14-03-2022, 01:52 AM
Przez moment zastanowił się, kto właściwie był w drużynie Gryffindoru - a przynajmniej jeszcze w zeszłym roku, kiedy zdaje się znał skład... Tak, zdecydowanie, choć bez urazy dla pozostałych, mógł kibicować tylko i wyłącznie Kai. Mógł też robić to bardzo ostentacyjnie, ale chyba nie chciał, by przez niego się rozpraszała. Rozpraszać mógł ją w każdej innej chwili. W tym na lekcjach, ale chyba za rozpraszanie podczas meczu, mogłaby go w zamian rozszarpać. Nie wchodzi się między kobietę, a jej sport. Ale podroczyć się można.
- Świetnie. Będę krzyczał najgłośniej ze wszystkich. Przygotuję ogromny transparent, żeby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości, że to tylko dla ciebie... I może będę rzucał w ciebie kwiatami, jak będziesz przelatywała obok? To chyba nie za dużo?
To brzmiało okropnie i mimo wszystkich mentalnych notatek o zupie marcepanowej, czy sprezentowaniu Kai mandragory, podobne przygotowanie do meczu nie wchodziło w grę. Okazuje się, że istniała granica i Ethan postawił ją właśnie tutaj. Kaia z kolei mogła tylko się domyślać, że uznał to o jeden kroczek za daleko... Ale przecież z nimi nigdy nie wiadomo. Czasem droczenie się przechodziło w prawdziwe wyzwania.
Ethan absolutnie nie rozumiał, jak bardzo jego dziewczyna doceniała to, że za sprawą jego starań podczas pamiętnej imprezy, byli razem. Może nieco sobie umniejszał, a może nie czuł, by ktokolwiek mógł być z niego tak zadowolony. Na pewno nie widział całej sytuacji w pełni tak samo, jak Kaia. Nie myślał wtedy tyle o tym, że mógłby ją przez to stracić, czy że miałoby to zaburzyć ich przyjaźń. Pewnie, nie chciał tego, ale chyba nie do końca przyjmował do wiadomości, że ich przyjaźń mogła zostać trwale naruszona. Gdyby tylko poddał się tej myśli na zbyt długo, nie byliby teraz razem. Przynajmniej nie jako para.
- A ja cieszę się, że to nie były sygnały, że mam przestać i nie zachodzić dalej choćby o krok...
Czy on wtedy już pił? Teraz nawet nie pamiętał... A jednak jak teraz rozmawiali o tamtym momencie, zaczęło do niego docierać, jak bardzo źle mogło wyjść. Nadal nie myślał o zerwaniu przyjaźni - o tym nie było w ogóle mowy w jego głowie, nie dopuszczał do siebie takich myśli... A przynajmniej nie z takich powodów. Zdecydowanie bardziej obawiał się rozstań i rozmytych znajomości po zakończeniu szkoły - o czym rzecz jasna nikt nie musiał wiedzieć. Ale mogło wyjść po prostu głupio. Na tyle, by pewne wspomnienia prześladowały go resztę życia.
Tuż po pocałunku, jeszcze chwilę czekał na feedback, jaki miał otrzymać. Spodziewał się raczej miłego komentarza, ewentualnie dalszego droczenia się - przecież inaczej by nie pytał... Ale nie podejrzewał, że może usłyszeć te słowa. I to już nie luźne, przyjacielskie kocham cię, albo też cię kocham, czy też wreszcie klasyczne przecież wiesz, że mnie kochasz. Nie, teraz i jego dopadł stres, gorąco i przyspieszone bicie serca. Teraz zrobiło się niebezpiecznie. Nie było porównania z walką z friendzonem. Teraz walczył o swoje życie. Jego zawahanie trwało ledwie dwie sekundy, choć czuł, jakby wmurowało go co najmniej na parę więcej. Była jedna poprawna odpowiedź i... Zdaje się, że nie był tak odważny, by pójść tą drogą. Ale chyba były też odpowiedzi, które nie były tak złe? Czy jest coś pomiędzy dobrą, a złą odpowiedzią? Czy jest możliwość się w to wstrzelić? Cóż, taką miał nadzieję, gdy po tych krótkich, mimo wszystko, sekundach patrzenia jej w oczy, pocałował ją ponownie - podobnie jak ostatnio. Pomimo stresu, jego uczucia do Kai się nie zmieniły. Uczucia, których najwyraźniej nie potrafił, albo nie chciał ubierać w słowa. Tylko czemu właściwie nie? Uwielbiał ją. Gdyby tylko nie byli razem, nawet by się nie wahał i wyznał, że ją kocha. Ale przecież teraz nie powie, że kocha ją, jak przyjaciółkę! Co by to w ogóle teraz znaczyło? I czy ta miłość naprawdę aż tak się różniła? Czy nie mógł jej tego powiedzieć tak po prostu? Do czego to zobowiązywało? I wreszcie, na "kocham cię", nie odpowiada się "jeszcze o tym nie myślałem". Przecież to brzmiałoby tak samo tragicznie, jak "a ja nie!", ale... Ale przecież tak nie było. A skoro był tak pewien, że tak nie było, to czemu uciekł od klasycznego "ja ciebie też"? I czemu zabrał rękę nieco wyżej, wracając do jej talii?
