26-03-2022, 12:48 AM
W pierwszym momencie, jak tylko Will zaczął odpowiadać takim... całkowicie neutralnym i jakby niewzruszonym tonem, April zmarszczyła brwi w niezrozumieniu dlaczego właśnie te emocje przez niego przemawiały, a nie popularnie towarzyszący rozmowom o śmierci smutek, żal, przygnębienie.
I niemal natychmiast to niezrozumienie zniknęło razem ze zmarszczką na czole, jak w niespodziewaniu otworzyła lekko usta. Nie wiedziała, że William mieszkał w sierocińcu. Powinna? Nie wiedziała też, czy właśnie powinna wiedzieć! W sumie nie kolegowali się nawet jakoś specjalnie do tej pory (teraz też ciężko było jej to nazwać "kolegowaniem się", po prostu przez zrządzenie losu ostatnio więcej ze sobą rozmawiali), skąd miałaby mieć takie informacje? Przynależność do różnych domów również robiła swoje i Ape nie mogła zasłyszeć w PW plotek, czy innych informacji. No i na czubku wszystkiego - nigdy nie interesowała się Williamem (jak i żadnym innych chłopcem, może poza Noah, na którego nadal miała hard krasza). Ale nawet mimo tych wszystkich bardzo logicznych powodów, przez które nie wiedziała... zrobiło jej się głupio. I trochę przykro. I niezręcznie, że w ogóle zapytała.
Aż z tego wszystkiego łopata wyśliznęła jej się z rąk, ale na szczęście zdołała ją złapać, zanim uderzyła z hukiem o podłogę. Spuściła za to wzrok na ściółkę własnego boksu, szukając sposobu na ucieczkę z tego tematu, mimo że William wyglądał jakby nie sprawiało mu to kłopotu, to jej było bardzo, bardzo niezręcznie.
- Mm, przykro mi, nie wiedziałam. Nie powinnam w ogóle pytać, to... to nie moja sprawa. - Żeby jakoś zatuszować i odepchnąć od siebie zażenowanie, chwyciła znowu oburącz łopatę i bardzo powolnie zabrała się do kontynuowania pracy, chociaż teraz samo podniesienie narzędzia kosztowało ją tak wiele wysiłku, jakby ważyło co najmniej pół tony.
Nie spodziewała się usłyszeć głosu Gryfona w drzwiczkach boksu. Słyszała jego kroki, zamykanie drzwiczek, ale założyła, że poszedł sprzątać kolejne miejsce. Dlatego kiedy usłyszała go znacznie bliżej, aż odwróciła się gwałtowniej, cudem nie ślizgając się na ściółce. Ale łopata i tak jej z rąk wypadła i tym razem narobiła huku. Nabrała przy tym nieco gwałtowniej powietrza, odsuwając się na krok, bo jako że stałą tuż obok drzwi, Will znalazł się bardzo blisko. Onieśmieliło ją to, razem do spółki z jego beztroskim tonem.
- N-nie było innych łopat niż te dwie. - Wskazała na tę trzymaną przez niego i schyliła się po swoją. - Po prostu... nigdy wcześniej stajni nie sprzątałam. - Skrzywiła się lekko, jak dłonie zapiekły nieprzyjemnie pod wpływem nacisku, jaki musiała dać na trzonek narzędzia, żeby znowu go nie upuścić. - Już latanie na miotle wydaje się przy tym łatwiejsze... - Westchnęła krótko, mówiąc to bardziej do siebie niż do Willa.
I niemal natychmiast to niezrozumienie zniknęło razem ze zmarszczką na czole, jak w niespodziewaniu otworzyła lekko usta. Nie wiedziała, że William mieszkał w sierocińcu. Powinna? Nie wiedziała też, czy właśnie powinna wiedzieć! W sumie nie kolegowali się nawet jakoś specjalnie do tej pory (teraz też ciężko było jej to nazwać "kolegowaniem się", po prostu przez zrządzenie losu ostatnio więcej ze sobą rozmawiali), skąd miałaby mieć takie informacje? Przynależność do różnych domów również robiła swoje i Ape nie mogła zasłyszeć w PW plotek, czy innych informacji. No i na czubku wszystkiego - nigdy nie interesowała się Williamem (jak i żadnym innych chłopcem, może poza Noah, na którego nadal miała hard krasza). Ale nawet mimo tych wszystkich bardzo logicznych powodów, przez które nie wiedziała... zrobiło jej się głupio. I trochę przykro. I niezręcznie, że w ogóle zapytała.
Aż z tego wszystkiego łopata wyśliznęła jej się z rąk, ale na szczęście zdołała ją złapać, zanim uderzyła z hukiem o podłogę. Spuściła za to wzrok na ściółkę własnego boksu, szukając sposobu na ucieczkę z tego tematu, mimo że William wyglądał jakby nie sprawiało mu to kłopotu, to jej było bardzo, bardzo niezręcznie.
- Mm, przykro mi, nie wiedziałam. Nie powinnam w ogóle pytać, to... to nie moja sprawa. - Żeby jakoś zatuszować i odepchnąć od siebie zażenowanie, chwyciła znowu oburącz łopatę i bardzo powolnie zabrała się do kontynuowania pracy, chociaż teraz samo podniesienie narzędzia kosztowało ją tak wiele wysiłku, jakby ważyło co najmniej pół tony.
Nie spodziewała się usłyszeć głosu Gryfona w drzwiczkach boksu. Słyszała jego kroki, zamykanie drzwiczek, ale założyła, że poszedł sprzątać kolejne miejsce. Dlatego kiedy usłyszała go znacznie bliżej, aż odwróciła się gwałtowniej, cudem nie ślizgając się na ściółce. Ale łopata i tak jej z rąk wypadła i tym razem narobiła huku. Nabrała przy tym nieco gwałtowniej powietrza, odsuwając się na krok, bo jako że stałą tuż obok drzwi, Will znalazł się bardzo blisko. Onieśmieliło ją to, razem do spółki z jego beztroskim tonem.
- N-nie było innych łopat niż te dwie. - Wskazała na tę trzymaną przez niego i schyliła się po swoją. - Po prostu... nigdy wcześniej stajni nie sprzątałam. - Skrzywiła się lekko, jak dłonie zapiekły nieprzyjemnie pod wpływem nacisku, jaki musiała dać na trzonek narzędzia, żeby znowu go nie upuścić. - Już latanie na miotle wydaje się przy tym łatwiejsze... - Westchnęła krótko, mówiąc to bardziej do siebie niż do Willa.