03-04-2022, 05:23 AM
Oczywiście liczył tu na odpowiedź. Był szczerze ciekaw, czego Aaron tak właściwie chce, a ten zgrabnie przeszedł tylko do kolejnego tematu, który rzecz jasna miał okazać się niedługo równie niewygodny jak co najmniej połowa z zadawanych do tej pory pytań.
- Znaczy że miałbym być zazdrosny o to, że co, że z kimś gadasz? - spytał w pierwszej kolejności powołując się na absurdalność pytania.
W pierwszej kolejności właśnie takie się wydawało. Absurdalne. Dopiero po chwili miał szansę pomyśleć o tym nieco poważniej... Choć faktycznie może nie do końca podobała mu się ta wizja, wiedział równocześnie, że nie może i nie będzie mógł prawdopodobnie nigdy zabronić mu niczego. Nie miał na to wpływu. Wbił wzrok w blat stołu, jak gdyby to on miał mieć wypisane na sobie wszystkie odpowiedzi.
- A jaką to w ogóle robi różnicę? - spytał już nieco innym tonem, niż przed chwilą. A konkretnie tonem dzieciaka, który ma ogłosić światu wielką nowinę - to znaczy, że w gruncie rzeczy nic w życiu nie ma sensu. Co prawda nie był jeszcze na etapie takiego dramatyzowania, niemniej jednak frustracja mieszała się tu z wieloma innymi emocjami i może chwilami zajmowała nawet pierwszy plan. Były to też momenty, kiedy zastanawiał się podczas spotkań z Aaronem, co właściwie tutaj robi i jaki nie starszy Ślizgon, a on sam ma w tym wszystkim cel? Starał się - o ironio - myśleć trzeźwo i nie robić sobie żadnych nadziei, a jednak z każdą kolejną rozmową lgnął do niego coraz bardziej.
Ale to jeszcze nie czas na kryzys. Rozmowa skutecznie odciągała go od zajścia w podobnych rozważaniach zbyt daleko. Na takie myśli będzie miał czas po wszystkim. Stanowczo za dużo czasu na stanowczo za dużo myśli, którymi z nikim nie mógł się do tej pory podzielić. Nie chodzi o to, że nie chciał... Zwyczajnie nie wiedziałby nawet jak się za to zabrać. Wszystko to, co miało miejsce między nim a Aaronem - a przynajmniej z jego perspektywy - było dla niego dziwne, nowe, problematyczne i... Cóż, nie potrafił tego ubrać w słowa. Próbował! Co najmniej raz próbował zwierzyć się bratu. O ile w ogóle można nazwać to próbą - w rzeczywistości leżał na łóżku, gapił się w w sufit i pisał sobie w myślach scenariusz przebiegu potencjalnej rozmowy. Ostatecznie cały wylądował w wyimaginowanym koszu. Najwyżej kiedyś wybuchnie pod wpływem nadmiaru emocji, kolejnych pytań do siebie samego, czy nieproszonych myśli.
Przy tym wszystkim naprawdę starał się też nie przejmować jego opinią. Opinią, której przede wszystkim nie znał. Wszystko, o czym Aaron mówił brzmiało dziwnie ironicznie, często prześmiewczo, a Philip chciał jedynie udowodnić mu w wielu przypadkach, że nie ma racji i zwyczajnie go nie docenia. Czy nie doceniał? Nie mógł wiedzieć tego na pewno, ale tak właśnie się czuł. I choć wielu osobom starał się już w swoim życiu udowodnić własne racje, czy własną wartość - chociażby za pomocą czegoś takiego jak te jego niewielkie, każdorazowe zemsty za najmniejszą zniewagę - faktycznie tu sytuacja miała się nieco inaczej. Innym osobom Philip chciał tylko udowodnić, że nie mają racji, niemniej jednak nie musieli wcale go lubić. Tu ewidentnie w wielu sytuacjach chodziło w jakiś sposób o popisanie się.
Zaraz ponownie podniósł na niego wzrok i posłuchał uważnie - co rzecz jasna nie było żadną nowością. Odkąd zaczęli w ogóle tak naprawdę rozmawiać kilka dni temu, nie przeoczył ani jednego słowa, które Aaron wypowiedział w jego kierunku. I choć patrzył na niego z pewną dozą nieufności, szczerze rozważał, na ile prawdziwe były jego słowa. Kłóciły się nieco z tym, jak Philip sądził, że jest do tej pory postrzegany. To znaczy, konkretnie przez starszego Ślizgona.
