02-02-2021, 07:48 PM
Jeśli czegoś w tym domu brakowało, to jej obecności.
Jak zwykle spóźniona, choć niedużo, pojawiła się piękna jak zwykle, z każdym szczegółem w sobie tak zadbanym, jakby szła na pokaz mody co najmniej. Zanim w ogóle rozbrzmiał dzwonek do drzwi, słychać było stukanie obcasów kiedy smukła blondynka kobieco bujając biodrami, niespiesznie zmierzała na ganek. Czarne szpilki zaskakujaco dobrze pasowały do czarnych, skórzanych spodni, czarnej, obcisłej bluzeczki odkrywającej brzuch i marynarki z czarnego, sztucznego (oczywiście) futra. Wyprostowała swoje długie, platynowe włosy, a oczy zarysowała czarną kredką, nadajac sobie drapieżnego wyglądu. Jej perfumy z dodatkiem tuberozy, przywodzące na myśl jaśmin czy konwalię, powiodły po ulicy delikatną, ledwo uchwytną wonią.
Dzwonek rozbrzmiał, a ktokolwiek otworzył, spotkał się z typową sukowatą miną, jaką można spotkać u większości kobiet mających pozornie neutralny wyraz twarzy. Posłała pani Clark oszczędny uśmiech, raczej przywodzący na myśl jesienne mrozy niż letnie ciepełko.
- Dzień dobry, ja do Kiry. Jest w domu, jak dobrze słyszę?
Kiedy ją wpuszczono i łaskawie pokazano gdzie iść, nie zdejmując szpilek, poszła dumnie do sypialni, absolutnie bez pukania wchodząc jak do siebie z uniesioną ręką i spojrzeniem niemego "bitch". Torebka na jej zgiętej ręce zakołysała się krótko.
- Jeśli mamy dziś imprezować, to nie przy tej muzyce - rzuciła mimo wszystko ciepły głosem, ciesząc się, że widzi Gryfonkę.