02-03-2022, 05:37 PM
Dwie jagody jemioły: białe, wielkości amerykańskiej borówki ale nieco bardziej krągłe, symetryczne. W grubszej też niż u borówek skórce, owoce pasożyta chętnie osiadającego na brzozach. Owszem, Oriane zauważyła, że Noah nie odpowiedział w pełni. I domyśliła się końcówki odpowiedzi.
Wrzuciła jagody do kociołka, z różdżką leżącą już na blacie w przygotowaniu oraz chochlą, równie gotową do użycia, w dłoni. Raz wbrew ruchowi wskazówek zegara, dwa wbrew ruchowi wskazówek zegara. Szu! Machnięcie różdżką.
10-3+1=8, eliksir ukończony
Widziała, że efekt jest świetny. Bliski perfekcji. Oczywista - bliski perfekcji był wciąż zbyt daleki od perfekcji. Westchnęła cicho, wiedząc, że może sobie na to pozwolić w sytuacji jaką nakreślił dialog: Noah mógł to uznać za coś na znak rezygnacji? Smutku? Godzenia się z rzeczywistością?
Wygasiła ogień pod kociołkiem i metodycznie zaczęła sprzątać swoje stanowisko pracy.
- Wiedziałam jak duża jest szansa, że się mylę, bez obaw - rzuciła ku Noah, z nadzieją, że zainteresują go tak powrót czysto przyjacielskiego tonu głosu jak i sama jego treść.
Przyglądająca się dotąd blatowi przeniosła na młodego mężczyznę ciemne oczy, być może nawet całkowicie czarne w podziemnej ciemnicy lochu. Idealnie nie do rozczytania.
- Pour l'amour de dieu, nie można mieć dziewczynie za złe, że spróbowała, oui? - Dodała, z leciutkim drgnięciem kącika uśmiechniętych ust, jakby jej słowa miały być nieco bardziej przewrotne a wesołe ale wypowiadająca je dziewczyna zdecydowała w ostatniej chwili się powściągnąć.
Jakby zrozumiała jego niedokończone "Nie to miałem na myśli." za odtrącenie ubrane w grzeczność, galanterię. Odtrącenie nie tylko ewentualnego flirtu ale i zwykłej znajomości. Wyglądała jakby z gracją akceptowała swoją pomyłkę, gdzie według tego co rozumiała wcześniej, była zaproszona by być koleżanką i dopiero z dzisiejszymi zajęciami zrozumiała, że miała być niczym więcej niż "Salut!" na korytarzu.
Zwróciła znów twarz oraz spojrzenie ku swojemu stanowisku pracy; jak gdyby na znak, że nie oczekuje nic więcej: ani wytłumaczeń, ani zaprzeczeń, ani przeprosin, ani współczucia. Nic.
Wrzuciła jagody do kociołka, z różdżką leżącą już na blacie w przygotowaniu oraz chochlą, równie gotową do użycia, w dłoni. Raz wbrew ruchowi wskazówek zegara, dwa wbrew ruchowi wskazówek zegara. Szu! Machnięcie różdżką.
10-3+1=8, eliksir ukończony
Widziała, że efekt jest świetny. Bliski perfekcji. Oczywista - bliski perfekcji był wciąż zbyt daleki od perfekcji. Westchnęła cicho, wiedząc, że może sobie na to pozwolić w sytuacji jaką nakreślił dialog: Noah mógł to uznać za coś na znak rezygnacji? Smutku? Godzenia się z rzeczywistością?
Wygasiła ogień pod kociołkiem i metodycznie zaczęła sprzątać swoje stanowisko pracy.
- Wiedziałam jak duża jest szansa, że się mylę, bez obaw - rzuciła ku Noah, z nadzieją, że zainteresują go tak powrót czysto przyjacielskiego tonu głosu jak i sama jego treść.
Przyglądająca się dotąd blatowi przeniosła na młodego mężczyznę ciemne oczy, być może nawet całkowicie czarne w podziemnej ciemnicy lochu. Idealnie nie do rozczytania.
- Pour l'amour de dieu, nie można mieć dziewczynie za złe, że spróbowała, oui? - Dodała, z leciutkim drgnięciem kącika uśmiechniętych ust, jakby jej słowa miały być nieco bardziej przewrotne a wesołe ale wypowiadająca je dziewczyna zdecydowała w ostatniej chwili się powściągnąć.
Jakby zrozumiała jego niedokończone "Nie to miałem na myśli." za odtrącenie ubrane w grzeczność, galanterię. Odtrącenie nie tylko ewentualnego flirtu ale i zwykłej znajomości. Wyglądała jakby z gracją akceptowała swoją pomyłkę, gdzie według tego co rozumiała wcześniej, była zaproszona by być koleżanką i dopiero z dzisiejszymi zajęciami zrozumiała, że miała być niczym więcej niż "Salut!" na korytarzu.
Zwróciła znów twarz oraz spojrzenie ku swojemu stanowisku pracy; jak gdyby na znak, że nie oczekuje nic więcej: ani wytłumaczeń, ani zaprzeczeń, ani przeprosin, ani współczucia. Nic.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.