20-02-2022, 11:54 PM
Cisza, która pomiędzy nimi, nawet nie była nieprzyjemna. Chyba ją to nawet zaskoczyło. Po tych wszystkich chwilach, w których byli wobec siebie wrogo nastawieni i traktowali się paskudnie, dziś siedzieli obok, tuż przy tafli jeziora, oboje praktycznie w takich samych pozycjach – z podkulonymi lekko nogami, obejmując je ramionami, wspierając o kolana podbródek… I milczeli. Jak dwójka dobrych przyjaciół, która nie musiała nic mówić, aby się rozumieć.
To były bardzo pobożne życzenia. Bycie przyjacielem Romilly’ego. Ale w pewien sposób rzeczywiście zaczynali się rozumieć. Wpuścili się do swoich światów, uchylili drzwi swojego cierpienia i, choć nadal trochę nieufni, pozwolili sobie na kilka słów więcej. Na inne niż dotychczas traktowanie.
Nie wiedziała, jak się z tym czuła. W pewnym sensie… cieszyła się. Zmiany, które w nim zaszły, z kompletnie niewiadomego powodu, naprawdę ją cieszyły, bo mogła dostrzec w nim bratnią duszę, o podobnych problemach, z podobnymi zmaganiami.
Z drugiej zaś, momenty, w których przypominał jej, że to nadal początek zmiany i tak naprawdę wciąż pozostawali dla siebie obcy, bolały. Tak jak teraz. Teraz, gdy chciała wykazać się dobrą wolą, a on bezpośrednio stwierdził, że nic nie mogła zrobić.
Było jej cholernie przykro. A jej żal płynął w ciszy, porywany przez delikatny wiatr, ku lekko poruszanej przez niego tafli jeziora. Gdyby mogła, utopiłaby go. Najpewniej wraz ze sobą.
Dlaczego więc tego w końcu nie zrobić?
Drgnęła nerwowo, kiedy niespodziewanie Romilly odezwał się znowu. Zaskoczył ją. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała, o czym mówi. Dopiero potem przypomniała sobie o Villiersie, jak za nią chodził i marudził jej o jakiś obraz.
Westchnęła cicho, na usta przyzywając niemrawy, lekki uśmieszek.
— Tak. Cóż – mruknęła dość sceptycznie. – Z takim widokiem nie skończy w łóżku.
W przeciwieństwie do większości jego modelek.
zt przedawnienie
To były bardzo pobożne życzenia. Bycie przyjacielem Romilly’ego. Ale w pewien sposób rzeczywiście zaczynali się rozumieć. Wpuścili się do swoich światów, uchylili drzwi swojego cierpienia i, choć nadal trochę nieufni, pozwolili sobie na kilka słów więcej. Na inne niż dotychczas traktowanie.
Nie wiedziała, jak się z tym czuła. W pewnym sensie… cieszyła się. Zmiany, które w nim zaszły, z kompletnie niewiadomego powodu, naprawdę ją cieszyły, bo mogła dostrzec w nim bratnią duszę, o podobnych problemach, z podobnymi zmaganiami.
Z drugiej zaś, momenty, w których przypominał jej, że to nadal początek zmiany i tak naprawdę wciąż pozostawali dla siebie obcy, bolały. Tak jak teraz. Teraz, gdy chciała wykazać się dobrą wolą, a on bezpośrednio stwierdził, że nic nie mogła zrobić.
Było jej cholernie przykro. A jej żal płynął w ciszy, porywany przez delikatny wiatr, ku lekko poruszanej przez niego tafli jeziora. Gdyby mogła, utopiłaby go. Najpewniej wraz ze sobą.
Dlaczego więc tego w końcu nie zrobić?
Drgnęła nerwowo, kiedy niespodziewanie Romilly odezwał się znowu. Zaskoczył ją. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała, o czym mówi. Dopiero potem przypomniała sobie o Villiersie, jak za nią chodził i marudził jej o jakiś obraz.
Westchnęła cicho, na usta przyzywając niemrawy, lekki uśmieszek.
— Tak. Cóż – mruknęła dość sceptycznie. – Z takim widokiem nie skończy w łóżku.
W przeciwieństwie do większości jego modelek.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?