15-03-2022, 08:55 PM
Może była jedyną, która tak bardzo przejęła się szlabanem, ale dla April naprawdę było to coś... no cóż, było jej wstyd, że została złapana na łamaniu regulaminu. Nigdy wcześniej szlabanu nie dostała, to była dla niej pierwszyzna. Ten rok w ogóle zaczął się wyjątkowo... niekonwencjonalnie jak dla niej. Pierwszy raz się upiła, pierwszy raz na kilka godzin była wolna od Vatesa, pierwszy raz kogoś zmacała i pocałowała (nota bene Willa i choć tego nie pamięta za bardzo, to wie że miało miejsce), pierwszy raz wyszła w nocy do Zakazanego Lasu, pierwszy raz oberwała szlaban... Heather z pewnością była dumna, bo najwyraźniej April w końcu - choć niekoniecznie tak w stu procentach z własnej woli - wychodziła ze swojej skorupki.
Ale nie znaczyło to, że nie było jej wstyd, że dostała szlaban. Przyjęła go z pokorą, rozumiejąc i akceptując swoją winę bez zaprzeczeń. Co prawda trochę chodziła struta przez dwa kolejne dni, bojąc się też trochę reakcji rodziców na takie nagłe buntownicze zachowania. Zaskoczyli ją zupełnie tym, że w ich liście nie wybrzmiała ani odrobina złości, czy zawodu, a jedynie wsparcie podkreślające, że jest młoda i ma prawo do błędu, o ile później się go nie wypiera. Przez moment miała nawet wrażenie, że wręcz rodzina cieszy się tym szlabanem. What a strange world.
Ale oczywiście jedna osoba nie dawała jej spokoju i przy każdej okazji - a tych miała nieskończoną ilość - rzucała złośliwymi komentarzami. Vates miał używanie. Tym bardziej kiedy w końcu przyszedł dzień szlabanu i April musiała pogodzić się z faktem, że w sobotę Hogsmeade nie odwiedzi. Miało to sens, w końcu szlaban to kara za złe zachowanie, więc odebranie możliwości wyjścia do miasteczka miało dać rebeliantom do myślenia.
Ona akurat myślała o tym aż za dużo.
W stajni pojawiła się kilka minut przed czasem, przygotowana mentalnie na ciężką pracę. Związała włosy w wysoki, pozornie niedbały koczek (kontrolowany i zamierzony chaos, nawet do sprzątania łajna zamierzała wyglądać przynajmniej reprezentatywnie!), ubrała wygodne, jednolite legginsy i luźną koszulkę na ramiączkach, na wierzch zarzucając rozpinaną bluzę i do tego najzwyklejsze trampki, które były niezawodne, kiedy chodziło o praktyczność i w takim uzbrojeniu z pokorą stawiła się na miejscu.
Oczywiście utrudnieniem szlabanu - poza samym Vatesem - była jeszcze dodatkowo obecność Willa, bo choć po imprezie bardzo radośnie i chętnie korzystała z jego towarzystwa, to teraz na trzeźwo... czuła się onieśmielona. Nawet jak spoglądała w jego kierunku, to raczej krótko, bardziej przelotnie i rumieniąc się odrobinkę, kiedy to on patrzył na nią. Nie mogła wtedy powstrzymywać odruchu własnych myśli wracających nie tylko do bardzo zamglonych i wybrakowanych wspomnień pijackich, ale również tych dotyczących momentu jak ich przyłapano w Zakazanym Lesie i zostali razem unieruchomieni Incarcerusem. Nadal robiło jej się dziwnie ciepło, jak przypominała sobie jego dłoń na własnym pośladku!
a Vates tylko śmiał się jej do ucha, podszeptując, że najwyraźniej Ape rozwija w sobie chętkę na znacznie więcej z Willem niż ot, takie tam nieplanowane macanki.
I jak miała w takich warunkach pracować?!
