27-03-2022, 01:27 AM
Jakoś nie wierzyła w dobre intencje Cavingtona. Nawet kiedy czuła, że kręci się jej w głowie, jest obolała i zdaje się, że było jej też trochę niedobrze, była przekonana że nie chce skorzystać z jego pomocy. Była również w pełni przekonana, że doskonale poradziłaby sobie sama! I z pewnością nie wybrałaby się do Skrzydła Szpitalnego po upadku w Zakazanym Lesie, po ciszy nocnej na nielegalnym wyścigu.
Aha! Nagle wszystko zaczynało mieć sens! A takiemu Cavingtonowi mogło się zdawać, że skoro była obolała i myślała nieco wolniej, to się nie połapie... Ha. I komu teraz będzie głupio? Przecież sprawa była prosta. Chciał ją wkopać! Zresztą jak zwykle. Przecież Harper sama słyszała, że nie tylko ona spadła z miotły podczas wyścigu, ale przecież to akurat jej chciał bohatersko pomóc Ślizgon, co? Oni wszyscy byli tacy sami... No, nie licząc paru drobnych wyjątków. Ale poza nimi, to wszyscy!
Już miała mu wygarnąć, co myśli o jego niecnym planie, kiedy jednak poczuła, że leci w dół... I wylądowała na nogach, ale te zdawały się nieco ugiąć się pod nią w pierwszym momencie. Nawet wolną ręką odruchowo uczepiła się ramienia Cavingtona.
Niemal od razu prychnęła w odpowiedzi na jego warknięcie.
- Ty to całe życie chcesz mi pomóc, kurwa, dzięki... - wymamrotała z bardzo wyraźnym wyrzutem, jednak zamiast patrzeć ku niemu, błądziła raczej wzrokiem po podłodze, oceniając przy tym swoje szanse samotnego przetrwania.
Tak... Tak, na pewno były wysokie. Co najmniej wystarczające.
Zabrała rękę z jego ramienia i zaraz odnalazła nią najbliższą ścianę.
- Puść mnie - powtórzyła żądanie, nieco mniej słabo niż to pierwsze, podnosząc wreszcie wzrok na niego.
Tylko zdaje się, że w tej ciemności nie widziała zbyt ostro, przez co musiała zamrugać jeszcze parę razy i zmrużyć oczy, by Cavington był ostry - nie to, żeby to komukolwiek pomagało.
Aha! Nagle wszystko zaczynało mieć sens! A takiemu Cavingtonowi mogło się zdawać, że skoro była obolała i myślała nieco wolniej, to się nie połapie... Ha. I komu teraz będzie głupio? Przecież sprawa była prosta. Chciał ją wkopać! Zresztą jak zwykle. Przecież Harper sama słyszała, że nie tylko ona spadła z miotły podczas wyścigu, ale przecież to akurat jej chciał bohatersko pomóc Ślizgon, co? Oni wszyscy byli tacy sami... No, nie licząc paru drobnych wyjątków. Ale poza nimi, to wszyscy!
Już miała mu wygarnąć, co myśli o jego niecnym planie, kiedy jednak poczuła, że leci w dół... I wylądowała na nogach, ale te zdawały się nieco ugiąć się pod nią w pierwszym momencie. Nawet wolną ręką odruchowo uczepiła się ramienia Cavingtona.
Niemal od razu prychnęła w odpowiedzi na jego warknięcie.
- Ty to całe życie chcesz mi pomóc, kurwa, dzięki... - wymamrotała z bardzo wyraźnym wyrzutem, jednak zamiast patrzeć ku niemu, błądziła raczej wzrokiem po podłodze, oceniając przy tym swoje szanse samotnego przetrwania.
Tak... Tak, na pewno były wysokie. Co najmniej wystarczające.
Zabrała rękę z jego ramienia i zaraz odnalazła nią najbliższą ścianę.
- Puść mnie - powtórzyła żądanie, nieco mniej słabo niż to pierwsze, podnosząc wreszcie wzrok na niego.
Tylko zdaje się, że w tej ciemności nie widziała zbyt ostro, przez co musiała zamrugać jeszcze parę razy i zmrużyć oczy, by Cavington był ostry - nie to, żeby to komukolwiek pomagało.