22-02-2022, 11:53 PM
- Rzeczywiście: zwyczajnie mogłam wstać zamiast się pokładać na blacie - przytaknęła, podsuwając własne rozwiązanie, bardziej według niej rozsądne niż związywanie włosów.
Nie oszukujmy się w końcu - przy włosach do pasa chyba jedynie zebranie ich w warkocze mleczarki zapobiegłoby całkowicie potencjalnej katastrofie. Zebranie pasm z okolic twarzy, tych najbardziej narażonych na wypadki przy pracy, było w opinii Oriane całkowicie wystarczające na kontrolowane warunki klasy eliksirów.
Zaśmiała się ledwo słyszalną nutą, wytchnięciem powietrza, na Noah aktualnie przykładającego rękę do jej własnej. Nie trzeba było centymetra krawieckiego dla dostrzeżenia różnicy. Zerknęła ku niemu, głupkowato uśmiechniętemu i a'la koleżanka przekomarzająca się z kolegą trąciła go ramieniem, widocznie rozbawiona.
Zdecydowała podążyć za ciosem - jego pełen zainteresowania wzrok sugerował bardzo intensywnie, że jej nagły mały pomysł nie zostanie odrzucony. Ba! Być może nawet zaakceptowany będzie ze skrytą werwą; bo dość łatwo było dostrzec jak bardzo spłaszczony jest młodego mężczyzny afekt w porównaniu do myśli kłębiących się pod tą nieco kędzierzawą, ciemną czupryną.
A gdyby nawet odmówił zawsze mogła wybrnąć gładko skrzywdzoną buzią rannej łani oraz przewrotnym tekstem typu: "Ach, wspomniałeś konkretne miejsce i moje malutkie serduszko podchwyciło co chciało usłyszeć zamiast to co było powiedziane!".
Więc, początkowo, zamiast odpowiedzieć werbalnie skorzystała z bliskości Noah. Czy pochylił się bo była taka maluśka, jak właśnie udowodniła, czy może działał wilowaty czar? Którakolwiek odpowiedź była prawdziwa - mało ważne! Ważne, że Ori uniosła leciutko jeden z kącików ust jak lisiczka szachrajka; zerknęła na mężczyznę spod rzęs kusząco co przy różnicy ich wzrostu nie było szczególnie trudne. Przechyliła się odrobinę w jego kierunku planując kolejne słowa wypowiedzieć ciszej, jakby były kolejną z tajemnic którymi zaczęli się dzielić w ogrodzie, co oczywiście miało przywołać tamtą dziwną a pociągającą chemię pierwszego ich spotkania.
- Monsieur Davenport, mon ami, jeśli chcesz zasugerować małe naukowe tête-à-tête w bibliotece, nie ma potrzeby być tak niebezpośrednim w przekazie - oznajmiła, modulując odrobinę głos, jak gdyby mówiąc o nauce miała na myśli coś kompletnie innego.
Albo i nie. Kto z nią wie?
Po tym małym zagraniu wróciła do prostej postawy i sięgnęła od razu po książkę jak najbardziej niewinna z uczennic. Przymrużone lewe oko sugerowałoby każdemu kto ją zna skupienie kiedy przeczytała zdanie lub dwa, po czym zerknęła w swój kocioł, wyraźnie oceniając czy stan jej eliksiru był zgodny z opisem w podręczniku.
Był perfekcyjny.
10-5+1=6
Uśmiechnęła się więc ku Noah uznając, że dała mu wystarczająco czasu by przetrawił jej słowa a poczuł skutek dość wyraźnie okazanego zainteresowania nagle zmieniającego się wręcz w ignorowanie na rzecz lekcyjnej pracy. Zaraz także sięgnęła po sproszkowany róg jednorożca, powstrzymując siłą woli twarz przed skrzywieniem się w niezadowoleniu. Twarz została uśmiechnięta i rozkoszna, choć w głowie pojawiło się coś na kształt poczucia winy albo może obrzydzenia, gdy odmierzywszy dwie szczypty dodała je do eliksiru. Nienawidziła używać podobnych składników. Bezoar? Bezoar był kamieniem tworzącym się wewnątrz organizmu zwierzęcia, czymś niepotrzebnym, co przy pomocy magii i odpowiednich środków można było zdobyć bez żadnej krzywdy. Ale... Upf. Nie, nie chciała o tym myśleć w tamtej chwili. Całe szczęście, że przepis wołał o jedynie dwa zamieszania - bo główce, pilnującej przyjaznego a uroczego wyrazu twarzy choć myśli i emocje wołały o coś kompletnie odmiennego, trudno by pewno było dodatkowo jeszcze skupić się na liczeniu do cyfry wyższej niż pięć.
