03-04-2022, 03:35 PM
Podświadomie może i Philip chciał pewnej konfrontacji. Jakiegoś komunikatu, że nie tylko jemu zależało na tej dziwnej relacji? Zależało i... Cóż, zależy nadal. Wyobrażał sobie taką rozmowę wiele razy, a mimo to nie wiedział, co mógłby chcieć powiedzieć Aaronowi. Wszystko zdawało się brzmieć głupio i naiwnie, a chciał jeszcze wierzyć, że nie ma zbyt wiele wspólnego z żadną z tych cech. Może tylko tym bardziej naiwnie?
Zaraz zamknął oczy i dla zagłuszenia niepożądanych myśli, liczył w myślach sekundy. Ile wystarczy, by mógł bezpiecznie przejść gdzieś, gdzie nie spotka osób, których widzieć nie chciał?
Kiedy przekroczył setkę, zmarszczył lekko brwi. Naprawdę robił coś tak żałosnego... Ponownie westchnął cicho, ale uparcie liczył dalej, mając równocześnie nadzieję, że z każdą kolejną setką nie będzie pogłębiał własnego kryzysu.
Minęły może ze trzy minuty (oraz nierówna im liczba liczonych sekund), gdy w końcu Philip otworzył oczy po tym jak dał sam sobie zielone światło na bezpieczne opuszczenie klatki schodowej.
Dopiero po chwili dostrzegł osobę, której przecież unikał i od razu ogarnęła go dziwna panika. Długo tak tam stał? Może odkąd sam tu przyszedł? Ale był pewien, że wcześniej go nie widział... W dodatku nie miał pojęcia, czy to moment, kiedy powinien coś powiedzieć, czy też wstać i zebrać się do ucieczki. Chyba wyszłoby głupio. To znaczy, jakby nie patrzeć ostatnio dużo przed nim uciekał, ale nie w tak bezczelny sposób tuż sprzed nosa. Może nawet odezwałby się do drugiego Ślizgona, gdyby w durnym momencie zaskoczenia nie zakrztusił się... Cóż, podczas przełykania własnej śliny. Świetnie. Jakby do tej pory nie był wystarczająco żałosny.
Mimo to wstał pospiesznie i po chwili opanował problem. Odkaszlnął jeszcze i spojrzał prosto na Aarona i... Naprawdę nie wiedział, jak się zachować. Dobrze, mógł wygarnąć mu wszystko, ale co by to dało? Co najwyżej mógłby udawać, że tak naprawdę nie był na niego zły, ale to na ten moment również go przerastało.
Zaraz zamknął oczy i dla zagłuszenia niepożądanych myśli, liczył w myślach sekundy. Ile wystarczy, by mógł bezpiecznie przejść gdzieś, gdzie nie spotka osób, których widzieć nie chciał?
Kiedy przekroczył setkę, zmarszczył lekko brwi. Naprawdę robił coś tak żałosnego... Ponownie westchnął cicho, ale uparcie liczył dalej, mając równocześnie nadzieję, że z każdą kolejną setką nie będzie pogłębiał własnego kryzysu.
Minęły może ze trzy minuty (oraz nierówna im liczba liczonych sekund), gdy w końcu Philip otworzył oczy po tym jak dał sam sobie zielone światło na bezpieczne opuszczenie klatki schodowej.
Dopiero po chwili dostrzegł osobę, której przecież unikał i od razu ogarnęła go dziwna panika. Długo tak tam stał? Może odkąd sam tu przyszedł? Ale był pewien, że wcześniej go nie widział... W dodatku nie miał pojęcia, czy to moment, kiedy powinien coś powiedzieć, czy też wstać i zebrać się do ucieczki. Chyba wyszłoby głupio. To znaczy, jakby nie patrzeć ostatnio dużo przed nim uciekał, ale nie w tak bezczelny sposób tuż sprzed nosa. Może nawet odezwałby się do drugiego Ślizgona, gdyby w durnym momencie zaskoczenia nie zakrztusił się... Cóż, podczas przełykania własnej śliny. Świetnie. Jakby do tej pory nie był wystarczająco żałosny.
Mimo to wstał pospiesznie i po chwili opanował problem. Odkaszlnął jeszcze i spojrzał prosto na Aarona i... Naprawdę nie wiedział, jak się zachować. Dobrze, mógł wygarnąć mu wszystko, ale co by to dało? Co najwyżej mógłby udawać, że tak naprawdę nie był na niego zły, ale to na ten moment również go przerastało.