Westchnęła powoli, zamierzając zabrać się do pracy i sięgając po łopatę. Spojrzała na Williama, kiedy ten się odezwał. Pewnie powinna się już przyzwyczaić i spodziewać sugestywnych - choć dość niewinnych - komentarzy, ale wciąż brał ją z zaskoczenia. Nie wiedząc dokąd jego wypowiedź zmierza, z początku zmarszczyła lekko brwi, przyglądając mu się niepewnie, ale jak zakończył tym tekstem o świeżym sianku i puszczeniem do niej oka... aż łopata wyśliznęła jej się z rąk i upadłą z hukiem na podłogę, a April odskoczyła odruchowo, tym samym - bo jakżeby inaczej - wpadając na Gryfona. Vates zaniósł się śmiechem.
Może i nie jest doświadczona i flirt z jej strony byłby co najmniej nieudolny, ale naczytała się romansideł, przyjaźni się z Heather, więc i pojąć aluzję sianka nie było trudne. Nawet jeśli nie było tam żadnej aluzji ani sugestii. Tak po prostu wyszło.
Poczuła pieczenie policzków, kiedy dorodny rumieniec rozkwitł pod piegami i odsunęła się od Willa tak szybko, jak odzyskała równowagę po tym niekontrolowanym wpadnięciu na niego.
- Przepraszam... - Zdeptała go? Może. Na pewno się o niego trochę obiła. Może wcale nie mocno, może tylko jej się wydawało, że była to wielka kraksa, ale wystarczyło, żeby trochę wewnątrz umarła z zawstydzenia. - To... to może zabierzmy się do pracy... - Szukając drogi ucieczki, schyliła się gwałtownie po swoją łopatę i dopiero jak wyprostowała się, ściskając ją kurczowo w rękach, zorientowała się jak mogła zabrzmieć jej odpowiedź. Jakby czym prędzej chciała dążyć do tego świeżego sianka. Zażenowana aż wystawiła na moment przed siebie jedną dłoń, choć nie mogło to zatrzymać ani cofnąć tego, co zostało już powiedziane. - Znaczy... szybciej zaczniemy, to szybciej skończymy i będziemy mieć czas dla siebie... i... - Zagryzła na moment własne wargi, czując jak sama siebie tylko bardziej pogrąża. Uśmiechnęła się nerwowo, nie wiedząc jak z tego wybrnąć i po prostu odwróciła się na pięcie, rzucając jeszcze pod nosem: - Tomożejajużpójdędotegopustegoboksunadrugimkońcustajni. - I faktycznie poszła czym prędzej w kierunku zamkniętego boksu.
Według niej pustego, nie było tam konia żadnego.
Kostka: 3 - ciężka łopata
Ale nie znaczyło to, że nie było jej wstyd, że dostała szlaban. Przyjęła go z pokorą, rozumiejąc i akceptując swoją winę bez zaprzeczeń. Co prawda trochę chodziła struta przez dwa kolejne dni, bojąc się też trochę reakcji rodziców na takie nagłe buntownicze zachowania. Zaskoczyli ją zupełnie tym, że w ich liście nie wybrzmiała ani odrobina złości, czy zawodu, a jedynie wsparcie podkreślające, że jest młoda i ma prawo do błędu, o ile później się go nie wypiera. Przez moment miała nawet wrażenie, że wręcz rodzina cieszy się tym szlabanem. What a strange world.
Ale oczywiście jedna osoba nie dawała jej spokoju i przy każdej okazji - a tych miała nieskończoną ilość - rzucała złośliwymi komentarzami. Vates miał używanie. Tym bardziej kiedy w końcu przyszedł dzień szlabanu i April musiała pogodzić się z faktem, że w sobotę Hogsmeade nie odwiedzi. Miało to sens, w końcu szlaban to kara za złe zachowanie, więc odebranie możliwości wyjścia do miasteczka miało dać rebeliantom do myślenia.
Ona akurat myślała o tym aż za dużo.
