03-02-2021, 11:44 AM
Zaczynał być poważnie zmęczony. Bolały go trochę nogi, bo mimo wszystko dawno nie musiał aż tak intensywnie uciekać z obawą, że zaraz zostanie złapany i pobity. Do tego drugiego powinien się już przyzwyczaić po wszelkich ekscesach w domu, niemniej nadal nie było to zbyt przyjemne. Nie, kiedy człowiek wiedział, że dostał w mordę bez większego powodu.
-Paręnaście minut może… wiesz… nie wiem, nie liczyłem. Byłem zajęty uciekaniem - odpowiedział, dysząc. Tak, z całą pewnością konwersacja w trakcie takiego wysiłku nie była tym, czego potrzebował. Przecież jak tak dalej pójdzie to nie zauważy jakiejś przeszkody i w nią wpadnie. Miał do tego tendencję, bo jeśli komuś miało się przytrafić coś żenującego, ale niebezpiecznego, to z całą pewnością właśnie Maxwellowi.
Odetchnął głęboko, kiedy okazało się, że osiłki, które ich goniły, dały się wyrolować w tak prosty sposób, jak zwianie w inną uliczkę. Na Merlina, jak dobrze, że nie należeli do tych inteligentnych, bo już dawno byłoby po nich. Zwłaszcza, że wystarczyło stanąć po obu stronach uliczki, aby nie pozwolić ofiarom uciec.
Opadł na ziemię, nie przejmując się, że zaraz będzie cały mokry. I śmierdzący, ostatecznie to śmietnik.
-Wiesz… jakoś tego nie planowałem - odpowiedział, opierając głowę o ścianę za sobą. Było mu na rękę, że Ian stał kawałek od niego. Nigdy nie czuł się pewnie przebywając z przedstawicielami płci męskiej sam na sam. Z wiadomych powodów. - W ogóle… czemu tu jesteś, co? To raczej dziwne miejsce dla czarodziejów - zerknął na niego. O ile zakład, że pewnie miał zamiar odwinąć jakiś numer, tylko McKay mu w tym przeszkodził.
-Paręnaście minut może… wiesz… nie wiem, nie liczyłem. Byłem zajęty uciekaniem - odpowiedział, dysząc. Tak, z całą pewnością konwersacja w trakcie takiego wysiłku nie była tym, czego potrzebował. Przecież jak tak dalej pójdzie to nie zauważy jakiejś przeszkody i w nią wpadnie. Miał do tego tendencję, bo jeśli komuś miało się przytrafić coś żenującego, ale niebezpiecznego, to z całą pewnością właśnie Maxwellowi.
Odetchnął głęboko, kiedy okazało się, że osiłki, które ich goniły, dały się wyrolować w tak prosty sposób, jak zwianie w inną uliczkę. Na Merlina, jak dobrze, że nie należeli do tych inteligentnych, bo już dawno byłoby po nich. Zwłaszcza, że wystarczyło stanąć po obu stronach uliczki, aby nie pozwolić ofiarom uciec.
Opadł na ziemię, nie przejmując się, że zaraz będzie cały mokry. I śmierdzący, ostatecznie to śmietnik.
-Wiesz… jakoś tego nie planowałem - odpowiedział, opierając głowę o ścianę za sobą. Było mu na rękę, że Ian stał kawałek od niego. Nigdy nie czuł się pewnie przebywając z przedstawicielami płci męskiej sam na sam. Z wiadomych powodów. - W ogóle… czemu tu jesteś, co? To raczej dziwne miejsce dla czarodziejów - zerknął na niego. O ile zakład, że pewnie miał zamiar odwinąć jakiś numer, tylko McKay mu w tym przeszkodził.