię, Zosia zdała sobie sprawę, że takie sytuacje wypływają na ludzi; biorą je często za swego rodzaju znak. Pewnie, gdyby była wierząca w momencie, gdy znalazła świętą księgę, od razu poszłaby do kościoła. Czy więc znalezienie nadprogramowej książki z przedmiotu, z którego jest się całkowitą nogą, może być znakiem że warto przysiąść do nauki?
Dla Zosi wystarczającym, by postanowić, że jak tylko wrócą z wycieczki, usiądzie sobie w zaciszu dormitorium i zapozna się z zawartością.
Dlatego wsadziła ją do torby i otrzepała ręce. Po stwierdzeniu, że jej ręce są wystarczająco czyste, odłamała kolejny kawałek czekolady i spacerowała sobie dalej.
Jeśli każdy spacer ma być tak obfity w znaleziska, może warto założyć uczniowskie kółko nordic walking?