27-03-2022, 02:04 PM
Spokój zapewniony przez paskudną aurę był dla Alana naprawdę zbawienny. Chłopak rzadko raczej tracił nerwy, a przynajmniej nieczęsto to okazywał. Tym razem jednak szczególnie Zander potężnie go zdenerwował. Nawet jeśli słowa przyjaciela były tylko przekomarzaniem się i docinkami, to trzeba było mieć nerwy ze stali, by sprostać wyzwaniu i nie dać się zawładnąć wkurwieniu.
Nic, co dobre nie trwa jednak wiecznie, ale Alan jeszcze nie wiedział, w jak brutalny sposób jego ponura przechadzka zostanie zamieniona w kolejne koszmarne zdarzenie. Póki co nadal zastanawiał się, czy Zander nie miał trochę racji w swoich pseudo-mądrościach. Przecież skoro Cassandra faktycznie tak często odwiedzała swojego przyjaciela w dormitorium, to chyba musiała doskonale znać drogę? Jak mogła pomylić piętra, skoro była stałym bywalcem w męskiej sypialni szóstego roku? Jakkolwiek to brzmiało, tak utrzymywała sama zainteresowana, więc nie było nic złego w myśleniu w ten sposób. A jednak Alan nie potrafił uwolnić się od rozważań, czy faktycznie Montrose była taka rozwiązła. Przez Zandera przestał myśleć o jej nocnych wizytach u rzekomego Alexa jako o niewinnych wyprawach spowodowanych koszmarami (co przecież utrzymywała Cassandra), a raczej zaczęło mu się to jawić jako dzikie harce nastolatków z burzą nieokiełznanych hormonów.
Jego intensywne rozmyślania nagle przerwał dźwięk, który brzmiał trochę jak tętent kopyt, a trochę jak… mlaskanie? Zanim zdążył zauważyć, co wydaje tego typu hałas, dołączył do tego jeszcze jeden dźwięk. Dziewczęcy krzyk, który początkowo nie wydawał mu się znajomy. Odwrócił się na pięcie i jedyne co zdążył zobaczyć to burza wilgotnych, rudych kosmyków, które wkrótce zasypały mu twarz, gdy sczepiony z drobną postacią turlał się w dół zbocza, czując, jak woda i błoto z kałuż dostają mu się we wszystkie możliwe zakamarki.
Ludzka masa złożona z Alana i – jak się okazało po chwili – Cassandry stoczyła się na dół pagórka i zatrzymała z pluskiem w wielkiej kałuży. — Au… Żyjesz? — wysapał Alan, który jeszcze nie wiedział, że jego spokój ponownie zaburzyła ta sama osoba i to w ciągu zaledwie dwóch dni!
zt przedawnienie
Nic, co dobre nie trwa jednak wiecznie, ale Alan jeszcze nie wiedział, w jak brutalny sposób jego ponura przechadzka zostanie zamieniona w kolejne koszmarne zdarzenie. Póki co nadal zastanawiał się, czy Zander nie miał trochę racji w swoich pseudo-mądrościach. Przecież skoro Cassandra faktycznie tak często odwiedzała swojego przyjaciela w dormitorium, to chyba musiała doskonale znać drogę? Jak mogła pomylić piętra, skoro była stałym bywalcem w męskiej sypialni szóstego roku? Jakkolwiek to brzmiało, tak utrzymywała sama zainteresowana, więc nie było nic złego w myśleniu w ten sposób. A jednak Alan nie potrafił uwolnić się od rozważań, czy faktycznie Montrose była taka rozwiązła. Przez Zandera przestał myśleć o jej nocnych wizytach u rzekomego Alexa jako o niewinnych wyprawach spowodowanych koszmarami (co przecież utrzymywała Cassandra), a raczej zaczęło mu się to jawić jako dzikie harce nastolatków z burzą nieokiełznanych hormonów.
Jego intensywne rozmyślania nagle przerwał dźwięk, który brzmiał trochę jak tętent kopyt, a trochę jak… mlaskanie? Zanim zdążył zauważyć, co wydaje tego typu hałas, dołączył do tego jeszcze jeden dźwięk. Dziewczęcy krzyk, który początkowo nie wydawał mu się znajomy. Odwrócił się na pięcie i jedyne co zdążył zobaczyć to burza wilgotnych, rudych kosmyków, które wkrótce zasypały mu twarz, gdy sczepiony z drobną postacią turlał się w dół zbocza, czując, jak woda i błoto z kałuż dostają mu się we wszystkie możliwe zakamarki.
Ludzka masa złożona z Alana i – jak się okazało po chwili – Cassandry stoczyła się na dół pagórka i zatrzymała z pluskiem w wielkiej kałuży. — Au… Żyjesz? — wysapał Alan, który jeszcze nie wiedział, że jego spokój ponownie zaburzyła ta sama osoba i to w ciągu zaledwie dwóch dni!