21-02-2022, 04:09 PM
Hogwart różnił się od Beauxbatons pod wieloma względami i każdy kolejny ekscytował Pascala znacznie bardziej, niż jego siostrę. Na przykład teraz, możliwość weekendowego wyjścia poza tereny szkolne i zwiedzenia pobliskiego w pełni magicznego miasteczka - doskonała okazja do przespacerowania się, przewietrzenia umysłu, poszukania inspiracji!
Wstał wyjątkowo wcześnie jak na siebie i właściwie nie czekając za bardzo na nikogo, ruszył do Hogsmeade jako jeden z pierwszych uczniów, żeby móc przejść się uliczkami jeszcze względnie spokojnymi i niezaludnionymi, bo podejrzewał całkiem spore tłumy w najbardziej ruchliwym momencie dnia.
Wiele się nie pomylił, bo zdążył zaledwie zajrzeć do dwóch sklepików, kiedy główna aleja zaczęła wypełniać się coraz liczniejszą grupą studentów Hogwartu. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, wciąż z uśmiechem, energicznym, ale przez lata wyćwiczonym eleganckim krokiem przechadzał się, pozdrawiając zauważonych znajomych, których zdążył przez ten czas zyskać.
Dopiero późnym popołudniem poczuł, że harmider rozmów ulicznych i potrzeba lawirowania między innymi spacerowiczami, trochę go przytłaczają. Potrzebował oddechu. Dlatego też oddalił się nieco od centralnej części miasteczka, żeby zwiedzić te znacznie mniej uczęszczane partie. Kiedy tylko skręcił w węższą, niepozorną brukowaną uliczkę, gdzie panowała przyjemna cisza jedynie przerywana odgłosami natury i sporadycznymi dźwiękami życia codziennego mieszkańców, odetchnął głęboko. Nawet nie poczuł wcześniej, że trochę był spięty, dopiero rozluźniające się barki uświadomiły go o tym fakcie.
Powolnym krokiem ruszył przed siebie, z wygody chowając dłonie w kieszeniach szarego, rozpiętego płaszcza i z uśmiechem przyglądał się naprawdę uroczo zielonej uliczce.
Po kilkunastu krokach, jak już łukowaty zakręt zaczął ukazywać dalsze partie alejki, zauważył sytuację... chyba dość nietypową? Dziewczyna z jego roku - rozpoznał ją, bo tak jak on była jedną z tych kilku starszych uczniów podchodzących do ceremonii przydziału na początku roku - wyciągająca z bujnego bluszczu książkę. Uniósł lekko brew i nie zmieniając tempa spacerowego, skierował się bardziej w jej kierunku, z czystym zainteresowaniem. Przyspieszył odrobinę dopiero, kiedy odwróciła się i zaczęła odchodzić. Będąc wystarczająco blisko, żeby go usłyszała, ale nie zrównując się z nią jeszcze, odezwał się przyjaźnie neutralnym tonem, oznajmiając swoją obecność. Nie chciał jej przestraszyć nagłym pojawieniem się obok.
- Czyżby Hogsmeade dawało prezenty nowym uczniom? - Uśmiechał się radośnie bez przerwy, żeby nie odebrała jego zagadania w jakikolwiek sposób negatywnie, kiedy już się odwróciła. Żeby nie miała wątpliwości o czym mówił, wskazał jej torbę, w której już bezpiecznie spoczywała znaleziona książka. - Coś interesującego?
Wstał wyjątkowo wcześnie jak na siebie i właściwie nie czekając za bardzo na nikogo, ruszył do Hogsmeade jako jeden z pierwszych uczniów, żeby móc przejść się uliczkami jeszcze względnie spokojnymi i niezaludnionymi, bo podejrzewał całkiem spore tłumy w najbardziej ruchliwym momencie dnia.
Wiele się nie pomylił, bo zdążył zaledwie zajrzeć do dwóch sklepików, kiedy główna aleja zaczęła wypełniać się coraz liczniejszą grupą studentów Hogwartu. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, wciąż z uśmiechem, energicznym, ale przez lata wyćwiczonym eleganckim krokiem przechadzał się, pozdrawiając zauważonych znajomych, których zdążył przez ten czas zyskać.
Dopiero późnym popołudniem poczuł, że harmider rozmów ulicznych i potrzeba lawirowania między innymi spacerowiczami, trochę go przytłaczają. Potrzebował oddechu. Dlatego też oddalił się nieco od centralnej części miasteczka, żeby zwiedzić te znacznie mniej uczęszczane partie. Kiedy tylko skręcił w węższą, niepozorną brukowaną uliczkę, gdzie panowała przyjemna cisza jedynie przerywana odgłosami natury i sporadycznymi dźwiękami życia codziennego mieszkańców, odetchnął głęboko. Nawet nie poczuł wcześniej, że trochę był spięty, dopiero rozluźniające się barki uświadomiły go o tym fakcie.
Powolnym krokiem ruszył przed siebie, z wygody chowając dłonie w kieszeniach szarego, rozpiętego płaszcza i z uśmiechem przyglądał się naprawdę uroczo zielonej uliczce.
Po kilkunastu krokach, jak już łukowaty zakręt zaczął ukazywać dalsze partie alejki, zauważył sytuację... chyba dość nietypową? Dziewczyna z jego roku - rozpoznał ją, bo tak jak on była jedną z tych kilku starszych uczniów podchodzących do ceremonii przydziału na początku roku - wyciągająca z bujnego bluszczu książkę. Uniósł lekko brew i nie zmieniając tempa spacerowego, skierował się bardziej w jej kierunku, z czystym zainteresowaniem. Przyspieszył odrobinę dopiero, kiedy odwróciła się i zaczęła odchodzić. Będąc wystarczająco blisko, żeby go usłyszała, ale nie zrównując się z nią jeszcze, odezwał się przyjaźnie neutralnym tonem, oznajmiając swoją obecność. Nie chciał jej przestraszyć nagłym pojawieniem się obok.
- Czyżby Hogsmeade dawało prezenty nowym uczniom? - Uśmiechał się radośnie bez przerwy, żeby nie odebrała jego zagadania w jakikolwiek sposób negatywnie, kiedy już się odwróciła. Żeby nie miała wątpliwości o czym mówił, wskazał jej torbę, w której już bezpiecznie spoczywała znaleziona książka. - Coś interesującego?