27-02-2022, 02:59 PM
Z kolei Philipa niesamowicie irytowały wypowiedzi ze strony Aarona, które nie tylko nic nie wnosiły do rozmowy, ale również skupiały większą uwagę na tym, co sam powiedział i co być może było głupie. Ciekawość była głupia? Tak to zabrzmiało w ustach starszego Ślizgona! Brzmiało prześmiewczo! Ale ten jeden raz Philip nie był do końca pewien, czy powinno. Na pewno poczuł się nieswojo z własną odpowiedzią i w myślach zaczął kwestionować własny dobór słów, ale chyba nie ująłby tego lepiej, czy bezpieczniej dla swojego nastawienia pod tytułem wcale-nie-masz-na-mnie-aż-takiego-wpływu. Ostatecznie zareagował jedynie lekkim skrzywieniem się - trudno powiedzieć, czy przez jego pojedyncze, powtórzone słowo, czy przez własne przemyślenia, które doprowadziły go donikąd.
No i właśnie. Dlaczego tak lubił jego towarzystwo? Co prawda sam nie zawsze nazywał to w ten sposób przed sobą, ale faktycznie, coś w tym było... Niezależnie jak bardzo chciał teraz zaprzeczyć.
Gdy tylko zostawał z tym pytaniem sam, odpowiedź zdawała się jasna. Aaron zwyczajnie, według Philipa, miał to coś. Charyzmę, która przyciągała. Aparycję, która... No cóż, przyciągała. I jeszcze w jakiś sposób chciał kontaktu z Philipem. Co prawda chłopakowi zdawało się, że to nie taki rodzaj kontaktu, jaki by sobie życzył, bo każde z ich spotkań było jak partia szachów. I to szachów czarodziei, gdzie któraś z figur mogła stracić nagle głowę w każdym momencie. Wystarczył jeden fałszywy ruch, a on zdawał się mistrzem w podejmowaniu podobnych ruchów, przez co - jak sądził - Aaron pokazywał, a czasem nawet podkreślał swoją wyższość. Z kolei Philip chciał za wszelką cenę pokazać ich równość. Czasem sam zaczynał jednak wierzyć, że to wątpliwa równość, jednak motywowało go to tylko bardziej, zwłaszcza gdy pozostawał sam na sam ze swoimi myślami i mógł kibicować sobie w duchu. Bo przy Aaronie faktycznie nawet ta motywacja rozpływała się, ustępując lekkiej panice. A innym razem dużej, albo i ogromnej panice.
- Mógłbym powiedzieć to samo... - wymamrotał, nawet nie patrząc na starszego chłopaka.
Właściwie nie brzmiał nawet, jakby w to wierzył. Czy mógłby powiedzieć, że Aaron lubił jego towarzystwo, bo był nieprzeciętny? Może chciałby w to wierzyć, ale starał się w tym wszystkim nie być naiwny.
Może faktycznie nie wierzył, że kogoś przyprowadzi. Prawdopodobnie dlatego, że nie wierzył, że w ogóle się pojawi. Właściwie z perspektywy czasu, Philip był coraz bardziej przekonany, że należało wystawić Aarona - dać mu tu przyjść i... Cokolwiek chciał tu robić z dziewczyną, która teraz się krzywiła. Mimo wszystko najwyraźniej żywili do siebie w tej chwili podobne uczucia z Philipem.
Zawahał się ledwie moment. Wziął głębszy wdech, wiedząc już, że złośliwość do losowej dziewczyny przyjdzie mu z dużo większą łatwością. To tak, jakby w jego głowie na chwilkę zagościł spokój i riposty - większe, lub lżejsze - same cisnęły mu się na usta bez większych starań.
- To dlatego, że dziewczyny tak ogólnie nadają się do sprzątania? - spytał unosząc brwi i przenosząc wzrok z koleżanki Aarona na niego samego. - Chcesz żeby cię nauczyła? Czy odwaliła robotę za ciebie? Fakt, pewnie całe jej życie prowadziło do tego właśnie momentu.
Tak, mógł za to oberwać... Ale liczył, że drugi Ślizgon też na tym ucierpi. Albo że panna postanowi zarządzić odwrót z sytuacji, którą wyobrażała sobie inaczej. Z tym, że Philip również wyobrażał sobie wszystko inaczej. Niech przygotuje się na rozczarowania, to walka.
No i właśnie. Dlaczego tak lubił jego towarzystwo? Co prawda sam nie zawsze nazywał to w ten sposób przed sobą, ale faktycznie, coś w tym było... Niezależnie jak bardzo chciał teraz zaprzeczyć.
Gdy tylko zostawał z tym pytaniem sam, odpowiedź zdawała się jasna. Aaron zwyczajnie, według Philipa, miał to coś. Charyzmę, która przyciągała. Aparycję, która... No cóż, przyciągała. I jeszcze w jakiś sposób chciał kontaktu z Philipem. Co prawda chłopakowi zdawało się, że to nie taki rodzaj kontaktu, jaki by sobie życzył, bo każde z ich spotkań było jak partia szachów. I to szachów czarodziei, gdzie któraś z figur mogła stracić nagle głowę w każdym momencie. Wystarczył jeden fałszywy ruch, a on zdawał się mistrzem w podejmowaniu podobnych ruchów, przez co - jak sądził - Aaron pokazywał, a czasem nawet podkreślał swoją wyższość. Z kolei Philip chciał za wszelką cenę pokazać ich równość. Czasem sam zaczynał jednak wierzyć, że to wątpliwa równość, jednak motywowało go to tylko bardziej, zwłaszcza gdy pozostawał sam na sam ze swoimi myślami i mógł kibicować sobie w duchu. Bo przy Aaronie faktycznie nawet ta motywacja rozpływała się, ustępując lekkiej panice. A innym razem dużej, albo i ogromnej panice.
- Mógłbym powiedzieć to samo... - wymamrotał, nawet nie patrząc na starszego chłopaka.
Właściwie nie brzmiał nawet, jakby w to wierzył. Czy mógłby powiedzieć, że Aaron lubił jego towarzystwo, bo był nieprzeciętny? Może chciałby w to wierzyć, ale starał się w tym wszystkim nie być naiwny.
Może faktycznie nie wierzył, że kogoś przyprowadzi. Prawdopodobnie dlatego, że nie wierzył, że w ogóle się pojawi. Właściwie z perspektywy czasu, Philip był coraz bardziej przekonany, że należało wystawić Aarona - dać mu tu przyjść i... Cokolwiek chciał tu robić z dziewczyną, która teraz się krzywiła. Mimo wszystko najwyraźniej żywili do siebie w tej chwili podobne uczucia z Philipem.
Zawahał się ledwie moment. Wziął głębszy wdech, wiedząc już, że złośliwość do losowej dziewczyny przyjdzie mu z dużo większą łatwością. To tak, jakby w jego głowie na chwilkę zagościł spokój i riposty - większe, lub lżejsze - same cisnęły mu się na usta bez większych starań.
- To dlatego, że dziewczyny tak ogólnie nadają się do sprzątania? - spytał unosząc brwi i przenosząc wzrok z koleżanki Aarona na niego samego. - Chcesz żeby cię nauczyła? Czy odwaliła robotę za ciebie? Fakt, pewnie całe jej życie prowadziło do tego właśnie momentu.
Tak, mógł za to oberwać... Ale liczył, że drugi Ślizgon też na tym ucierpi. Albo że panna postanowi zarządzić odwrót z sytuacji, którą wyobrażała sobie inaczej. Z tym, że Philip również wyobrażał sobie wszystko inaczej. Niech przygotuje się na rozczarowania, to walka.