- Nie. - skłamał bez zawahania i zaraz sam zaczął się zastanawiać, dlaczego to powiedział. Chyba tylko po to, by się z nim nie zgodzić? By desperacko spróbować zagiąć jego? Ale przecież musiał wiedzieć, że to zdecydowanie zbyt słabe, żeby tak po prostu wyszło. - Nie, skoro nie potrafisz odpowiedzieć.
Tu nawet odwzajemnił lekki uśmiech, uznając własny tekst za jakąś potencjalną, drobną wygraną. Nie musiała wcale się nią stać, a jednak przerabianie w kółko możliwych przyszłych rozmów z Aaronem raz się na coś przydały i nie zbył tematu odpowiedzią zamykającą się w jednym słowie!
Następnie musiał podążyć za nim wzrokiem, kiedy bez wyjaśnień odszedł od stołu. Oczywiście, jak to zwykle bywało, poczuł drobne ukłucie niepokoju, sądząc, że równie dobrze mógł tak po prostu odejść i zostawić go tu samego, z czym wbrew pozorom, jakie chciał za wszelką cenę zachować, nie czułby się zbyt swobodnie. Uspokoił się jednak szybko, gdy zauważył, że zmierza jedynie do baru, dając mu tym samym chwilę na to by odetchnąć i może nieco lepiej zapoznać się z alkoholem, który wciąż miał przed sobą. W końcu, to jedna z nielicznych sytuacji, kiedy nie był podczas spotkania pod stałą obserwacją. Mógł przez chwilę nie czuć na sobie jego, jak sądził, oceniającego wzroku. Dlatego też, korzystając z chwili wytchnienia, ponownie uniósł szklankę oraz ponownie nadpił z niej trochę, tym razem spokojniej, wolniej, aby równocześnie dociec, co wszyscy widzą w tych trunkach oraz jaki rzeczona whisky w ogóle miała smak, skoro za pierwszym razem nie do końca był w stanie zarejestrować wiele więcej, niż samo ciepło.
Kiedy z kolei wrócił, Philip podparł głowę ręką, patrząc na niego pytająco. Nie musiał długo czekać na wyjaśnienia. Z kolei pomysł Aarona był równie kuszący, co ryzykowny. Nie to, żeby nie lubił ryzyka. Przecież tu nie stchórzy! W dodatku, dostał pierwsze pytanie po swojej stronie. Gorzej, że spośród wszystkich kłębiących się teraz w jego głowie, musiał wybrać jedno.
- Dobra, super - zaczął ochoczo, po czym zamilkł na moment, aby wyselekcjonować możliwie najlepsze pytanie.
Oczywiście w pierwszej kolejności poczuł, jak wszystkie sensowne myśli, zdają się nagle głupie i niegodne, na co zmarszczył lekko brwi. Chciał spytać go ponownie o durny pocałunek w czoło, ale przecież o tym zdążyli już porozmawiać... Nie dostał odpowiedzi, a jednak nie chciał brzmieć na zdesperowanego, czy też jakby miał obsesję na tym punkcie. Pytanie o uczucia również byłoby tu skrajnie niewygodne. Czemu go tu przyprowadził? Dlaczego przy ostatnich spotkaniach przekraczał jego przestrzeń osobistą? Co się zmieniło między nimi? Kim dla siebie są i dlaczego? Wszystkie te pytania były ważne, ale doskonale wiedział, że nie może ich zadać. Przynajmniej nie w tej formie. Ale co zostawało alternatywą? Pytanie o ulubiony kolor?
Ironicznie zadawanie pytań miało być tylko tą prostszą częścią zabawy...
- To... Nadal nie mówiłeś, co jest takie interesujące? - spytał w końcu, tak naprawdę powtarzając tym samym własne pytanie sprzed paru minut. - Na tyle, że niby faktycznie... Poświęcasz mi tyle uwagi?
