03-04-2022, 10:40 PM
Słuchał jej całego wywodu jak zwykle z uwagą. Może nie z zainteresowaniem jak na zawodach, ale po prostu bybł dobrym słuchaczem i nawet jak rozwijała się na pozornie mało istotny temat, lubił jej słuchać i był zainteresowany każdym takim wywodem. Głównie też dlatego, że to wiele o niej mówiło, mimo wszystko, jak i czerpał dziwny rodzaj komfortu z tych monologów. Nie wiedział sam dlaczego, po prostu tak było.
Nie wiedział jednak też dlaczego w ogóle starał się robić coś, czego nie potrafił. Nie był stworzony do przyjaźni ani koleżeństwa, a co dopiero do romantyzmów? Bardzo chciał i starał się, ale nie wychodziło. Może to kwestia stresu ogólnie. Może tego, że pamiętał mimo wszystko "przepowiednię" Nico by nie być bezpośrednim, bo Saoirse się przerazi. Może w ogóle nie powinien tego słuchać? A też trochę tym się zasłaniał, bo ciężko przychodziło mu zapraszanie wprost na randkę. Ba, miał przecież nadal problemy żeby wprost proponować ot czas wspólny i raczej albo starał się nakierować Saoirse na taki pomysł, albo był smutny, że nie wstrzelił się odpowiednio, jak ostatnio ze spacerem, gdy kiblował nad jeziorem w kryzysie. Zawsze pasowało mu bycie odizolowanym, zamkniętym na wszystkich, chłodnym, samym ze sobą. Było to w pewien sposób łatwe, bo nie prowokowało stresu zwalenia relacji, skoro ich nie było. Teraz było mu lepiej, teoretycznie, bo bardzo dużo dobrego czerpał z relacji z Puchonką. Mimo to dochodził teraz do momentu kiedy absolutnie nie był gotowy na dalsze kroki i choć bardzo, bardzo chciał, czuł dziwną blokadę przed pewnymi rzeczami. Na przykład przed zaproszeniem na randkę ot zwyczajnie, wprost. Tłumaczył sobie, że przecież go nikt nie zabije, a jednak bał się cholernie odrzucenia, wyśmiania, utraty tego, co teraz z Saoirse miał.
Ledwo powstrzymał sfrustrowane westchnienie gdy Saoirse wyraźnie nie tylko nie zrozumiała przekazu, ale odebrała to jako niby wyrzut, że coś sama powiedziała nie tak. Odwrócił na chwilę wzrok, wstrzymując powietrze na kilka sekund, po czym pokiwał głową, posyłając jej wymuszony, krótki uśmiech.
- Tak, nieszczególnie. - Zgodził się sztywno, choć starał się brzmieć łagodnie. Wyszło... Dość łagodnie, ale raczej w jego stylu, też dość chłodno, nie zdawał sobie z tego jednak sprawy. - To fajnie. We dwoje raźniej. - Czy coś... Sam nie wiedział nawet czemu pieprznął taką głupotę skoro raz, że zawsze chodził sam i jakoś mniej raźno mu nie było, dwa... Nie no, po prostu stres już go zjadł i miał wrażenie, że to jakaś parodia, on był parodią, to już doprawdy żałosne, to tylko jedno pytanie!
Spuścił na chwilę wzrok, ot tak bez powodu, jednak zamarł gdy zobaczył opadający na jego ramiona kosmyk ciemnogranatowych włosów, prostych, za długich jak na niego. I jak tylko po sekundzie dotarło do niego, że znowu to zrobił i najpewniej Saoirse miała niemały pokaz jakiegoś pojebania w związku z frustracją, aż dość energicznie wstał.
- No dobra, to potem dogadamy gdzie się widzimy. A teraz lecę i... Tak. - o czym obrócił się na pięcie i zaczął pospiesznie odchodzić, jeszcze po kilku długich krokach, sięgając do kosmyka i dla pewności sprawdzając czy na pewno to nie jest blond loczek. Nichuja nie był. Nawet nie wiedział co to było, jebane pasemka? Zorzę sobie dojebał? Co za wstyd. Chociaż zaraz jego włosy pociemniały do czerni, ale naprawdę nie chciał nawet się domyślać co się działo gdy nie miał pojęcia o przemianach. Zaczął jedynie szukać gorączkowo w torbie podręcznego lusterka, chcąc sprawdzić co aktualnie się podziało. Bo skąd miałby wiedzieć?
