09-03-2022, 09:52 PM
Pokiwał z początku głową na słowa Lucasa, samemu sobie dziękując w duchu za to, że nie wybuchł. Nie tylko dlatego, że nie chciał wybuchać, czy był nadambitny, ale z uwagi na Lucasa. Jakoś na przestrzeni czasu stało się, że jego ambicja była bardzo napędzana i trzymana stale jak najwyżej, najwięcej, najbardziej, bo jeśli by odpuścił, Lucas by to wykorzystał. To posrane, że nagle od tej niezdrowej rywalizacji i poczucia, że musi być perfekcyjny, przeszli do pewnego rodzaju romantyzmu, którego jeszcze nie potrafił nazwać jednoznacznie. Dlatego też musiał zachować poziom, bo nie mógł pozwolić na bycie mniej niż Lucas. Kwestia tego, żeby ten się nie napuszył i... W sumie nie wiedział sam dlaczego to było takie ważne. Naprawdę nie, po prostu było. Nikogo innego opinia w sumie go nie obchodziła, ale z tym tu był w stanie się o wszystko pożreć.
Spojrzał na niego gdy ten się zbliżył, zatrzymując na chwilę dłużej wzrok. Kim aktualnie teraz dla siebie byli? Byli rywalami, kolegami, współzawodnikami quidditcha, teraz jednak też czymś jeszcze i męczyło go to, że nie wiedział i nie umiał tego nazwać. Potrzebował nazywać, szczególnie te rzeczy, które były ważne, a to coś odczuwał jako ważne. Chyba. Tak mu się przynajmniej zdawało. A przez to, że nawet miło spędzili sami ten czas, bez obstawy hamującej ich skłonności do zbyt zażartych dyskusji, jakoś tak dodawało pozytywów do ich relacji. A nie było ich chyba najwięcej... Przynajmniej do tej pory, nie to żeby go nie lubił, ale był jednak irytujący. Zdawał się bardzo fajny gdyby tylko czasem się zamknął zamiast kłapać ozorem.
Dopiero jak Lucas się na niego spojrzał i minęły może dwie sekundy kiedy patrzyli sobie w oczy w pewnym durnym zawieszeniu. Yannis odwrócił wzrok, odchrząkując, i podniósł podręcznik, czytając instrukcje tego i innych eliksirów.A przynajmniej na to wyglądało, bo jakoś nie mógł się do końca skupić. I kiedy czas przyszedł na kolejny składnik, być może to go właśnie zgubiło. To, albo po chuju opis przygotowania. Szczypta? To tak bardzo niedokładna miara, że aż był oburzony, że w ogóle używa się takiego słownictwa. Każdy przecież miał inną szczyptę. I dwoma palcami czy wszystkimi? To przecież wtedy dwa razy więcej, jeśli wszystkimi. Zmarszczył brwi, spoglądając krytycznie na pojemniczek ze sproszkowanym rogiem jednorożca. No dobra, to może spróbuje trzema palcami. Tak pomiędzy. Tylko że widać jego trzypalcowa szczypta okazała się za duża, bo gdy dodał drugą, w pełnym skupieniu!, eliksir po chwili zabulgotał i zaczął dymić się na zielono. Dymił coraz bardziej, i bardziej, a Yannis obserwował z cichym "O-o...". Na chwilę nic poza dymem nie widział w zasadzie, acz jak zerknął na profesor, ta byłą jakaś taka nieprzejęta. Znaczy, zdegustowana i chyba wręcz wkurzona, ale nie zmartwiona. Okej...?
Zaraz dym się rozwiał, a on popatrzył dookoła. Nic w sumie się nie stało, tylko wywar był jakiś taki zdechły, szarawy. Sięgnął po podręcznik i dopiero wtedy dostrzegł swoją trawiasto zieloną dłoń. Zamarł, patrząc w absolutnym zawale na efekt swojej schrzanionej pracy, po czym nerwowo zaczął od razu oglądać resztę skóry, którą zobaczyć mógł, aż w końcu ręce opadły mu w absolutnym... Cóż, w wielu emocjach. Był wściekły o tą jebaną szczyptę. Zażenowany i absolutnie umierał na wstyd i hańbę nie tylko porażki, na które sobie nie pozwalał z reguły, jak i tego, że wygląda jak warzywo. Potem przyszło poczucie tak bardzo ujemnej atrakcyjności, że już chyba gorzej być nie mogło. I wszystko to było absolutnie najgorszym, co mogło się dziać przy Lucasie. Tak oto nie tylko się zbłaźnił, ale z pewnością zabił i zdeptał jakikolwiek pociąg, jaki czuł do niego Krukon. Nie mogło być gorzej. Tak jak zawsze miał związane włosy, tak teraz je rozpuścił i roztrzepał nieco żeby chociaż twarz jakkolwiek zasłonić.
