21-02-2022, 09:51 PM
W zasadzie czasem Hiro aż dziwił się, że Alice nie przywykła do zachowania Valeriana i jego. Oni przecież urządzali sobie swobodne sparingi i przepychanki co chwilę! Nawet nie na poważnie, raczej ogólnie się nie kłócili tak na serio, po prostu widać obaj lubili taką formę rozrywki. Fakt, że paradoksalnie bardzo dla życia prywatnego Hiro, chłopaka zdecydowanie ciągnęło do bójek. Zdjął nawet bluzę z głośnym, którkim śmiechem niby wyśmiania słów Valeriana. Rzucając ubranie gdzieś na w miarę nie uwalony wszystkim kawałek sofy, spojrzał na Alice, zaraz rozkładając nieco ramiona w niemym wyrzucie.
- Kiedykolwiek ci cokolwiek mówiłem w tym stylu? Jeśli kiedykolwiek przyjdę do ciebie z kuku, po prostu mnie zabij, bo pewnie mnie popierdoliło. Co jak co, ale na takie pierdoły nigdy nie narzekam.
Bo serio nigdy nie marudził jak go morda bolała, czy cokolwiek, co obił mu ktoś celowo lub nie. Nie to żeby mu nie przeszkadzało, że go wszystko boli, i też tego nie lubił, ale jakoś przywykł, że raczej wiecznie ma jakikolwiek siniak, skaleczenie, cokolwiek. A w domu to już w ogóle nigdy nie budził się bez jakiegokolwiek bólu, zakładał, że gdyby tak było, to znaczy, że po prostu nie żyje. Spojrzał na Valeriana.
- To co, póki nie wstaniesz czy walczymy na punkty do trzech?
Wtedy jednak usłyszał otwierane drzwi. Obejrzał się, spodziewając się persony, która pojawiła się łaskawie zaraz w salonie. Na szczęście z wszystkim, co na dzisiaj potrzebowali! Wzruszył ramieniem lekko na jego komentarz.
- Jakbyś przyszedł kwadrans później to pewnie już byłby obity, a tak, całe przedstawienie przed tobą. - Wrócił spojrzeniem do Valeriana, nadal czekając na odpowiedź.
- Kiedykolwiek ci cokolwiek mówiłem w tym stylu? Jeśli kiedykolwiek przyjdę do ciebie z kuku, po prostu mnie zabij, bo pewnie mnie popierdoliło. Co jak co, ale na takie pierdoły nigdy nie narzekam.
Bo serio nigdy nie marudził jak go morda bolała, czy cokolwiek, co obił mu ktoś celowo lub nie. Nie to żeby mu nie przeszkadzało, że go wszystko boli, i też tego nie lubił, ale jakoś przywykł, że raczej wiecznie ma jakikolwiek siniak, skaleczenie, cokolwiek. A w domu to już w ogóle nigdy nie budził się bez jakiegokolwiek bólu, zakładał, że gdyby tak było, to znaczy, że po prostu nie żyje. Spojrzał na Valeriana.
- To co, póki nie wstaniesz czy walczymy na punkty do trzech?
Wtedy jednak usłyszał otwierane drzwi. Obejrzał się, spodziewając się persony, która pojawiła się łaskawie zaraz w salonie. Na szczęście z wszystkim, co na dzisiaj potrzebowali! Wzruszył ramieniem lekko na jego komentarz.
- Jakbyś przyszedł kwadrans później to pewnie już byłby obity, a tak, całe przedstawienie przed tobą. - Wrócił spojrzeniem do Valeriana, nadal czekając na odpowiedź.