Na ile kocham cię było zobowiązujące?
A może pocałunek był dobrą odpowiedzią. Może teraz to on za bardzo roztrząsał. Może Kaia po prostu potrzebowała to powiedzieć i to tyle. Tak. Tak...
- Świetnie. Będę krzyczał najgłośniej ze wszystkich. Przygotuję ogromny transparent, żeby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości, że to tylko dla ciebie... I może będę rzucał w ciebie kwiatami, jak będziesz przelatywała obok? To chyba nie za dużo?
To brzmiało okropnie i mimo wszystkich mentalnych notatek o zupie marcepanowej, czy sprezentowaniu Kai mandragory, podobne przygotowanie do meczu nie wchodziło w grę. Okazuje się, że istniała granica i Ethan postawił ją właśnie tutaj. Kaia z kolei mogła tylko się domyślać, że uznał to o jeden kroczek za daleko... Ale przecież z nimi nigdy nie wiadomo. Czasem droczenie się przechodziło w prawdziwe wyzwania.
Ethan absolutnie nie rozumiał, jak bardzo jego dziewczyna doceniała to, że za sprawą jego starań podczas pamiętnej imprezy, byli razem. Może nieco sobie umniejszał, a może nie czuł, by ktokolwiek mógł być z niego tak zadowolony. Na pewno nie widział całej sytuacji w pełni tak samo, jak Kaia. Nie myślał wtedy tyle o tym, że mógłby ją przez to stracić, czy że miałoby to zaburzyć ich przyjaźń. Pewnie, nie chciał tego, ale chyba nie do końca przyjmował do wiadomości, że ich przyjaźń mogła zostać trwale naruszona. Gdyby tylko poddał się tej myśli na zbyt długo, nie byliby teraz razem. Przynajmniej nie jako para.
- A ja cieszę się, że to nie były sygnały, że mam przestać i nie zachodzić dalej choćby o krok...
Czy on wtedy już pił? Teraz nawet nie pamiętał... A jednak jak teraz rozmawiali o tamtym momencie, zaczęło do niego docierać, jak bardzo źle mogło wyjść. Nadal nie myślał o zerwaniu przyjaźni - o tym nie było w ogóle mowy w jego głowie, nie dopuszczał do siebie takich myśli... A przynajmniej nie z takich powodów. Zdecydowanie bardziej obawiał się rozstań i rozmytych znajomości po zakończeniu szkoły - o czym rzecz jasna nikt nie musiał wiedzieć. Ale mogło wyjść po prostu głupio. Na tyle, by pewne wspomnienia prześladowały go resztę życia.
Tuż po pocałunku, jeszcze chwilę czekał na feedback, jaki miał otrzymać. Spodziewał się raczej miłego komentarza, ewentualnie dalszego droczenia się - przecież inaczej by nie pytał... Ale nie podejrzewał, że może usłyszeć te słowa. I to już nie luźne, przyjacielskie kocham cię, albo też cię kocham, czy też wreszcie klasyczne przecież wiesz, że mnie kochasz. Nie, teraz i jego dopadł stres, gorąco i przyspieszone bicie serca. Teraz zrobiło się niebezpiecznie. Nie było porównania z walką z friendzonem. Teraz walczył o swoje życie. Jego zawahanie trwało ledwie dwie sekundy, choć czuł, jakby wmurowało go co najmniej na parę więcej. Była jedna poprawna odpowiedź i... Zdaje się, że nie był tak odważny, by pójść tą drogą. Ale chyba były też odpowiedzi, które nie były tak złe? Czy jest coś pomiędzy dobrą, a złą odpowiedzią? Czy jest możliwość się w to wstrzelić? Cóż, taką miał nadzieję, gdy po tych krótkich, mimo wszystko, sekundach patrzenia jej w oczy, pocałował ją ponownie - podobnie jak ostatnio. Pomimo stresu, jego uczucia do Kai się nie zmieniły. Uczucia, których najwyraźniej nie potrafił, albo nie chciał ubierać w słowa. Tylko czemu właściwie nie? Uwielbiał ją. Gdyby tylko nie byli razem, nawet by się nie wahał i wyznał, że ją kocha. Ale przecież teraz nie powie, że kocha ją, jak przyjaciółkę! Co by to w ogóle teraz znaczyło? I czy ta miłość naprawdę aż tak się różniła? Czy nie mógł jej tego powiedzieć tak po prostu? Do czego to zobowiązywało? I wreszcie, na "kocham cię", nie odpowiada się "jeszcze o tym nie myślałem". Przecież to brzmiałoby tak samo tragicznie, jak "a ja nie!", ale... Ale przecież tak nie było. A skoro był tak pewien, że tak nie było, to czemu uciekł od klasycznego "ja ciebie też"? I czemu zabrał rękę nieco wyżej, wracając do jej talii?
Na ile kocham cię było zobowiązujące?
A może pocałunek był dobrą odpowiedzią. Może teraz to on za bardzo roztrząsał. Może Kaia po prostu potrzebowała to powiedzieć i to tyle. Tak. Tak...