Nie wiedział jednak też dlaczego w ogóle starał się robić coś, czego nie potrafił. Nie był stworzony do przyjaźni ani koleżeństwa, a co dopiero do romantyzmów? Bardzo chciał i starał się, ale nie wychodziło. Może to kwestia stresu ogólnie. Może tego, że pamiętał mimo wszystko "przepowiednię" Nico by nie być bezpośrednim, bo Saoirse się przerazi. Może w ogóle nie powinien tego słuchać? A też trochę tym się zasłaniał, bo ciężko przychodziło mu zapraszanie wprost na randkę. Ba, miał przecież nadal problemy żeby wprost proponować ot czas wspólny i raczej albo starał się nakierować Saoirse na taki pomysł, albo był smutny, że nie wstrzelił się odpowiednio, jak ostatnio ze spacerem, gdy kiblował nad jeziorem w kryzysie. Zawsze pasowało mu bycie odizolowanym, zamkniętym na wszystkich, chłodnym, samym ze sobą. Było to w pewien sposób łatwe, bo nie prowokowało stresu zwalenia relacji, skoro ich nie było. Teraz było mu lepiej, teoretycznie, bo bardzo dużo dobrego czerpał z relacji z Puchonką. Mimo to dochodził teraz do momentu kiedy absolutnie nie był gotowy na dalsze kroki i choć bardzo, bardzo chciał, czuł dziwną blokadę przed pewnymi rzeczami. Na przykład przed zaproszeniem na randkę ot zwyczajnie, wprost. Tłumaczył sobie, że przecież go nikt nie zabije, a jednak bał się cholernie odrzucenia, wyśmiania, utraty tego, co teraz z Saoirse miał.
Ledwo powstrzymał sfrustrowane westchnienie gdy Saoirse wyraźnie nie tylko nie zrozumiała przekazu, ale odebrała to jako niby wyrzut, że coś sama powiedziała nie tak. Odwrócił na chwilę wzrok, wstrzymując powietrze na kilka sekund, po czym pokiwał głową, posyłając jej wymuszony, krótki uśmiech.
- Tak, nieszczególnie. - Zgodził się sztywno, choć starał się brzmieć łagodnie. Wyszło... Dość łagodnie, ale raczej w jego stylu, też dość chłodno, nie zdawał sobie z tego jednak sprawy. - To fajnie. We dwoje raźniej. - Czy coś... Sam nie wiedział nawet czemu pieprznął taką głupotę skoro raz, że zawsze chodził sam i jakoś mniej raźno mu nie było, dwa... Nie no, po prostu stres już go zjadł i miał wrażenie, że to jakaś parodia, on był parodią, to już doprawdy żałosne, to tylko jedno pytanie!
Spuścił na chwilę wzrok, ot tak bez powodu, jednak zamarł gdy zobaczył opadający na jego ramiona kosmyk ciemnogranatowych włosów, prostych, za długich jak na niego. I jak tylko po sekundzie dotarło do niego, że znowu to zrobił i najpewniej Saoirse miała niemały pokaz jakiegoś pojebania w związku z frustracją, aż dość energicznie wstał.
- No dobra, to potem dogadamy gdzie się widzimy. A teraz lecę i... Tak. - o czym obrócił się na pięcie i zaczął pospiesznie odchodzić, jeszcze po kilku długich krokach, sięgając do kosmyka i dla pewności sprawdzając czy na pewno to nie jest blond loczek. Nichuja nie był. Nawet nie wiedział co to było, jebane pasemka? Zorzę sobie dojebał? Co za wstyd. Chociaż zaraz jego włosy pociemniały do czerni, ale naprawdę nie chciał nawet się domyślać co się działo gdy nie miał pojęcia o przemianach. Zaczął jedynie szukać gorączkowo w torbie podręcznego lusterka, chcąc sprawdzić co aktualnie się podziało. Bo skąd miałby wiedzieć?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."