- Bez komentarza. - Syknął na Lucasa agresywnie, ledwo na niego zerkając i troszkę nawet więcej twarzy zasłaniając włosami od jego strony. Może jednak warto odejść ze szkoły teraz i zacząć nowe życie gdzieś w tropikach... Wtopiłby się zresztą w tło z takim ryjem. Pytanie tylko jeszcze ile czasu będzie... Taki.
9 - 6 + 1 = 4
Efekt uboczny: 2 - WHAT A SCAM
Spojrzał na niego gdy ten się zbliżył, zatrzymując na chwilę dłużej wzrok. Kim aktualnie teraz dla siebie byli? Byli rywalami, kolegami, współzawodnikami quidditcha, teraz jednak też czymś jeszcze i męczyło go to, że nie wiedział i nie umiał tego nazwać. Potrzebował nazywać, szczególnie te rzeczy, które były ważne, a to coś odczuwał jako ważne. Chyba. Tak mu się przynajmniej zdawało. A przez to, że nawet miło spędzili sami ten czas, bez obstawy hamującej ich skłonności do zbyt zażartych dyskusji, jakoś tak dodawało pozytywów do ich relacji. A nie było ich chyba najwięcej... Przynajmniej do tej pory, nie to żeby go nie lubił, ale był jednak irytujący. Zdawał się bardzo fajny gdyby tylko czasem się zamknął zamiast kłapać ozorem.
Dopiero jak Lucas się na niego spojrzał i minęły może dwie sekundy kiedy patrzyli sobie w oczy w pewnym durnym zawieszeniu. Yannis odwrócił wzrok, odchrząkując, i podniósł podręcznik, czytając instrukcje tego i innych eliksirów.A przynajmniej na to wyglądało, bo jakoś nie mógł się do końca skupić. I kiedy czas przyszedł na kolejny składnik, być może to go właśnie zgubiło. To, albo po chuju opis przygotowania. Szczypta? To tak bardzo niedokładna miara, że aż był oburzony, że w ogóle używa się takiego słownictwa. Każdy przecież miał inną szczyptę. I dwoma palcami czy wszystkimi? To przecież wtedy dwa razy więcej, jeśli wszystkimi. Zmarszczył brwi, spoglądając krytycznie na pojemniczek ze sproszkowanym rogiem jednorożca. No dobra, to może spróbuje trzema palcami. Tak pomiędzy. Tylko że widać jego trzypalcowa szczypta okazała się za duża, bo gdy dodał drugą, w pełnym skupieniu!, eliksir po chwili zabulgotał i zaczął dymić się na zielono. Dymił coraz bardziej, i bardziej, a Yannis obserwował z cichym "O-o...". Na chwilę nic poza dymem nie widział w zasadzie, acz jak zerknął na profesor, ta byłą jakaś taka nieprzejęta. Znaczy, zdegustowana i chyba wręcz wkurzona, ale nie zmartwiona. Okej...?
Zaraz dym się rozwiał, a on popatrzył dookoła. Nic w sumie się nie stało, tylko wywar był jakiś taki zdechły, szarawy. Sięgnął po podręcznik i dopiero wtedy dostrzegł swoją trawiasto zieloną dłoń. Zamarł, patrząc w absolutnym zawale na efekt swojej schrzanionej pracy, po czym nerwowo zaczął od razu oglądać resztę skóry, którą zobaczyć mógł, aż w końcu ręce opadły mu w absolutnym... Cóż, w wielu emocjach. Był wściekły o tą jebaną szczyptę. Zażenowany i absolutnie umierał na wstyd i hańbę nie tylko porażki, na które sobie nie pozwalał z reguły, jak i tego, że wygląda jak warzywo. Potem przyszło poczucie tak bardzo ujemnej atrakcyjności, że już chyba gorzej być nie mogło. I wszystko to było absolutnie najgorszym, co mogło się dziać przy Lucasie. Tak oto nie tylko się zbłaźnił, ale z pewnością zabił i zdeptał jakikolwiek pociąg, jaki czuł do niego Krukon. Nie mogło być gorzej. Tak jak zawsze miał związane włosy, tak teraz je rozpuścił i roztrzepał nieco żeby chociaż twarz jakkolwiek zasłonić.
- Bez komentarza. - Syknął na Lucasa agresywnie, ledwo na niego zerkając i troszkę nawet więcej twarzy zasłaniając włosami od jego strony. Może jednak warto odejść ze szkoły teraz i zacząć nowe życie gdzieś w tropikach... Wtopiłby się zresztą w tło z takim ryjem. Pytanie tylko jeszcze ile czasu będzie... Taki.
Efekt uboczny: 2 - WHAT A SCAM