27-03-2022, 03:53 AM
Po wydarzeniach wczorajszej nocy i poranka Alan potrzebował zdecydowanie się wyciszyć. Nie tylko psychicznie zmęczyło go rozmawianie z bezczelną prefektką, ale także dochodzenie przeprowadzone przez Zandera. I te jego głupkowate pytania i docinki… naprawdę, biedny Alan miał tego po dziurki w nosie i żeby nie trafić ani na Cassandrę, ani na swojego przyjaciela postanowił wybrać się na spacer po błoniach. Nie było to może najprzyjemniejsze doznanie, bo ostatnie kilka dni padało i niemal wszędzie można było natknąć się na wielkie kałuże. Tym bardziej Badcock mógł spodziewać się upragnionej samotności; niewiele osób było w stanie zaakceptować taką pogodę.
Nic dziwnego, że chłopak niezupełnie zwracał uwagę na swoje otoczenie. Po prostu pozwolił swoim stopom się gdzieś ponieść, ignorując zupełnie fakt, że znowu zaczyna mżyć. Niemal go to ucieszyło, bo tylko tacy desperaci jak on mogli szukać teraz odosobnienia na dworze, a wątpił, by był w zamku ktoś w takiej samej sytuacji jak on.
Pewnie gdyby zwierzył się Zanderowi to przyjaciel powiedziałby, że Alan po prostu przesadza. Tymczasem on nie był straumatyzowany jak utrzymywał (trochę jednak to było w żartach), a po prostu w głowie mu się nie mieściło to co zaszło. I spokoju nie dawały mu słowa Zandera – co, jeśli Cassandra naprawdę zrobiła to specjalnie? Ale z drugiej strony, czego by miała u niego szukać, przecież praktycznie się nie znali. Nie, wersja Riversa zdecydowanie bardziej pasowała do jakiegoś słabego pornola!
Krukon spacerował wśród coraz mocniejszych strug deszczu. Bluza, którą miał na sobie powoli przemakała, ale Alan na to aktualnie zupełnie nie zważał.