10-03-2022, 12:08 AM
Jej serdeczny, ale pełen szczerego rozbawienia śmiech rozbrzmiał na kilka, może nawet kilkanaście sekund, kiedy Raphael dość trafnie wyłapał, jak bardzo życiowy właśnie podała przykład…
— Masz mnie – rzuciła z rozbawieniem i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
No cóż, przynajmniej przekonała się, że papryczek chilli trzeba się wystrzegać jak tylko można. I jak nie można – też trzeba się ich wystrzegać! Może dlatego o wiele większą przyjemność sprawiało jej przyrządzanie słodyczy, czy to babeczek, czy cudnych ciast, czy puddingów, czy słodkich pasztecików dyniowych. One zawsze poprawiały humor.
Ale może to też kwestia tego, że w Hogwarcie łatwiej było przetransportować taką słodycz i podzielić się nią z innymi! No bo co miała zrobić z innymi potrawami? Skrzaty gotowały obiady i je podawały. Po co miała robić kolejne? Lub kolację. Może gdyby szykowała się na jakąś randkę i chciała zaskoczyć swojego chłopaka…
Ale takowego nie miała, i to w sumie od… chyba nigdy? Jakoś związki za specjalnie jej nie wychodziły do tej pory. Może to kwestia wygórowanych oczekiwań…
Które z drugiej strony przecież wygórowane wcale nie były. Po prostu…
Wielu chłopców myliło uprzejmość Sky z flirtem. O, może tak. A ona rzadko kiedy faktycznie była zainteresowana.
No nieważne, chodziło w każdym razie o to, że nie ma kogo zaskakiwać potrawami wytrawnymi – więc ich nie robiła. Więc używanie papryczek chilli było już kompletnie niewskazane!
Westchnęła cicho na dalsze słowa Raphaela. No tak… No tak. Miał rację, to wszystko mogło skończyć się naprawdę źle. Ale ostatecznie wcale się tak nie skończyło. Nie umiała nawet tego logicznie wytłumaczyć.
— Szczęście głupiego – tylko tak potrafiła skomentować całą tę sytuację, wzruszając przy tym ramionami. – Mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Powiedziałaby nawet, że rozumu najwidoczniej nie mieli wcale, ale wyszłaby wtedy na paskudnie wredną zołzę, a była po prostu zła, rozgoryczona, przybita i… i w ogóle nie dowierzała, jak taka sytuacja w ogóle mogła mieć miejsce. Już rozumiała nielegalne imprezy organizowane w zamku, potrafiła zrozumieć, że ludzi ciągnęło do zakazanego – ale żeby udawać się w miejsce tak tragicznie niebezpieczne i dla własnej zabawy ryzykować, że, w najlepszym przypadku, wybije się sobie zęby?
Westchnęła z rezygnacją.
— Nie wiem, czy w ogóle je zamykają. Teraz chyba zaczną. Przynajmniej głupie by było, gdyby nie zaczęli.
Chociaż pewnie zaczną zamykać te drzwi tylko na jakiś czas. I to też te główne. Co z tymi ukrytymi, które niektórzy znali, a niektórzy nie?
— Ale wydaje mi się, że jak będą chcieli zrobić coś tragicznie głupiego znowu, to i tak to zrobią.
Ludzi się nie dało upilnować. A tym bardziej czegokolwiek im zakazać.
— Masz mnie – rzuciła z rozbawieniem i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
No cóż, przynajmniej przekonała się, że papryczek chilli trzeba się wystrzegać jak tylko można. I jak nie można – też trzeba się ich wystrzegać! Może dlatego o wiele większą przyjemność sprawiało jej przyrządzanie słodyczy, czy to babeczek, czy cudnych ciast, czy puddingów, czy słodkich pasztecików dyniowych. One zawsze poprawiały humor.
Ale może to też kwestia tego, że w Hogwarcie łatwiej było przetransportować taką słodycz i podzielić się nią z innymi! No bo co miała zrobić z innymi potrawami? Skrzaty gotowały obiady i je podawały. Po co miała robić kolejne? Lub kolację. Może gdyby szykowała się na jakąś randkę i chciała zaskoczyć swojego chłopaka…
Ale takowego nie miała, i to w sumie od… chyba nigdy? Jakoś związki za specjalnie jej nie wychodziły do tej pory. Może to kwestia wygórowanych oczekiwań…
Które z drugiej strony przecież wygórowane wcale nie były. Po prostu…
Wielu chłopców myliło uprzejmość Sky z flirtem. O, może tak. A ona rzadko kiedy faktycznie była zainteresowana.
No nieważne, chodziło w każdym razie o to, że nie ma kogo zaskakiwać potrawami wytrawnymi – więc ich nie robiła. Więc używanie papryczek chilli było już kompletnie niewskazane!
Westchnęła cicho na dalsze słowa Raphaela. No tak… No tak. Miał rację, to wszystko mogło skończyć się naprawdę źle. Ale ostatecznie wcale się tak nie skończyło. Nie umiała nawet tego logicznie wytłumaczyć.
— Szczęście głupiego – tylko tak potrafiła skomentować całą tę sytuację, wzruszając przy tym ramionami. – Mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Powiedziałaby nawet, że rozumu najwidoczniej nie mieli wcale, ale wyszłaby wtedy na paskudnie wredną zołzę, a była po prostu zła, rozgoryczona, przybita i… i w ogóle nie dowierzała, jak taka sytuacja w ogóle mogła mieć miejsce. Już rozumiała nielegalne imprezy organizowane w zamku, potrafiła zrozumieć, że ludzi ciągnęło do zakazanego – ale żeby udawać się w miejsce tak tragicznie niebezpieczne i dla własnej zabawy ryzykować, że, w najlepszym przypadku, wybije się sobie zęby?
Westchnęła z rezygnacją.
— Nie wiem, czy w ogóle je zamykają. Teraz chyba zaczną. Przynajmniej głupie by było, gdyby nie zaczęli.
Chociaż pewnie zaczną zamykać te drzwi tylko na jakiś czas. I to też te główne. Co z tymi ukrytymi, które niektórzy znali, a niektórzy nie?
— Ale wydaje mi się, że jak będą chcieli zrobić coś tragicznie głupiego znowu, to i tak to zrobią.
Ludzi się nie dało upilnować. A tym bardziej czegokolwiek im zakazać.