28-03-2022, 12:19 AM
Zrobiło jej się... przykro. Tak poza ogólnym zawstydzeniem i nieśmiałością, poczuła dziwnie tlącą się wewnątrz złość. Nie była pewna, czy to złość na siebie samą, na Vatesa, czy na cokolwiek innego, ale poczuła się naprawdę źle z tym, że William uważał, że się go bała. Nawet pomimo jej zapewnienia, że się nie boi, słyszała w jego głosie i widziała w spojrzeniu brak przekonania i wiary w te słowa. Aż z tego powodu, niezależnie od bycia spiętą, ramiona trochę jej opadły w żałosnym geście niespodziewanego smutku. Na szczęście tego William nie mógł widzieć, bo był już w kolejnym przypisanym mu do sprzątania boksie.
Przez kilka bardzo długich sekund stała nadal w progu, patrząc w kierunku miejsca pracy Gryfona i walczyła ze sobą, chcąc powiedzieć coś więcej, odważyć się na dalszą interakcje, na pokazanie mu, że mówi prawdę i się go nie boi.
Ale tej śmiałości nie znalazła.
Westchnęła smętnie pod nosem i marszcząc brwi w zmartwieniu, wróciła do wnętrza swojego boksu bez słowa i w ciszy zabrała się za dalsze sprzątanie. Ręce bolały niby trochę mniej, bo nie musiały dźwigać takiego ciężaru, ale nawet mimo to odciski piekły coraz bardziej. A poza odciskami również duma i samoocena, która z niskiej chwilowo oscylowała w granicach ujemności.
I co z tego, że się dobrze uczyła i dbała o to, żeby dobrze wyglądać, być przykładną, dobrą osobą, skoro najwyraźniej wychodziła na ofiarę losu? Gorzej: Vates w najlepsze siedział sobie na ściance boksu (gdyby istniał naprawdę, to byłoby mu bardzo niewygodnie i niestabilnie) i nie nie tylko potwierdzał to wszystko, wręcz bezpośrednio sugerował, że April robi to wszystko celowo. Bo jeśli nie, to czemu po pijaku z taką łatwością wyszła ze swojej strefy komfortu i bawiła się poza nią w najlepsze? Mogłaby to zrobić i na co dzień, ale najwyraźniej po prostu nie chciała.
Bardzo mocno starała się ignorować słyszany tylko sobie głos, ale nie mogła, bo każde kolejne słowo trafiało bardzo mocno w to, co teraz najbardziej ją bolało. Dlatego w pewnej chwili nie wytrzymała i kilka razy bardziej energicznie machnąwszy łopatą, żeby skończyć sprzątać ten głupi boks, w końcu spojrzała na Vatesa i syknęła w jego kierunku dość cicho - choć może nie wystarczająco cicho, żeby nie zostać tak całkiem zupełnie nieusłyszaną w spokojnej stajni.
- Zostaw mnie w spokoju... - Zgromiwszy "przyjaciela" zranionym spojrzeniem, machnęła jeszcze trzy razy łopatą i w końcu mogła z tego boksu wyjść. Zrobiła to niezwłocznie.
Skierowała się do kolejnego boksu, przez całą tę frustrację zapominając w ogóle, że przecież Will zaproponował jej wyprowadzanie testrali, bo ich nie widziała. Otworzyła drzwiczki kolejnego boksu i postąpiła zaledwie pół kroku do środka, kiery poczuła jak coś ciepłego i skórzastego ociera jej się o ramię. Zamarła w pół kroku w bezruchu, w jednej dłoni trzymając łopatę, a drugą opierając o ściankę boksu, blokując sobą przejście i w sumie... nie wiedząc co ma zrobić. No bo nie widziała zwierzęcia, ale poczuła je i to przypomniało jej o ich obecności w boksach. Wtedy też zauważyła ruch na ściółce, ale to nadal niewiele jej dawało, bo nie widziała samego testrala i nie miała pojęcia jakie ma wobec niej zamiary.
- Uuum... W-Will...? - Odezwała się trochę drżącym z niepewności głosem. Pozostała w bezruchu, żeby w razie czego nie prowokować zwierzęcia, które stało gdzieś blisko niej. Czuła jego ciepło.