W stajni pojawiła się kilka minut przed czasem, przygotowana mentalnie na ciężką pracę. Związała włosy w wysoki, pozornie niedbały koczek (kontrolowany i zamierzony chaos, nawet do sprzątania łajna zamierzała wyglądać przynajmniej reprezentatywnie!), ubrała wygodne, jednolite legginsy i luźną koszulkę na ramiączkach, na wierzch zarzucając rozpinaną bluzę i do tego najzwyklejsze trampki, które były niezawodne, kiedy chodziło o praktyczność i w takim uzbrojeniu z pokorą stawiła się na miejscu.
Oczywiście utrudnieniem szlabanu - poza samym Vatesem - była jeszcze dodatkowo obecność Willa, bo choć po imprezie bardzo radośnie i chętnie korzystała z jego towarzystwa, to teraz na trzeźwo... czuła się onieśmielona. Nawet jak spoglądała w jego kierunku, to raczej krótko, bardziej przelotnie i rumieniąc się odrobinkę, kiedy to on patrzył na nią. Nie mogła wtedy powstrzymywać odruchu własnych myśli wracających nie tylko do bardzo zamglonych i wybrakowanych wspomnień pijackich, ale również tych dotyczących momentu jak ich przyłapano w Zakazanym Lesie i zostali razem unieruchomieni Incarcerusem. Nadal robiło jej się dziwnie ciepło, jak przypominała sobie jego dłoń na własnym pośladku!
a Vates tylko śmiał się jej do ucha, podszeptując, że najwyraźniej Ape rozwija w sobie chętkę na znacznie więcej z Willem niż ot, takie tam nieplanowane macanki.
I jak miała w takich warunkach pracować?!
Westchnęła powoli, zamierzając zabrać się do pracy i sięgając po łopatę. Spojrzała na Williama, kiedy ten się odezwał. Pewnie powinna się już przyzwyczaić i spodziewać sugestywnych - choć dość niewinnych - komentarzy, ale wciąż brał ją z zaskoczenia. Nie wiedząc dokąd jego wypowiedź zmierza, z początku zmarszczyła lekko brwi, przyglądając mu się niepewnie, ale jak zakończył tym tekstem o świeżym sianku i puszczeniem do niej oka... aż łopata wyśliznęła jej się z rąk i upadłą z hukiem na podłogę, a April odskoczyła odruchowo, tym samym - bo jakżeby inaczej - wpadając na Gryfona. Vates zaniósł się śmiechem.
Może i nie jest doświadczona i flirt z jej strony byłby co najmniej nieudolny, ale naczytała się romansideł, przyjaźni się z Heather, więc i pojąć aluzję sianka nie było trudne. Nawet jeśli nie było tam żadnej aluzji ani sugestii. Tak po prostu wyszło.
Poczuła pieczenie policzków, kiedy dorodny rumieniec rozkwitł pod piegami i odsunęła się od Willa tak szybko, jak odzyskała równowagę po tym niekontrolowanym wpadnięciu na niego.
- Przepraszam... - Zdeptała go? Może. Na pewno się o niego trochę obiła. Może wcale nie mocno, może tylko jej się wydawało, że była to wielka kraksa, ale wystarczyło, żeby trochę wewnątrz umarła z zawstydzenia. - To... to może zabierzmy się do pracy... - Szukając drogi ucieczki, schyliła się gwałtownie po swoją łopatę i dopiero jak wyprostowała się, ściskając ją kurczowo w rękach, zorientowała się jak mogła zabrzmieć jej odpowiedź. Jakby czym prędzej chciała dążyć do tego świeżego sianka. Zażenowana aż wystawiła na moment przed siebie jedną dłoń, choć nie mogło to zatrzymać ani cofnąć tego, co zostało już powiedziane. - Znaczy... szybciej zaczniemy, to szybciej skończymy i będziemy mieć czas dla siebie... i... - Zagryzła na moment własne wargi, czując jak sama siebie tylko bardziej pogrąża. Uśmiechnęła się nerwowo, nie wiedząc jak z tego wybrnąć i po prostu odwróciła się na pięcie, rzucając jeszcze pod nosem: - Tomożejajużpójdędotegopustegoboksunadrugimkońcustajni. - I faktycznie poszła czym prędzej w kierunku zamkniętego boksu.
Według niej pustego, nie było tam konia żadnego.