Celowo posłużył się tu pobieżnie jego słowami. W końcu jeszcze przed chwilą niemal groził mu, że poświęci rzeczoną uwagę komu innemu, jeśli jemu to tak nie pasowało. Choć początkowo chciał poszukać innych słów, ten dobór wydawał się bezpieczny. Będzie mógł przecież całość zironizować!
- Znaczy że miałbym być zazdrosny o to, że co, że z kimś gadasz? - spytał w pierwszej kolejności powołując się na absurdalność pytania.
W pierwszej kolejności właśnie takie się wydawało. Absurdalne. Dopiero po chwili miał szansę pomyśleć o tym nieco poważniej... Choć faktycznie może nie do końca podobała mu się ta wizja, wiedział równocześnie, że nie może i nie będzie mógł prawdopodobnie nigdy zabronić mu niczego. Nie miał na to wpływu. Wbił wzrok w blat stołu, jak gdyby to on miał mieć wypisane na sobie wszystkie odpowiedzi.
- A jaką to w ogóle robi różnicę? - spytał już nieco innym tonem, niż przed chwilą. A konkretnie tonem dzieciaka, który ma ogłosić światu wielką nowinę - to znaczy, że w gruncie rzeczy nic w życiu nie ma sensu. Co prawda nie był jeszcze na etapie takiego dramatyzowania, niemniej jednak frustracja mieszała się tu z wieloma innymi emocjami i może chwilami zajmowała nawet pierwszy plan. Były to też momenty, kiedy zastanawiał się podczas spotkań z Aaronem, co właściwie tutaj robi i jaki nie starszy Ślizgon, a on sam ma w tym wszystkim cel? Starał się - o ironio - myśleć trzeźwo i nie robić sobie żadnych nadziei, a jednak z każdą kolejną rozmową lgnął do niego coraz bardziej.
Ale to jeszcze nie czas na kryzys. Rozmowa skutecznie odciągała go od zajścia w podobnych rozważaniach zbyt daleko. Na takie myśli będzie miał czas po wszystkim. Stanowczo za dużo czasu na stanowczo za dużo myśli, którymi z nikim nie mógł się do tej pory podzielić. Nie chodzi o to, że nie chciał... Zwyczajnie nie wiedziałby nawet jak się za to zabrać. Wszystko to, co miało miejsce między nim a Aaronem - a przynajmniej z jego perspektywy - było dla niego dziwne, nowe, problematyczne i... Cóż, nie potrafił tego ubrać w słowa. Próbował! Co najmniej raz próbował zwierzyć się bratu. O ile w ogóle można nazwać to próbą - w rzeczywistości leżał na łóżku, gapił się w w sufit i pisał sobie w myślach scenariusz przebiegu potencjalnej rozmowy. Ostatecznie cały wylądował w wyimaginowanym koszu. Najwyżej kiedyś wybuchnie pod wpływem nadmiaru emocji, kolejnych pytań do siebie samego, czy nieproszonych myśli.
Przy tym wszystkim naprawdę starał się też nie przejmować jego opinią. Opinią, której przede wszystkim nie znał. Wszystko, o czym Aaron mówił brzmiało dziwnie ironicznie, często prześmiewczo, a Philip chciał jedynie udowodnić mu w wielu przypadkach, że nie ma racji i zwyczajnie go nie docenia. Czy nie doceniał? Nie mógł wiedzieć tego na pewno, ale tak właśnie się czuł. I choć wielu osobom starał się już w swoim życiu udowodnić własne racje, czy własną wartość - chociażby za pomocą czegoś takiego jak te jego niewielkie, każdorazowe zemsty za najmniejszą zniewagę - faktycznie tu sytuacja miała się nieco inaczej. Innym osobom Philip chciał tylko udowodnić, że nie mają racji, niemniej jednak nie musieli wcale go lubić. Tu ewidentnie w wielu sytuacjach chodziło w jakiś sposób o popisanie się.
Zaraz ponownie podniósł na niego wzrok i posłuchał uważnie - co rzecz jasna nie było żadną nowością. Odkąd zaczęli w ogóle tak naprawdę rozmawiać kilka dni temu, nie przeoczył ani jednego słowa, które Aaron wypowiedział w jego kierunku. I choć patrzył na niego z pewną dozą nieufności, szczerze rozważał, na ile prawdziwe były jego słowa. Kłóciły się nieco z tym, jak Philip sądził, że jest do tej pory postrzegany. To znaczy, konkretnie przez starszego Ślizgona.
