25-03-2022, 11:44 PM
Przez te kilka sekund, kiedy William odpowiadał na jej założenia i wodził wzrokiem po stojącym przed nim zwierzęciem, którego April nie widziała, po prostu stała w bezruchu i obserwowała... właśnie Gryfona. Bo pustego boksu obserwować nie będzie... chociaż może powinna?
Poczułaś nagle miętę?
Obok własnego ucha usłyszała znajomy, zabarwiony złośliwością głos i jak zorientowała się, że chyba faktycznie zbyt bezczelnie gapi się na kolegę, spłoszona odwróciła spojrzenie w przeciwnym kierunku, od którego stał za nią Vates.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to będę wdzięczna. Znaczy, już jestem, bo nie musiałeś przecież chcieć mi pomóc, ale... Mm, może lepiej wezmę się do pracy... - Przełknęła trochę nerwowo, czując suchość gardła wywołaną zażenowaniem. I po co w ogóle otwierała buzię? Miała wrażenie, że za każdym razem jak to robi w towarzystwie Willa, to tylko wygaduje głupoty i robi z siebie głupią. Nie żeby jej zależało, żeby ją lubił!, ale jednak jej zależało, żeby nie wychodzić na "tę dziwną" jak zwykle.
Mając już większą pewność, że tym razem boks jest pusty, stanęła w jego progu i rozejrzała się po ścianach i podłodze, jeszcze przez moment sprawdzając czy ściółka nie rusza się nienaturalnie, jakby cos po niej chodziło. Nie widząc żadnych znaków obecności innego stworzenia pomiędzy tymi czterema ściankami, z westchnieniem weszła do środka i zabrała się za pracę.
Niekoniecznie miała w życiu okazję sprzątać końskie boksy, czy w ogóle machać łopatą i innymi narzędziami, więc nie szło jej wcale szybko ani łatwo. Już po kilku minutach zaczęła czuć, że będzie to bardzo długie popołudnie, po kilku kolejnych nieznośne pieczenie po wewnętrznej stronie dłoni zwiastowało rychłe odciski, a po kilkunastu następnych, mięśnie zaczynały się buntować.
No ładnie, miała przed sobą jeszcze dziewięć i pół boksa, a już czuła jakby miała paść na twarz. Na dodatek łopata sprawiała wrażenie coraz cięższej, więc nie szło przyzwyczaić się do rytmu pracy. Zanim się obejrzała, poczuła kropelki potu na skroniach, więc co chwilę ocierała je wierzchem dłoni, przy okazji zupełnie nieświadomie mierzwiąc zebrane w chaotyczny koczek włosy, a te s kolei łaskotały w kark i ramiona w najmniej odpowiednich momentach.
Kiedy dotarła do trzech czwartych boksa, oparła czubek łopaty o podłoże i oddychając nieco głębiej niż zwykle, bo się zmęczyła, przyjrzała się wnętrzu swoich dłoni, bo zaczynały naprawdę mocno piec. Tak jak się spodziewała, już pojawiały się na nich niewielkie odciski.
Wychyliła się odrobinę i przez otwarte drzwiczki boksu spojrzała w kierunku Willa, który najwyraźniej radził sobie znacznie lepiej niż ona. Nic dziwnego, to w końcu chłopak, z pewnością znacznie wytrzymalszy w wyzwaniach fizycznych, niż ona - mól książkowy chowający się po kątach i cieniach. Chciałaby móc kontynuować pracę tak po prostu, bez zbędnych przerw, które z pewnością przeciągną cały szlaban w nieskończoność, ale ciężar łopaty, pieczenie dłoni i ból mięśni wcale nie byłby dobrymi motywatorami.
- Hej, Will?... - Po paru sekundach stania i gapienia się na pracującego kolegę, w końcu przerwała coraz bardziej niewygodną dla niej ciszę. A jedyne co przyszło jej do głowy, żeby tę ciszę przerwać, to zagadać o Gryfona. Tym bardziej, że trochę wcześniej pobudził jej ciekawość. Sam fakt, że Will widział stworzenie, którego nie widziała ona dało jej jakieś dziwne uczucie... pewnego rodzaju podobieństwa. Przecież on Vatesa nie widział, wiec tak naprawdę każde z nich widziało coś, czego nie widziało to drugie.
Jak już zdobyła choć odrobinę jego uwagi, zwątpiła czy to aby na pewno dobry pomysł i aż przygryzła dolną wargę, spuszczając na moment wzrok na taczkę z łajnem stojącą pomiędzy zajętymi przez nich boksami.
- Widzisz testrale więc... - Króciutka pauza na nabranie nieco więcej powietrza w płuca. Jak już zaczęła temat, to głupio teraz było przerwać. - Znaczy, nie musisz mówić, bo to bardzo osobista sprawa, ale... Ten, czyją śmierć widziałeś, to był ktoś... bliski? - Jak tylko skończyła zadawać pytanie, doszła do wniosku, że mogła je sformułować zupełnie inaczej, bo brzmiało... no, nie brzmiało dobrze, przynajmniej według niej. Poczuła się trochę, jakby wściubiała nosa w nie swoje sprawy. Zarumieniła się, oczywiście, bo przecież inaczej się nie da, ale tym razem chyba nie było to tak widoczne na i tak zaczerwienionych z wysiłku policzkach.
