27-03-2022, 08:41 PM
Chciała znać odpowiedź, dlatego przecież zapytała! Ale jak już ją usłyszała, to zrobiło jej się głupio, że ten temat poruszyła. I to nie przez samą reakcję Willa, ani przez własną ciekawość, ale zrobiło jej się po prostu... przykro. Nie potrafiła wyjaśnić skąd nagle tak silna ta emocja, tym bardziej, że Gryfon najwyraźniej był bardzo pogodzony z takim stanem rzeczy, przyzwyczajony, ale April... jakoś nie do końca wiedziała jak przełykać niespodziewane informacje tego typu.
I może też trochę imponowało jej, że chłopak podchodził do tego tematu w taki właśnie sposób, a to też ją samą zaskoczyło.
Zarumieniona zarówno z wysiłku, jak i zażenowania sobą samą, rozejrzała się po pozostałej do sprzątnięcia części boksu. Z westchnieniem już miała zabrać się do kontynuowania pracy, kiedy William wyjął jej łopatę z rąk. Nie protestowała, bo nie spodziewała się tego gestu, więc puściła trzonek niemal natychmiast, zaraz połowicznie świadomie zaciskając palce na podanym przez niego, odrobinę mniejszym narzędziu. I już samo to trzymanie wystarczyło żeby poczuć, że faktycznie jest znacznie lżejsza.
Ze szczerym zdziwieniem i niezrozumieniem spojrzała najpierw na swoją poprzednią łopatę, a następnie na swoją nową łopatę. Czy to możliwe, żeby przy tak niewielkiej różnicy rozmiarów, waga była aż tak wyraźnie różna?
- To jest... Dziękuję. - Zanim skończyła zdanie wyrażające niezrozumienie tego zjawiska, zrezygnowała i po prostu podziękowała. Nie było sensu rozkładać tego zjawiska na czynniki pierwsze, im szybciej skończą sprzątanie, tym szybciej będą mogli wrócić do swoich zajęć. I tym szybciej April będzie mogła zająć się odciskami na dłoniach.
I pewnie wróciłaby do pracy w ciszy, ale kolejne rzucone przez Willa słowa sprawiły, że poczuła jakby coś ciężkiego i lodowatego wpadło jej do żołądka. Czy wychodziła na jakąś ofiarę losu? Ale to przecież zupełnie nie tak! Nie bała się go! Po prostu... po prostu nie była przyzwyczajona do przebywania sam na sam z jakimkolwiek chłopakiem, poza własnymi braćmi i Vatesem. Tym bardziej w odległości mniej niż półtorej metra!
Spojrzała za Gryfonem ze zmarszczonymi brwiami, trochę zagubiona w tym co sama czuła i jak to zostało odbierane. Naprawdę aż tak z nią źle?
Tak...
Zignorowała ten złośliwy szept i podeszłą do wejścia do swojego boksu, stając w jego progu i spoglądając za kolegą z mieszaniną uczuć. Uderzyło ją bardzo mocno to, że nie chce żeby ją tak widziano. Zagryzła na moment wargi, zbierając w sobie odwagę żeby się odezwać, więc przez moment milczała.
- Nie boję się ciebie, Will. - I wbrew zawstydzeniu odznaczającemu się rumieńcami i onieśmieleniu towarzyszącemu jej zawsze, kiedy przebywała w towarzystwie męskim, patrzyła na Gryfona poważnie, a jej ton zabrzmiał naprawdę pewnie. Bo chciała, żeby to wiedział, żeby nie uważał jej za... aż tak stroniącą od innych. Poza tym, gdyby sama pamiętała co dokładnie działo się kiedy była pijana, to może nawet przywołałaby te wspomnienia, żeby samą siebie podbudować. Ale nie pamięta prawie nic.
I może też trochę imponowało jej, że chłopak podchodził do tego tematu w taki właśnie sposób, a to też ją samą zaskoczyło.
Zarumieniona zarówno z wysiłku, jak i zażenowania sobą samą, rozejrzała się po pozostałej do sprzątnięcia części boksu. Z westchnieniem już miała zabrać się do kontynuowania pracy, kiedy William wyjął jej łopatę z rąk. Nie protestowała, bo nie spodziewała się tego gestu, więc puściła trzonek niemal natychmiast, zaraz połowicznie świadomie zaciskając palce na podanym przez niego, odrobinę mniejszym narzędziu. I już samo to trzymanie wystarczyło żeby poczuć, że faktycznie jest znacznie lżejsza.
Ze szczerym zdziwieniem i niezrozumieniem spojrzała najpierw na swoją poprzednią łopatę, a następnie na swoją nową łopatę. Czy to możliwe, żeby przy tak niewielkiej różnicy rozmiarów, waga była aż tak wyraźnie różna?
- To jest... Dziękuję. - Zanim skończyła zdanie wyrażające niezrozumienie tego zjawiska, zrezygnowała i po prostu podziękowała. Nie było sensu rozkładać tego zjawiska na czynniki pierwsze, im szybciej skończą sprzątanie, tym szybciej będą mogli wrócić do swoich zajęć. I tym szybciej April będzie mogła zająć się odciskami na dłoniach.
I pewnie wróciłaby do pracy w ciszy, ale kolejne rzucone przez Willa słowa sprawiły, że poczuła jakby coś ciężkiego i lodowatego wpadło jej do żołądka. Czy wychodziła na jakąś ofiarę losu? Ale to przecież zupełnie nie tak! Nie bała się go! Po prostu... po prostu nie była przyzwyczajona do przebywania sam na sam z jakimkolwiek chłopakiem, poza własnymi braćmi i Vatesem. Tym bardziej w odległości mniej niż półtorej metra!
Spojrzała za Gryfonem ze zmarszczonymi brwiami, trochę zagubiona w tym co sama czuła i jak to zostało odbierane. Naprawdę aż tak z nią źle?
Tak...
Zignorowała ten złośliwy szept i podeszłą do wejścia do swojego boksu, stając w jego progu i spoglądając za kolegą z mieszaniną uczuć. Uderzyło ją bardzo mocno to, że nie chce żeby ją tak widziano. Zagryzła na moment wargi, zbierając w sobie odwagę żeby się odezwać, więc przez moment milczała.
- Nie boję się ciebie, Will. - I wbrew zawstydzeniu odznaczającemu się rumieńcami i onieśmieleniu towarzyszącemu jej zawsze, kiedy przebywała w towarzystwie męskim, patrzyła na Gryfona poważnie, a jej ton zabrzmiał naprawdę pewnie. Bo chciała, żeby to wiedział, żeby nie uważał jej za... aż tak stroniącą od innych. Poza tym, gdyby sama pamiętała co dokładnie działo się kiedy była pijana, to może nawet przywołałaby te wspomnienia, żeby samą siebie podbudować. Ale nie pamięta prawie nic.