- Nie. - skłamał bez zawahania i zaraz sam zaczął się zastanawiać, dlaczego to powiedział. Chyba tylko po to, by się z nim nie zgodzić? By desperacko spróbować zagiąć jego? Ale przecież musiał wiedzieć, że to zdecydowanie zbyt słabe, żeby tak po prostu wyszło. - Nie, skoro nie potrafisz odpowiedzieć.
Tu nawet odwzajemnił lekki uśmiech, uznając własny tekst za jakąś potencjalną, drobną wygraną. Nie musiała wcale się nią stać, a jednak przerabianie w kółko możliwych przyszłych rozmów z Aaronem raz się na coś przydały i nie zbył tematu odpowiedzią zamykającą się w jednym słowie!
Następnie musiał podążyć za nim wzrokiem, kiedy bez wyjaśnień odszedł od stołu. Oczywiście, jak to zwykle bywało, poczuł drobne ukłucie niepokoju, sądząc, że równie dobrze mógł tak po prostu odejść i zostawić go tu samego, z czym wbrew pozorom, jakie chciał za wszelką cenę zachować, nie czułby się zbyt swobodnie. Uspokoił się jednak szybko, gdy zauważył, że zmierza jedynie do baru, dając mu tym samym chwilę na to by odetchnąć i może nieco lepiej zapoznać się z alkoholem, który wciąż miał przed sobą. W końcu, to jedna z nielicznych sytuacji, kiedy nie był podczas spotkania pod stałą obserwacją. Mógł przez chwilę nie czuć na sobie jego, jak sądził, oceniającego wzroku. Dlatego też, korzystając z chwili wytchnienia, ponownie uniósł szklankę oraz ponownie nadpił z niej trochę, tym razem spokojniej, wolniej, aby równocześnie dociec, co wszyscy widzą w tych trunkach oraz jaki rzeczona whisky w ogóle miała smak, skoro za pierwszym razem nie do końca był w stanie zarejestrować wiele więcej, niż samo ciepło.
Kiedy z kolei wrócił, Philip podparł głowę ręką, patrząc na niego pytająco. Nie musiał długo czekać na wyjaśnienia. Z kolei pomysł Aarona był równie kuszący, co ryzykowny. Nie to, żeby nie lubił ryzyka. Przecież tu nie stchórzy! W dodatku, dostał pierwsze pytanie po swojej stronie. Gorzej, że spośród wszystkich kłębiących się teraz w jego głowie, musiał wybrać jedno.
- Dobra, super - zaczął ochoczo, po czym zamilkł na moment, aby wyselekcjonować możliwie najlepsze pytanie.
Oczywiście w pierwszej kolejności poczuł, jak wszystkie sensowne myśli, zdają się nagle głupie i niegodne, na co zmarszczył lekko brwi. Chciał spytać go ponownie o durny pocałunek w czoło, ale przecież o tym zdążyli już porozmawiać... Nie dostał odpowiedzi, a jednak nie chciał brzmieć na zdesperowanego, czy też jakby miał obsesję na tym punkcie. Pytanie o uczucia również byłoby tu skrajnie niewygodne. Czemu go tu przyprowadził? Dlaczego przy ostatnich spotkaniach przekraczał jego przestrzeń osobistą? Co się zmieniło między nimi? Kim dla siebie są i dlaczego? Wszystkie te pytania były ważne, ale doskonale wiedział, że nie może ich zadać. Przynajmniej nie w tej formie. Ale co zostawało alternatywą? Pytanie o ulubiony kolor?
Ironicznie zadawanie pytań miało być tylko tą prostszą częścią zabawy...
- To... Nadal nie mówiłeś, co jest takie interesujące? - spytał w końcu, tak naprawdę powtarzając tym samym własne pytanie sprzed paru minut. - Na tyle, że niby faktycznie... Poświęcasz mi tyle uwagi?
Celowo posłużył się tu pobieżnie jego słowami. W końcu jeszcze przed chwilą niemal groził mu, że poświęci rzeczoną uwagę komu innemu, jeśli jemu to tak nie pasowało. Choć początkowo chciał poszukać innych słów, ten dobór wydawał się bezpieczny. Będzie mógł przecież całość zironizować!