Nie oszukujmy się w końcu - przy włosach do pasa chyba jedynie zebranie ich w warkocze mleczarki zapobiegłoby całkowicie potencjalnej katastrofie. Zebranie pasm z okolic twarzy, tych najbardziej narażonych na wypadki przy pracy, było w opinii Oriane całkowicie wystarczające na kontrolowane warunki klasy eliksirów.
Zaśmiała się ledwo słyszalną nutą, wytchnięciem powietrza, na Noah aktualnie przykładającego rękę do jej własnej. Nie trzeba było centymetra krawieckiego dla dostrzeżenia różnicy. Zerknęła ku niemu, głupkowato uśmiechniętemu i a'la koleżanka przekomarzająca się z kolegą trąciła go ramieniem, widocznie rozbawiona.
Zdecydowała podążyć za ciosem - jego pełen zainteresowania wzrok sugerował bardzo intensywnie, że jej nagły mały pomysł nie zostanie odrzucony. Ba! Być może nawet zaakceptowany będzie ze skrytą werwą; bo dość łatwo było dostrzec jak bardzo spłaszczony jest młodego mężczyzny afekt w porównaniu do myśli kłębiących się pod tą nieco kędzierzawą, ciemną czupryną.
A gdyby nawet odmówił zawsze mogła wybrnąć gładko skrzywdzoną buzią rannej łani oraz przewrotnym tekstem typu: "Ach, wspomniałeś konkretne miejsce i moje malutkie serduszko podchwyciło co chciało usłyszeć zamiast to co było powiedziane!".
Więc, początkowo, zamiast odpowiedzieć werbalnie skorzystała z bliskości Noah. Czy pochylił się bo była taka maluśka, jak właśnie udowodniła, czy może działał wilowaty czar? Którakolwiek odpowiedź była prawdziwa - mało ważne! Ważne, że Ori uniosła leciutko jeden z kącików ust jak lisiczka szachrajka; zerknęła na mężczyznę spod rzęs kusząco co przy różnicy ich wzrostu nie było szczególnie trudne. Przechyliła się odrobinę w jego kierunku planując kolejne słowa wypowiedzieć ciszej, jakby były kolejną z tajemnic którymi zaczęli się dzielić w ogrodzie, co oczywiście miało przywołać tamtą dziwną a pociągającą chemię pierwszego ich spotkania.
- Monsieur Davenport, mon ami, jeśli chcesz zasugerować małe naukowe tête-à-tête w bibliotece, nie ma potrzeby być tak niebezpośrednim w przekazie - oznajmiła, modulując odrobinę głos, jak gdyby mówiąc o nauce miała na myśli coś kompletnie innego.
Albo i nie. Kto z nią wie?
Po tym małym zagraniu wróciła do prostej postawy i sięgnęła od razu po książkę jak najbardziej niewinna z uczennic. Przymrużone lewe oko sugerowałoby każdemu kto ją zna skupienie kiedy przeczytała zdanie lub dwa, po czym zerknęła w swój kocioł, wyraźnie oceniając czy stan jej eliksiru był zgodny z opisem w podręczniku.
Był perfekcyjny.
10-5+1=6
Uśmiechnęła się więc ku Noah uznając, że dała mu wystarczająco czasu by przetrawił jej słowa a poczuł skutek dość wyraźnie okazanego zainteresowania nagle zmieniającego się wręcz w ignorowanie na rzecz lekcyjnej pracy. Zaraz także sięgnęła po sproszkowany róg jednorożca, powstrzymując siłą woli twarz przed skrzywieniem się w niezadowoleniu. Twarz została uśmiechnięta i rozkoszna, choć w głowie pojawiło się coś na kształt poczucia winy albo może obrzydzenia, gdy odmierzywszy dwie szczypty dodała je do eliksiru. Nienawidziła używać podobnych składników. Bezoar? Bezoar był kamieniem tworzącym się wewnątrz organizmu zwierzęcia, czymś niepotrzebnym, co przy pomocy magii i odpowiednich środków można było zdobyć bez żadnej krzywdy. Ale... Upf. Nie, nie chciała o tym myśleć w tamtej chwili. Całe szczęście, że przepis wołał o jedynie dwa zamieszania - bo główce, pilnującej przyjaznego a uroczego wyrazu twarzy choć myśli i emocje wołały o coś kompletnie odmiennego, trudno by pewno było dodatkowo jeszcze skupić się na liczeniu do cyfry wyższej niż pięć.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.