I chociaż sam testral nie miał żadnych agresywnych zapędów, ot stał sobie obok i obwąchiwał właśnie rękę April opartą o ściankę, to nadal nie była w stanie stwierdzić, czy jest bezpieczna, czy zaraz zostanie stratowana albo straci rękę.
Przez kilka bardzo długich sekund stała nadal w progu, patrząc w kierunku miejsca pracy Gryfona i walczyła ze sobą, chcąc powiedzieć coś więcej, odważyć się na dalszą interakcje, na pokazanie mu, że mówi prawdę i się go nie boi.
Ale tej śmiałości nie znalazła.
Westchnęła smętnie pod nosem i marszcząc brwi w zmartwieniu, wróciła do wnętrza swojego boksu bez słowa i w ciszy zabrała się za dalsze sprzątanie. Ręce bolały niby trochę mniej, bo nie musiały dźwigać takiego ciężaru, ale nawet mimo to odciski piekły coraz bardziej. A poza odciskami również duma i samoocena, która z niskiej chwilowo oscylowała w granicach ujemności.
I co z tego, że się dobrze uczyła i dbała o to, żeby dobrze wyglądać, być przykładną, dobrą osobą, skoro najwyraźniej wychodziła na ofiarę losu? Gorzej: Vates w najlepsze siedział sobie na ściance boksu (gdyby istniał naprawdę, to byłoby mu bardzo niewygodnie i niestabilnie) i nie nie tylko potwierdzał to wszystko, wręcz bezpośrednio sugerował, że April robi to wszystko celowo. Bo jeśli nie, to czemu po pijaku z taką łatwością wyszła ze swojej strefy komfortu i bawiła się poza nią w najlepsze? Mogłaby to zrobić i na co dzień, ale najwyraźniej po prostu nie chciała.
Bardzo mocno starała się ignorować słyszany tylko sobie głos, ale nie mogła, bo każde kolejne słowo trafiało bardzo mocno w to, co teraz najbardziej ją bolało. Dlatego w pewnej chwili nie wytrzymała i kilka razy bardziej energicznie machnąwszy łopatą, żeby skończyć sprzątać ten głupi boks, w końcu spojrzała na Vatesa i syknęła w jego kierunku dość cicho - choć może nie wystarczająco cicho, żeby nie zostać tak całkiem zupełnie nieusłyszaną w spokojnej stajni.
- Zostaw mnie w spokoju... - Zgromiwszy "przyjaciela" zranionym spojrzeniem, machnęła jeszcze trzy razy łopatą i w końcu mogła z tego boksu wyjść. Zrobiła to niezwłocznie.
Skierowała się do kolejnego boksu, przez całą tę frustrację zapominając w ogóle, że przecież Will zaproponował jej wyprowadzanie testrali, bo ich nie widziała. Otworzyła drzwiczki kolejnego boksu i postąpiła zaledwie pół kroku do środka, kiery poczuła jak coś ciepłego i skórzastego ociera jej się o ramię. Zamarła w pół kroku w bezruchu, w jednej dłoni trzymając łopatę, a drugą opierając o ściankę boksu, blokując sobą przejście i w sumie... nie wiedząc co ma zrobić. No bo nie widziała zwierzęcia, ale poczuła je i to przypomniało jej o ich obecności w boksach. Wtedy też zauważyła ruch na ściółce, ale to nadal niewiele jej dawało, bo nie widziała samego testrala i nie miała pojęcia jakie ma wobec niej zamiary.
- Uuum... W-Will...? - Odezwała się trochę drżącym z niepewności głosem. Pozostała w bezruchu, żeby w razie czego nie prowokować zwierzęcia, które stało gdzieś blisko niej. Czuła jego ciepło.
I chociaż sam testral nie miał żadnych agresywnych zapędów, ot stał sobie obok i obwąchiwał właśnie rękę April opartą o ściankę, to nadal nie była w stanie stwierdzić, czy jest bezpieczna, czy zaraz zostanie stratowana albo straci rękę.