Poczułaś nagle miętę?
Obok własnego ucha usłyszała znajomy, zabarwiony złośliwością głos i jak zorientowała się, że chyba faktycznie zbyt bezczelnie gapi się na kolegę, spłoszona odwróciła spojrzenie w przeciwnym kierunku, od którego stał za nią Vates.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to będę wdzięczna. Znaczy, już jestem, bo nie musiałeś przecież chcieć mi pomóc, ale... Mm, może lepiej wezmę się do pracy... - Przełknęła trochę nerwowo, czując suchość gardła wywołaną zażenowaniem. I po co w ogóle otwierała buzię? Miała wrażenie, że za każdym razem jak to robi w towarzystwie Willa, to tylko wygaduje głupoty i robi z siebie głupią. Nie żeby jej zależało, żeby ją lubił!, ale jednak jej zależało, żeby nie wychodzić na "tę dziwną" jak zwykle.
Mając już większą pewność, że tym razem boks jest pusty, stanęła w jego progu i rozejrzała się po ścianach i podłodze, jeszcze przez moment sprawdzając czy ściółka nie rusza się nienaturalnie, jakby cos po niej chodziło. Nie widząc żadnych znaków obecności innego stworzenia pomiędzy tymi czterema ściankami, z westchnieniem weszła do środka i zabrała się za pracę.
Niekoniecznie miała w życiu okazję sprzątać końskie boksy, czy w ogóle machać łopatą i innymi narzędziami, więc nie szło jej wcale szybko ani łatwo. Już po kilku minutach zaczęła czuć, że będzie to bardzo długie popołudnie, po kilku kolejnych nieznośne pieczenie po wewnętrznej stronie dłoni zwiastowało rychłe odciski, a po kilkunastu następnych, mięśnie zaczynały się buntować.
No ładnie, miała przed sobą jeszcze dziewięć i pół boksa, a już czuła jakby miała paść na twarz. Na dodatek łopata sprawiała wrażenie coraz cięższej, więc nie szło przyzwyczaić się do rytmu pracy. Zanim się obejrzała, poczuła kropelki potu na skroniach, więc co chwilę ocierała je wierzchem dłoni, przy okazji zupełnie nieświadomie mierzwiąc zebrane w chaotyczny koczek włosy, a te s kolei łaskotały w kark i ramiona w najmniej odpowiednich momentach.
Kiedy dotarła do trzech czwartych boksa, oparła czubek łopaty o podłoże i oddychając nieco głębiej niż zwykle, bo się zmęczyła, przyjrzała się wnętrzu swoich dłoni, bo zaczynały naprawdę mocno piec. Tak jak się spodziewała, już pojawiały się na nich niewielkie odciski.
Wychyliła się odrobinę i przez otwarte drzwiczki boksu spojrzała w kierunku Willa, który najwyraźniej radził sobie znacznie lepiej niż ona. Nic dziwnego, to w końcu chłopak, z pewnością znacznie wytrzymalszy w wyzwaniach fizycznych, niż ona - mól książkowy chowający się po kątach i cieniach. Chciałaby móc kontynuować pracę tak po prostu, bez zbędnych przerw, które z pewnością przeciągną cały szlaban w nieskończoność, ale ciężar łopaty, pieczenie dłoni i ból mięśni wcale nie byłby dobrymi motywatorami.
- Hej, Will?... - Po paru sekundach stania i gapienia się na pracującego kolegę, w końcu przerwała coraz bardziej niewygodną dla niej ciszę. A jedyne co przyszło jej do głowy, żeby tę ciszę przerwać, to zagadać o Gryfona. Tym bardziej, że trochę wcześniej pobudził jej ciekawość. Sam fakt, że Will widział stworzenie, którego nie widziała ona dało jej jakieś dziwne uczucie... pewnego rodzaju podobieństwa. Przecież on Vatesa nie widział, wiec tak naprawdę każde z nich widziało coś, czego nie widziało to drugie.
Jak już zdobyła choć odrobinę jego uwagi, zwątpiła czy to aby na pewno dobry pomysł i aż przygryzła dolną wargę, spuszczając na moment wzrok na taczkę z łajnem stojącą pomiędzy zajętymi przez nich boksami.
- Widzisz testrale więc... - Króciutka pauza na nabranie nieco więcej powietrza w płuca. Jak już zaczęła temat, to głupio teraz było przerwać. - Znaczy, nie musisz mówić, bo to bardzo osobista sprawa, ale... Ten, czyją śmierć widziałeś, to był ktoś... bliski? - Jak tylko skończyła zadawać pytanie, doszła do wniosku, że mogła je sformułować zupełnie inaczej, bo brzmiało... no, nie brzmiało dobrze, przynajmniej według niej. Poczuła się trochę, jakby wściubiała nosa w nie swoje sprawy. Zarumieniła się, oczywiście, bo przecież inaczej się nie da, ale tym razem chyba nie było to tak widoczne na i tak zaczerwienionych z wysiłku policzkach.